47.

333 27 26
                                    

Dylan: 

Z pomocą Bretta udało mi się znaleźć odpowiedniego dla mnie terapeutę, byłem już po dwóch spotkaniach. Jedną z moich wad było to, że byłem cholernie niecierpliwy. Ja chciałem efektów tu i teraz, a po dwóch spotkaniach czułem się tak jak wcześniej, a nawet i nie, bo musiałem opowiedzieć terapeutce o mojej traumie co wiąże się z grzebaniem w przeszłości, i czułem się jeszcze gorzej.

Ogólnie ostatnimi czasy nie byłem w najlepszej formie, promotor chciał bym pisał w szybszym tempie pracę, a ja nie chciałem pomocy Thomasa, bo sam miał bardzo dużo nauki. Do tego ta terapeutka, która mam wrażenie nie rozumiała mnie i już na starcie się zniechęcałem.

- Daj sobie czas, tyle gryzłeś się z tym sam, a teraz coś z tym robisz. Wszystko w swoim czasie - powtarzał Thomas.

- Nienawidzę tego, że jestem tak cholernie niecierpliwy - narzekałem nadal obserwując Thomasa, który się przebierał. Mieli dziś iść z Liamem na integrację z ludźmi z roku, rzecz jasna nie chcieli nigdzie iść, ale po kilku dniach przekonywania żeby poszli bo wszyscy się zintegrują a oni zostaną sami jakoś się przekonali.

Thomas upierał się, że lepiej będzie gdy zostanie i pomoże mi pisać pracę, ale ja nie wyobrażałem sobie pisać tej jebanej pracy w piątkowy wieczór.

- Tylko nie wracajcie za szybko, to integracja - zapinałem mu koszulę, Thomas bacznie mnie obserwował.

- A co, chcesz coś dzisiaj przeskrobać i się mnie pozbyć? - zaśmiał się.

- No pewnie, zaraz sobie sprowadzę panienki i będę się świetnie bawił - powiedziałem, Thomas wykrzywił twarz w grymasie i mnie lekko uderzył w ramię. Niby znał się na żartach, ale był tak zazdrosny, że nawet takie żarty go denerwowały.

- Bo zaraz nigdzie nie pójdę - zagroził.

- Żartuję, wyluzuj kochanie. Coś porysuję i posłucham muzyki, ale jak wrócisz to wpadnij do mnie od razu i opowiedz jak było. I może spędzimy razem jakiś romantyczny wieczór.

- Dobrze, wpadnę z chęcią - obiecał - Czekaj na mnie grzecznie, a nie pożałujesz.

Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia dnia, niż spędzenie romantycznie czasu z Thomasem, aż miałem nadzieję, że niebawem do mnie wróci i coś porobimy.

Gdy chłopaki w końcu się wybrali wróciłem do mieszkania, Bretta też nie było, bo przesiadywał w bibliotece. Pewnie nie siedziałby tam w piątek do tak późna, ale miał zaległy referat, który ja o dziwo dawno oddałem, oczywiście swój udział w tym miał Thomas, który to pewnego wieczoru przymusił mnie do napisania tego bym nie odkładał wszystkiego na ostatnią chwilę. Byłem mu wdzięczny, że na daną chwilę nie musiałem się z tym użerać i spędzać piątkowego wieczoru w bibliotece jak Brett.

Zawsze tak miałem, że w piątki wieczorem nie lubiłem ani się uczyć, ani nic robić na studia czy do szkoły gdy jeszcze tam chodziłem. Piątek wieczór to zawsze był czas odpoczynku czy porobienia czegoś na co miałem ochotę.

Przysiadłem do biurka, włączyłem ulubioną muzykę, i zrobiłem sobie herbatę. Szukałem inspiracji do tworzenia projektów na instagramie, i gdy znalazłem coś sensownego co mnie natchnęło wziąłem do ręki ołówek by stworzyć wstępny zarys, a potem stworzyć coś podobnego w programie komputerowym.

Starałem się idealnie odwzorować mój pomysł, i szło mi całkiem dobrze, jednak spokój został zakłócony bo ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłem ołówek i poszedłem otworzyć, ujrzałem Scotta i Minho - w sumie mogłem się tego spodziewać, byli mistrzami niezapowiedzianych wizyt.

- To, że przyszliście obydwaj nie zwiastuje nic dobrego, zawsze gdy się pojawiacie to się coś odpierdala - powiedziałem. 

- O proszę, my tu przychodzimy z czymś fajnym i tak nas wita - zwrócił się Minho do Scotta, który zza pleców wyjął rękę w której trzymał jakąś butelkę.

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz