11.

494 43 40
                                    

Liam:

Gdy Dylan pomógł nam wstawić pranie zajęliśmy się dalszą częścią wypakowywania rzeczy w naszym nowym mieszkaniu, i czekaliśmy aż się skończy pranie.

- Nie wierzę, że będziemy studiować - mówiłem zachwycony.

- Ja też, widziałeś jak tam pięknie? Koniec z tyraniem w polu i na targu. Chociaż powiem ci, że czuję się dziwnie... No wiesz... - powiedział Thomas. Bolało go chyba trochę rozstanie z rodziną, mnie w sumie też, więc to zrozumiałe.

- Wiem, ale trzeba coś czasem zrobić dla siebie, rozmawialiśmy o tym Thomas. Tak jest lepiej, nie można wiecznie pod kogoś - mówiłem pocieszającym głosem gdy wypakowywaliśmy nasze rzeczy. 

- Tak, racja. Musimy jutro się nauczyć posługiwać... Tym - powiedział blondyn wskazując na telefony dotykowe, które nas przerażały swoim poziomem technologicznym.

- Ojciec by mnie zabił jakby to zobaczył - zaśmiałem się na myśl jak na to by faktycznie zareagował.

- Mój też. Ale no faktycznie, ludzie tu nie funkcjonują bez tego. Trochę się cykam. Ale mam nadzieję, że sobie poradzimy - mówił Thomas. 

Tak, takie obawy towarzyszyły nam ciągle, byliśmy trochę jak wyjęci z innego świata. 

Upłynęła ponad godzina i przyszedł do nas Dylan by pomóc nam obsłużyć tę machinę do prania byśmy ją potrafili obsługiwać, co wyglądało na ultra trudne. Ubrania które nam pomogli wybrać chłopaki totalnie odbiegały od dotychczasowych, no i nawet z Thomasem nie wiedzieliśmy czego szukamy, nie mieliśmy własnego stylu, bo przecież nie mieliśmy w wiosce wyboru co do ciuchów.

Potem udaliśmy się z Dylanem do mieszkania jego i Bretta, brunet na samym wstępie wręczył nam piwo, co było dla nas niespotykane, bo u nas się za bardzo nie piło. Usiedliśmy na podłodze na poduszkach, Dylan przyniósł jakieś chrupki do jedzenia.

- Co to jest? - spytałem patrząc na dzbanek z rurami wokół którego siedliśmy.

- To jest shisha, to się pali - powiedział Brett i podał mi rurę, węża, czy coś w ten deseń.

- Włóż do ust i się zaciągnij, jak papierosem - dodał, tak też zrobiłem i poczułem w ustach słodki smak, jakby jakichś owoców, po czym wypuściłem gęsty dym który uniósł się po pomieszczeniu i pofrunął w stronę otwartego całkowicie okna.

- Ale dobre - powiedziałem zachwycony, Thomas nieufnie zerkał na ten wynalazek.

- Powiecie nam jak się wyrwaliście z domu? - spytał Dylan popijając piwo. Popatrzyliśmy po sobie z Thomasem.

- No dobra, to ja powiem, bo Thomasowi ciężko - zacząłem - No to po tym jak gadaliśmy z Tobą Dylan to ustaliliśmy, że będziemy się powoli pakować. No i faktycznie i mnie i Thomasowi się to udało. Tyle, że jego rodzice ogarnęli, że coś nie gra i zaczęli pytać co on kombinuje no to on wygarnął im, że wynosi się stąd, to było już po drugiej rozmowie z tobą. No to oni zaczęli go szantażować, że się go wyrzekną i takie tam. I go za wszelką cenę nie chcieli puścić, więc ukradł z domu bryczkę i jedną noc przespał pod lasem żeby nie musieć już się ukrywać z tym, że się wyprowadza. U mnie poszło lepiej, to znaczy oczywiście się rodzice oburzyli, ale poniekąd to zrozumieli. Ale finalnie i tak się mnie wyrzekli, bo po chrzcie opuściłem wspólnotę, no i Thomasa też się wyrzekli i takim sposobem zostaliśmy wygnańcami. Teraz nasi rodzice będą udawać, że nie istniejemy i nigdy nie istnieliśmy, a nasz temat nigdy już nie będzie poruszany - wyjaśniłem. 

- I co, nie możecie jechać i ich odwiedzić czy coś? - spytał Brett.

- Nie. Wygnali nas - wyjaśniłem. 

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz