Brett:
Był piątkowy wieczór. Amisze poszli gdzieś na spacer, a ja siedziałem z Dylanem. Od naszej wizyty na cmentarzu minęły trzy dni, mój przyjaciel wydawał się nieco uspokojony i coraz bardziej przypominał dawnego siebie, chociaż często się zamyślał, i widziałem że ta rocznica śmierci jego dziewczyny nadal na niego oddziaływała. Miałem nadzieję, że uda mi się go namówić na terapię, z nim było naprawdę źle, a nie chciałem by do końca życia ta sprawa nad nim ciążyła. Było mi go bardzo szkoda, i było mi głupio za każde złe słowo wypowiedziane na niego w kwestii uczuć co do innych. Może i zachowywał się jak drań, ale nie wzięło się to z niczego, widać jak nadal był pogubiony.
Dopiero przez tę sytuację poznałem prawdziwego Dylana, uświadomiłem sobie pod jak grubym płaszczem skrywał prawdziwego siebie i jak bardzo robił dobrą minę do złej gry, ile w sobie rzeczy tłumił i jak zniszczony jest w środku.
Nic nie zapowiadało by ten wieczór został zepsuty - siedzieliśmy z Dylanem i oglądaliśmy mecz zajadając się chipsami i komentując na głos grę piłkarzy. Nagle ktoś zapukał do drzwi, popatrzyliśmy po sobie, wzruszyłem ramionami i poszedłem by sprawdzić któż to nam złożył wizytę, chociaż byłem przekonany że to pewnie Minho - często wpadał do nas, bo zabrakło mu czegoś do gotowania lub coś w tym stylu. Jednak gdy otworzyłem i zobaczyłem Andy'ego - jednego z chłopaków z którymi miałem ostatnio dość spory problem zdenerwowałem się od razu, bo nie zwiastowało to nic dobrego.
- Co ty tu robisz? - spytałem ściszonym głosem, odwróciłem się a Dylan wyglądał bo był ciekawy kto przyszedł. Uśmiechnąłem się lekko w jego stronę, by pokazać że niby jest wszystko okej i spojrzałem na Andy'ego.
- Poratuj jakimś hajsem - powiedział i się wrednie uśmiechnął.
Wypchnąłem go za drzwi po czym je zamknąłem, by Dylan nic nie słyszał.
- Co ty myślisz, że ja skarbonka jestem? Nie mam - powiedziałem.
- Mam powiedzieć twojemu chłopakowi kilka ciekawych rzeczy o tobie? - spytał i założył ręce na piersiach. Przestraszyłem się, tak po prostu przyszedł do akademika i praktycznie w każdej chwili mógł natknąć się na Liama. Wpadłem jak błyskawica do mieszkania i wziąłem z kurtki portfel, po czym wyjąłem z niego trochę pieniędzy i dałem chłopakowi.
- Masz mnie tu nie nachodzić - syknąłem.
- My tu dyktujemy zasady - burknął, po czym się wrednie uśmiechnął, schował pieniądze do kieszeni i poszedł.
Wróciłem wkurzony do mieszkania, w wejściu do mojego pokoju stał Dylan oparty o framugę, wyglądał jakby czekał na jakieś wyjaśnienia.
- Jestem - powiedziałem udając, że nie wiem o co chodzi. Dylan śledził każdy mój ruch, jak wkładam portfel do kurtki i jaki jestem zdenerwowany.
- O co chodzi? - spytał.
- O nic, kolega chciał bym mu pożyczył trochę - wyjaśniłem.
- I dlatego wyglądasz na tak zdenerwowanego? Poza tym sam nie masz, bo pożyczałeś ode mnie, nie że ci wypominam, ale coś kombinujesz Brett - stwierdził Dyl.
- Nie, jest w porządku - powiedziałem twardo, ale Dylan nie dawał za wygraną. Usiadłem na łóżku i wgapiłem się w telewizor, udawałem że naprawdę nic się nie dzieje. Jednak wiedziałem, że Dylan nie da spokoju i będzie ciągnął temat dopóki się nie dowie wszystkiego.
- To ten sam chłopak, który był przed uczelnią, co powiedziałeś że to twoi znajomi. Ściemniasz, wpakowałeś się w coś - męczył nadal chłopak. Starałem się wymyślić w głowie jakieś sensowne wytłumaczenie, ale nie przychodziło mi żadne do głowy, tak strasznie nienawidziłem kłamać.
CZYTASZ
Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]
FanfictionDylan jest beztroskim imprezowym studentem uwielbiającym ozdabiać sobie ciało tatuażami. Pod koniec wakacji zostaje wysłany do wspólnoty amiszów, na których temat ma napisać pracę dyplomową na studia. Poznaje tam Thomasa i Liama - młodych amiszów kt...