9.

517 50 85
                                    

Dylan:

Minęło kilka dni od rozmowy z Thomasem i Liamem, a dokładnie trzy. Nie było z nimi żadnego kontaktu, nawet próbowałem się dodzwonić na ten numer z którego dzwonili do mnie, ale tam się za cholerę nie dało dodzwonić. Zaczynałem się trochę martwić co mogło się odjebać.

- Może ich rodzice im zabronili i jakoś ich przekupili by tam zostali - zastanawiałem się na głos gdy siedzieliśmy z Brettem i paliliśmy w pokoju, przy oczywiście szeroko otwartym oknie, bo nie można było tu palić.

- Może. Albo coś się stało, chociaż wydaje mi się, że tu chodzi o ich rodziców. Stella stwierdziła, że możemy ich nawet nie zobaczyć na oczy, bo przecież tam panują ścisłe zasady - wspomniał Brett. Na samo wspomnienie o Stelli wywróciłem oczami, co ona mogła wiedzieć. 

- Skoro Stella tak mówi, to to na pewno tak jest - powiedziałem sarkastycznie, ale on tego nie załapał - No nic. Może coś im stanęło na przeszkodzie, zresztą, przecież to nie jest tak łatwo spakować całe swoje dotychczasowe życie i się wyprowadzić.

Postanowiłem zająć się projektowaniem tatuaży, bo miałem kilka zamówień i musiałem stworzyć jakieś sensowne projekty. Po kilku godzinach bazgrania ołówkiem i przeglądaniu jakichś inspiracji zmęczyłem się i położyłem - ileż można pracować.

Zbliżał się wieczór, leżałem bezsensownie na łóżku i przeglądałem social media - czyli to co pochłaniało bardzo znaczą część mojego życia i mnie interesowało.

- Dylan! - usłyszałem z pokoju Bretta, wstałem szybko bo zabrzmiało to tak jakby się coś wydarzyło. Popatrzyłem na chłopaka, który siedział w oknie i przez nie wyglądał.

- Co jest? - spytałem.

- Ja nie jestem kurwa pewien ale... Wydaje mi się, że to właśnie na furmance popierdalają twoi goście - powiedział wskazując za okno. 

Myślałem, że to kurwa żart. Podszedłem do okna i zobaczyłem furmankę, a na niej kurwa Thomasa, Liama i chyba tonę bagaży. Stąpanie konia ciągnącego furmankę było słychać chyba na całych akademikach, bo wszystko odbijało się echem.

- O ja pierdole - skomentowałem i złapałem się za głowę po czym szybko zacząłem ubierać buty. Nie spodziewałem się, że oni zrobią tu takie wejścia znienacka na furmance do tego.

- Czekaj, idę z tobą, bo ja nie mogę kurwa oni przyjechali na furmance do Nowego Jorku - ekscytował się Brett i o mało się nie popłakał ze śmiechu.

Wybiegłem szybko z mieszkania a Brett z mną, ledwo się toczył po schodach ze śmiechu.

- Dyl... Dylan... Oni kur... Kurwa na furmance.. Przyjechali - mówił między potężnym śmiechem, mnie też to bawiło, ale na pierwszy moment raczej zszokowało. Wyszliśmy przed budynek, furmanka stanęła na nasz widok. Okej, może powinienem się spodziewać, że to ich środek transportu i mogą nim przyjechać, ale jednak myślałem że zjawią się tu w inny sposób.

- Dylan, hej! - krzyknął Thomas ubrany w typową dla amiszów koszulę, spodnie, szelki i kapelusz. Liam był ubrany podobnie, tyle że nie miał kapelusza. Furmanka wypełniona była kuframi i walizkami. Chłopaki zeszli z furmanki i z uśmiechem do nas podeszli po czym zapoznali się z Brettem.

- W końcu jesteśmy, jechaliśmy od wczorajszego dnia z przerwami - westchnął Liam, popatrzyliśmy po sobie z Brettem. Mogli przyjechać kurwa pociągiem, a oni przyjechali kurwa furmanką, która jechała tyle czasu, do tego gdy przemierzali Nowy Jork furmanką w czasie korków, ludzie pewnie byli w szoku i myśleli, że tu jest kręcony jakiś film, bo takie widoki się tu nie zdarzają do chuja. Ciekawscy mieszkańcy akademika wyglądali dyskretnie z okien i obserwowali sytuację.

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz