15.

435 44 34
                                    

Dylan:

Rano obudziły mnie jakieś szmery z kuchni, wstałem raptownie dość zdezorientowany, i tam się udałem, włamał się nam ktoś czy co do cholery? W pomieszczeniu zastałem Bretta, który szukał czegoś po szafkach przeglądając je gorączkowo.

- Co się stało, że już od rana tutaj coś robisz? - spytałem, bo jednak widok Bretta o tej godzinie to było coś nadzwyczajnego.

- Szukam czegoś na ból głowy - wyjaśnił trzaskając po kolei szafkami.

- Kac? Na kaca najlepsze jest - powiedziałem i wyjąłem z lodówki piwo.

- Nie chcę już chlać. Zresztą nic nie chcę, żyć mi się również nie chce - wyjaśnił - I ty też nie chlaj już od rana piwa, bo to jakaś przesada.

- Oh, no dobrze. Ale czemu jesteś taki...

- Dylan, wczoraj zostawiła mnie dziewczyna. Dziewczyna z którą byłem dwa lata. I mimo, że wczoraj się zachowywałem jakby mnie to nie obchodziło, bo byłem podpity i zjarany to dzisiaj uderzyła we mnie brutalna rzeczywistość - powiedział i wyszedł gwałtowanie z kuchni, ruszyłem za nim, ale zamknął mi drzwi od swojego pokoju wprost przed nosem. No tak, zero taktu z mojej strony, jak zwykle, mogłem się ugryźć w język. 

Ubrałem się, umyłem i postanowiłem pójść do Scotta i Minho, którym wyjaśniłem że Bretta zostawiła laska a ja nie wiem jak mam się zachować.

- Bądź wsparciem, pociesz go - powiedział Scott, akurat z Minho robili śniadanie na które również się załapałem.

- Jak on ma go pocieszać, jak się cieszy że Stella zniknęła - wspomniał Minho.

- Oh, czasem warto schować swoje poglądy w kieszeń i służyć komuś wsparciem takim na jakie oczekuje - powiedział Scott i położył na stole kanapki do których się od razu dorwałem.

- Mam nadzieję, że jemu szybko przejdzie. Dzisiaj mieliśmy uczyć amiszów obsługi kompa, ale zostałem z tym sam, bo Brett będzie pewnie... Nie wiem, może leżał w łóżku i zajadał się lodami jak w filmach. Niezbyt wiem ja mam się zachować, nie jestem najlepszy w pocieszaniu.

- Jemu trzeba kogoś znaleźć - zaproponował Minho.

- To ciężkie zadanie. Wiem, że patrząc na jego poprzednią dziewczynę można mieć wrażenie, że oczekiwania są niskie, ale no, nie są - powiedziałem. Gdy zjedliśmy wspólnie śniadanie akurat minąłem Bretta, który wychodził. z naszego mieszkania.

- Gdzie idziesz? - spytałem.

- Pograć - wyjaśnił wskazując na piłkę którą trzymał. 

Ja w tym czasie poszedłem do amiszów, których zaciągnąłem do akademikowej pracowni komputerowej, a że mieściła się ona na dole miałem oko na Bretta, który na boisku przed budynkiem w kopanie piłki chyba wkładał całą swoją siłę, widać było że jest wkurzony. Miałem nadzieję, że nieco odreaguje.

- No dobra - powiedziałem i wskazałem by ta dwójka agentów usiadła przy oddzielnych komputerach.

- Włączcie - powiedziałem i zapatrzyłem się na Bretta, który z całej siły skopał słupek.

- Co jest? - spytałem widząc ich oczy wgapiające się we mnie - Ah. Komputer się włącza takim guzikiem zazwyczaj.

- Wow, coś się pokazało - powiedział zdumiony Liam, a komputer się po prostu włączał. Przed nami jest trochę nauki, ale całe szczęście, że będą mieli pewnie podstawowe zajęcia informatyczne na uczelni. Zacząłem im dokładnie tłumaczyć o co chodzi z paskiem startowym i co tu znajdą, Thomas robił szczegółowe notatki, ale widząc ich zapłon modliłem się, aby się zbytnio nie zbłaźnili.

Amiszowy chłopiec [DYLMAS, BRIAM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz