Mieszkaliśmy w przytułku dla bezdomnych w Belleville w stanie New Jersey. Chociaż gdy zdarzały się takie akcje, że chlaliśmy po nocach do upadłego, to nocowaliśmy gdziekolwiek. Wtedy rano budziliśmy się totalnie nie wiedząc gdzie jesteśmy. Ale znaliśmy te miasto jak własną kieszeń, więc nigdy nie było sytuacji żebyśmy się zgubili. Dlatego więc zebraliśmy się i ruszyliśmy w stronę miasta. Nie mieliśmy daleko, bo już po niecałych 30 minutach byliśmy na miejscu.
Naszym pierwszym kierunkiem była stołówka. Udaliśmy się tam czym prędzej, o mało nie potykając się o własne nogi. Z tego co widziałem, tego dnia serwowali jakąś zupę i ryż z warzywami. Typowo. Nie mogłem jednak narzekać, bo było to lepsze niż nic. Zjedliśmy łapczywie posiłek, a następnie udaliśmy się do tak zwanego pokoju wspólnego. Znajdował się tam mały telewizorek, obskurna kanapa, kilka foteli i kominek, który stanowił główną atrakcję zimą.
Byłem najmłodszy z całego ośrodka. Większość osób, które tu przebywało było po czterdziestce. Pewnie, zdarzali się młodsi, ale rzadziej. Oliver miał 28 lat, więc był dużo starszy ode mnie.
Opadłem na jedyny wolny fotel i odetchnąłem z ulgą. Obiad nie był jakiś super sycący, ale i tak nie zaszkodziło zrobić sobie przerwy po jedzeniu. Wlepiłem wzrok w ekran telewizora, na którym leciał właśnie jakiś beznadziejny serial paradokumentalny. Jak ludzie mogli oglądać coś takiego?
- Dzisiaj musimy iść chyba po nowe ubrania, co? - zagadnął przyjaciel, przyglądając się uważnie temu, co mieliśmy na sobie. Siedział na podłokietniku mojego fotela, opierając swoją głowę o moją.
- No, przydałoby się - zaśmiałem się cicho, patrząc na swoje podarte spodnie i bluzę. Nie moja wina, że byłem niezdarny i często się przewracałem.
- Chociaż podarte spodnie są teraz na czasie - przyznał z dumą, próbując udawać znawcę mody.
- No widzisz jakie ja mam wyczucie stylu - zażartowałem i założyłem nogę na nogę wypinając się do przodu, aby jak najlepiej zaprezentować swój look. Zaśmialiśmy się głośno, ściągając przy tym na siebie uwagę innych.
Nie za bardzo lubiłem rozmawiać z tymi ludźmi, bo po prostu nie miałem z nimi wspólnych tematów. Ja nawet nie znałem większości ich imion. Byłem dopiero w tym ośrodku z 4 miesiące.
Wiedziałem, że to moja wina, że tak skończyłem. Mogłem się uczyć, znaleźć pracę, zarabiać pieniądze i wieść całkiem spoko życie. Ale ja wybrałem alkohol. Gdyby nie mój pieprzony nałóg może nawet dostałbym się na akademię sztuk pięknych? Zawsze o tym marzyłem, bo od kiedy pamiętam, kochałem malować i rysować.
Moje problemy z alkoholem zaczęły się w wieku 17 lat. Byłem wtedy jeszcze w sierocińcu, więc musiałem się bardzo umiejętnie kryć. Z każdym dniem było coraz gorzej i gorzej. Wieczne imprezy i pierwsze narkotyki. Teraz piłem dość często i czasami dopadały mnie nawet za to wyrzuty sumienia, ale i tak było to silniejsze ode mnie. Choćbym nie wiem jak się starał - nie mogłem tak po prostu przestać. Od dragów na szczęście się nie uzależniłem. Tylko od czasu do czasu lubiłem wciągnąć coś mocniejszego.
Dochodziła godzina 14, więc postanowiliśmy pójść po nowe ubrania. Udaliśmy się do magazynu, w którym zastaliśmy panią Wiliams. Naprawdę bardzo miła kobieta, polubiłem ją od samego początku. Wybrałem dla siebie czarne, dopasowane damskie jeansy oraz koszulkę i bluzę tego samego koloru. Wziąłem damskie dlatego, że nie mieli tak obcisłych dla mężczyzn, nad czym bardzo ubolewałem. Chociaż w sumie z moją urodą to mógłby ktoś pomylić mnie z kobietą.
Byłem szczupły i miałem dosyć zaokrąglone biodra jak na faceta. Moje rysy twarzy były raczej delikatne i nieco przypominały te kobiece. Miałem dość długie rzęsy, mały zadarty nos i zielone oczy. Moje włosy były ciemne i sięgały mi mniej więcej do linii żuchwy.
Wzięliśmy ubrania i postanowiliśmy się umyć, bo wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero wyszli z kopalni. Łazienka nie należała do najładniejszych, ale ważne że spełniała swoją rolę. O tej godzinie nie było zbyt dużo osób. Zazwyczaj oblegana była dopiero wieczorem, gdy większość osób szła brać prysznic.
Prysznice oddzielone były jedynie jakąś beznadziejną zasłonką, która odchylała się lekko, gdy trafiał na nią strumień wody. Gdy byliśmy sami, tak jak wtedy, to nie mieliśmy się czego wstydzić. Nie przeszkadzała mi nagość w towarzystwie Olivera. To przecież mój najlepszy kumpel.
Rozebraliśmy się i powiesiliśmy ubrania na wieszaku. Podłoga była oczywiście cała mokra, dlatego uważałem, żeby się nie poślizgnąć, co z moim szczęściem nie było trudne. Gdy już znalazłem się za zasłonką natychmiast puściłem gorącą wodę. Byłem osobą ciepłolubną i nawet teraz w środku lipca, gdzie większość osób preferowała chłodne, pobudzające prysznice, ja wolałem te gorące.
Krople wody spływały po całym moim ciele przynosząc chwilowe ukojenie. Czułem się tak, jakby wraz z tą wodą schodziły ze mnie wszystkie troski, problemy i złe myśli. Woda przynosiła oczyszczenie, ale jedynie te zewnętrzne. Bo nic nie było w stanie oczyścić takiej toksyny, jaką byłem ja.
- Ej Gee żyjesz tam? - zapytał Sykes próbując przekrzyczeć szumiącą wodę - Jest tam u ciebie tyle pary, że aż dolatuje nawet do mnie. Nie ugotowałeś się czasem? - jego donośny śmiech odbił się echem po całej łazience.
- Zapomniałeś, że ja pochodzę z piekieł? Wiesz, czasem fajnie poczuć się jak w domu - odpowiedziałem głupkowato, na co sam się uśmiechnąłem.
- O proszę, normalnie książę piekieł, co?
- No oczywiście, że tak. Taki gorący facet jak ja nie może pochodzić znikąd indziej niż z piekła - odgarnąłem teatralnie mokre włosy które przykleiły mi się do czoła i próbowałem powstrzymać śmiech.
- A do tego jaki skromny - wtrącił Oliver.
- No widzisz, same zalety - roześmialiśmy się oboje.
Po około dziesięciu minutach wyszliśmy i przebraliśmy się w nowe ciuchy. Stare natomiast zabraliśmy ze sobą i udaliśmy się do pokoju sypialnianego. W tym pomieszczeniu znajdowało się pełno łóżek i materacy. Wszyscy spaliśmy w jednym pokoju, co na trzeźwo byłoby dla mnie katorgą. Miałem duże problemy ze snem, a chrapanie i wiercenie się innych, nie ułatwiało mi sytuacji. Jednak gdy byłem pijany to wszystko stawało się łatwiejsze.
Podszedłem do mojej malutkiej szafeczki i wcisnąłem tam moje podarte ubrania. Zawsze mogły się przecież jeszcze przydać. Sykes zrobił to samo.
- To co? Bierzemy zapasy i idziemy na nasze stałe miejsce? - zaproponował przyjaciel, na co tylko ochoczo skinąłem głową.
- Już nie mogę wytrzymać, cały chodzę - przyznałem, próbując opanować drżenie mięśni.
- Widzę, źrenice masz wielkie jak po amfie - zaśmiał się. Rozejrzał się wokoło czy nikt nie patrzy i podważył butem panel podłogowy, pod którym znajdowała się nasza skrytka.
Musieliśmy zachować to w tajemnicy, bo gdyby ktoś się dowiedział, zapewne regularnie znikałyby nasze skarby. Szybko spakowaliśmy wódkę i czteropak piwa do plecaka, po czym jak gdyby nigdy nic opuściliśmy teren schroniska.
CZYTASZ
The world is ugly | Frerard
FanfictionŚwiat jest pełen niesprawiedliwości i zła. O jego okrucieństwie przekonał się osiemnastoletni Gerard Way, który pomimo wkraczania w dorosłe życie przeszedł już naprawdę wiele. Los nie okazywał mu przychylności, zazwyczaj odwracał się do niego plecam...