-5-

130 24 100
                                    

Pov. Frank

Szedłem energicznym krokiem przemierzając kolejne ulice. Podeszwy moich butów melodyjnie odbijały się od betonowych płyt chodnika. Byłem już spóźniony dobre 20 minut, a moje krótkie nogi wcale nie ułatwiały mi zadania. Nienawidziłem swojego wzrostu. Kiedyś łudziłem się, że jeszcze urosnę, ale już od roku przestałem w to wierzyć. Na szczęście w mojej paczce była jeszcze jedna osoba podobnego wzrostu . Vic Fuentes. Świadomość tego, że nie byłem jedynym kurduplem odrobinę mnie pocieszała.

W oddali zauważyłem już swoich przyjaciół stojących na przystanku autobusowym, więc przyspieszyłem kroku. Chyba mnie nie zauważyli, bo byli zbyt pochłonięci rozmową. Dopiero gdy znalazłem się w niewielkiej odległości od nich, wzrok wszystkich zgromadzonych skupił się na mnie.

- O proszę, jest i nasz król spóźnień! - krzyknął Andy krzyżując ręce na piersi. Zadarłem głowę do góry, aby na niego spojrzeć, bo skubany miał chyba z dwa metry. Jego jasne, błękitne tęczówki wpatrywały się we mnie z uwagą, a na usta wpełz zadziorny uśmiech - Daisy znowu zjadła ci kąpielówki, czy co? - zaśmiał się perliście przypominając sobie moje ostatnie usprawiedliwienie.

- Bardzo śmieszne Biersack - przewróciłem oczami nie mogąc pohamować uśmiechu, który mimowolnie pojawił się na mojej twarzy - Będziesz mi to wypominał do końca życia, prawda? - westchnąłem.

- Bingo! - krzyknął pstrykając palcami, a reszta zaśmiała się głośno.

- Oj, no zdarza się każdemu - wytłumaczył Kellin machając ręką - Ważne, że przyszedłeś, bo Jamie się bał, że jeszcze śpisz - podszedł bliżej i uścisnął mnie przyjaźnie na powitanie, co odwzajemniłem.

- Ale zauważ, on się spóźnia praktycznie zawsze - zawtórował mu Vic nie kryjąc rozbawienia. Kellin odwrócił się twarzą do niego i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie - No co? Mówię jak jest - wybuchnął śmiechem.

- Ale ma szczęście, bo autobus jeszcze nie przyjechał - wtrącił Jamie sprawdzając godzinę w telefonie.

- No wiesz, głupi zawsze ma szczęście - dodał kąśliwie Andy, więc spojrzałem na niego złowrogo. Ten w odpowiedzi tylko puścił mi oczko.

Nasze przekomarzania przerwał nadjeżdżający autobus. Taszcząc nasze plecaki załadowaliśmy się do niego i od razu rzuciliśmy się na tylnie siedzenia. Było nas pięciu, a foteli tylko cztery, więc nie obyło się bez przepychanek. Oczywiście Kellin, największa pizda, dostał z łokcia od Biersacka i przewrócił się wpadając przy okazji na jakąś kobietę z zakupami. Chłopak natychmiast zaczął przepraszać blondynkę, pomagając jej pozbierać rozsypane owoce.

Cały pojazd wypełnił nasz gromki śmiech. Nie mogliśmy się opanować. Quinn szybko uporał się z zakupami i zajął wolne miejsce nie odzywając się ani słowem. Przygryzł nerwowo wargę, a jego policzki przybrały szkarłatną barwę.

- Kochanie... - powiedział Vic między napadami śmiechu - Nic się takiego nie stało.

- Spierdalaj... - warknął chłopak, co wywołało u nas kolejną falę śmiechu.

Podróż minęła nam bardzo szybko. Wszyscy byliśmy w świetnych nastrojach. No... może oprócz Kellina.
Już po chwili dotarliśmy na naszą ulubioną plażę i rozłożyliśmy się na kocach.

Spędziliśmy nad jeziorem prawie pięć godzin. Wygrzewaliśmy się na słońcu, pływaliśmy i bawiliśmy się w wodzie jak dzieci, gadaliśmy na różne tematy i śmialiśmy się w najlepsze. Było naprawdę super. Ale niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy i około godziny piętnastej wróciliśmy spowrotem do swoich domów.

The world is ugly | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz