-7-

164 20 88
                                    

Stałem jak sparaliżowany nie mogąc wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. Czułem, jakby moje ciało było zrobione z ołowiu. Było takie ciężkie, że nie potrafiłem poruszyć się nawet o milimetr. Mój umysł wypełniała mgła, a otaczającą mnie rzeczywistość była jakby rozmyta. Może i wyglądałem na spokojnego, lecz tak naprawdę wewnętrznie krzyczałem. Bo nic tak bardzo nie bolało, jak widok zapłakanego przyjaciela.

- Oli... - powtórzyłem łamiącym się głosem, czując jak coś mokrego skapło na mój policzek. Szybko otarłem łzę wierzchem dłoni i wziąłem uspokajający wdech. Zmusiłem swoje ciało do ruchu i natychmiast znalazłem się obok chłopaka. Wbiłem swoje pełne żałości spojrzenie w jego szklane oczy i poczułem nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej.

- Odejdź - wychrypiał cicho odwracając wzrok. Kolejna łza spłynęła po jego bladej twarzy upadając na wilgotną trawę.

- Ale... - nie dał mi skończyć, bo natychmiast przerwał moją wypowiedź.

- Żadne ale! - popatrzył na mnie ze złością, a ja poczułem jak coś boleśnie zaciska się na mojej szyi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi - Nie rozumiesz kurwa?! Zostaw mnie w spokoju! - jego krzyk łamał mi serce pozostawiając po sobie okropny chłód i pustkę.

Zamurowało mnie. Otworzyłem w zdziwieniu usta i wpatrywałem się w niego z wytrzeszczonymi oczami. Nie rozumiałem nic, a jego krzyki jedynie dezorientowały mnie jeszcze bardziej. Dobre kilka minut zajęło mi, aby otrząsnąć się z tego osłupienia.

- Dlaczego ty nigdy nie dajesz sobie pomóc? - wyszeptałem, a łzy ponownie zaczęły napływać mi do oczu zamazując z lekka obraz.

- Bo ja nie potrzebuję niczyjej pomocy - prychnął pociągając nosem.

- Właśnie widzę... Oli wytłumacz mi na spokojnie. Co się stało? - zapytałem raz jeszcze mając cichą nadzieję na odpowiedź. Niestety płomyk mojej nadziei zgasł tak szybko, jak się pojawił. Starałem się jednak zachować opanowanie, co nie było łatwe.

- Odpierdol się ode mnie! Tak trudno ci to pojąć?! Chcę być teraz sam! - wrzeszczał nie dając mi możliwości dojścia do słowa. Z każdą chwilą moje zapasy cierpliwości powoli wyczerpywały się. Walczyłem sam ze sobą, żeby nie stracić panowania i nie wybuchnąć. Ale niestety. Przegrałem tę walkę. Kumulujące się we mnie emocje w końcu pękły i niczym bomba rozsadziły wszystko dookoła. Po prostu nie wytrzymałem już dłużej tego napięcia.

- Nie! Jesteś dla mnie ważny, rozumiesz?! Chcę dla ciebie dobrze, a ty kurwa jak zwykle udajesz, że nic się nie dzieje! - straciłem kontrolę nad sobą i teraz to ja zacząłem krzyczeć - Jako twój przyjaciel się martwię, a ty zawsze wszystko przede mną ukrywasz?! Nie możesz w kółko uciekać przed własnymi uczuciami! - szczere słowa wypływały ze mnie niczym lawa z wulkanu przynosząc ulgę. Czułem się o wiele lżej, gdy wreszcie wykrzyczałem wszystko to, co leżało mi na sercu.

- To moje życie i nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. A już napewno nie ktoś taki jak ty! - warknął pokazując na mnie palcem, po czym wstał i nie oglądając się za siebie odszedł. Tak po prostu. Odwrócił się i zniknął w ciemnościach pozostawiając mnie samego.

Przez moment miałem ochotę rzucić się za nim pędem, by go zatrzymać. Jednak rozsądniejsza część mnie skutecznie odwodziła mnie od tego pomysłu. Zostałem, stojąc zupełnie sam po środku całego chaosu. Donośny krzyk wyrwał się z moich płuc wypełniając martwą ciszę wokół. Wyrażał cały ból i bezsilność, jaka się we mnie nagromadziła.

Miałem dość. Nienawidziłem swojego życia. Nienawidziłem całego świata. Nienawidziłem siebie... Chciałem po prostu zniknąć i nie czuć już nic. Byłem okropnym przyjacielem.

The world is ugly | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz