-10-

225 21 139
                                    

- Oli? - cichy bełkot wydostał się spomiędzy moich spierzchniętych ust, które z trudem udało mi się otworzyć. Coś twardego wbijało się w moje plecy, ale nie miałem nawet siły, by się podnieść. W głowie wirowało, a przed oczami widziałem mroczki - C-co się stało? - zapytałem totalnie zdezorientowany i oszołomiony.

Chłopak klęczał tuż obok na wilgotnej trawie i ściskał moją dłoń, delikatnie gładząc jej wierzch. Przyjemne ciepło jego skóry wyraźne kontrastowało z chłodem, jaki bił ode mnie. Przez moje ciało momentalnie przeszły dreszcze, które pomogły mi nieco wybudzić się z transu. Zagubionym wzrokiem spojrzałem na jego twarz, a butelkowa zieleń naszych oczu spotkała się ze sobą.

On wciąż tutaj był... Siedział przy mnie ze swoim najpiękniejszym uśmiechem pod słońcem, a jego błyszczące tęczówki emanowały spokojem i troską. Oliver już taki był. Zawsze starał się chronić swoich najbliższych i dbać o nich jak o największy skarb, nie bacząc na siebie. Potrafił poświęcić własne dobro na rzecz dobra innych.

I nawet teraz, pomimo nieuchronnie zbliżających się dni jego końca, on wciąż pozostawał sobą. Roztaczał wokół siebie pozytywną aurę, która rozjaśniała nawet najciemniejsze zaułki duszy.

Był takim promyczkiem. Wprowadzał uśmiech tam, gdzie życie pozostawiało słone łzy. I robił to mimo tego, że w środku walił się cały jego świat. Bo chciał, bym ja był szczęśliwy.

Inni ludzie zapewne widzieli w nim skończonego ćpuna i alkoholika. Bezwartościowego, obrzydliwego śmiecia, dla którego liczył się tylko kieliszek i torebka z białym proszkiem. Wyrzutka społecznego. Na ulicy spoglądali na niego krzywym i nienawistnym wzrokiem. Oceniali z góry, nie znając go. Nie mieli pojęcia przez co przeszedł.

Ale ja wiedziałem. Znałem jego historię i z czystym sumieniem mogłem nazwać go swoim przyjacielem, choć tak bardzo na tą przyjaźń nie zasługiwałem.

Bo Sykes był zbyt dobry dla mnie... Był za dobry dla całego tego syfiastego świata, który codziennie przysparzał mu tylko nowych problemów, cierpień i zła. On jednak nigdy się temu nie poddał. Zawsze wychodził życiu na przeciw i bohatersko mierzył się z okrutną rzeczywistością, wychodząc przy tym z uniesioną głową.

A teraz? Teraz zmuszony będę każdego dnia patrzeć jak moje słoneczko przygasa. Traci swój urok i blask. Blednie... Uchodzi z niego życie. Umiera na oczach całego świata. I nic nie będę mógł z tym zrobić. Nic...

- Spokojnie, po prostu zemdlałeś - odparł z bladym cieniem uśmiechu, ukrywając pod powiekami tańczące łzy, które rozpaczliwie próbowały potoczyć się po jego brudnym policzku.

Doskonale widziałem, że było mu ciężko. Bo pomimo rozciągającego się uśmiechu na ustach, jego oczy płakały. Całe jego wnętrze płakało...

- M-możemy iść już do środka? Trochę tu zimno - wyszeptałem, nieudolnie próbując podnieść się z mokrej ziemi.

- A czujesz się na siłach? Nie chcę żebyś znowu zasłabł - powiedział troskliwie i przerzucił sobie moją rękę na ramię, pomagając mi się dźwignąć.

- Jest naprawdę okej - odpowiedziałem bez przekonania, uśmiechając się sztucznie w jego stronę. Wiedziałem, że czekała nas poważna i szczera rozmowa. Jednak w tamtym momencie ani ja, ani Oli nie poruszyliśmy tego trudnego tematu. Zapewne obydwoje baliśmy się tego tak samo.

Udaliśmy się razem na pierwsze piętro, gdzie znajdował się nasz pokój. Sykes mimo moich sprzeciwów przez całą drogę podtrzymywał moje ciało, bojąc się, że znów osunę się na podłogę. Czułem się już znacznie lepiej, ale chłopak był ode mnie znacznie silniejszy, więc nawet nie próbowałem się wyrywać. Po prostu dałem się prowadzić.

The world is ugly | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz