-4-

151 24 109
                                    

Tę noc postanowiliśmy spędzić w parku. Obydwoje byliśmy nieźle wstawieni, więc wracanie do schroniska było naszą ostatnią myślą. Teoretycznie nie można było przebywać tam pod wpływem żadnych środków odurzających, ale w praktyce działało to troszkę inaczej. Nikomu nie chciało się tego sprawdzać, ani kontrolować. Pracownicy nie dbali nawet o to, żeby w kiblu zawsze był papier toaletowy, więc tymbardziej nie dbali też o to, czy ktoś był trzeźwy czy nie. Nie ukrywałem, było mi to na rękę. Jasne, na badania kontrolne, które mieliśmy robione co jakiś czas, trzeba było przyjść czystym. Szczerze? To nawet w sierocińcu, którego tak nie znosiłem panowały lepsze warunki. Ale mniejsza o to, najważniejsze że dawali jeść.

Było już dawno po zachodzie słońca, więc zrobiło się nieco chłodniej. Nie było jednak zimno - bluza w zupełności mi wystarczała. Okryłem się nią szczelniej i oparłem plecami o pień wielkiej płaczącej wierzby. Świerszcze rozpoczęły swoją symfonię, cykając i mile pieszcząc moje uszy, a delikatny letni wiaterek muskał moją twarz.

Poczułem na sobie wzrok Olivera, więc odwróciłem głowę w jego stronę, napotykając jego zamglone spojrzenie. Uśmiechnął się nieznacznie, co odwzajemniłem. Lubiłem takie chwile. Chwile, w których mogłem posiedzieć z nim w totalnej ciszy. Nie była ona niezręczna, wręcz przeciwnie. Słowa były zbędne. Cieszyliśmy się po prostu swoim towarzystwem.

Nie wiem, która była godzina, bo nawet nie miałem jak tego sprawdzić. Ale to też nie było mi potrzebne. Jak to powtarzał Oli: "szczęśliwi czasu nie mierzą". Jednak coś w tym było. Ludzie w dzisiejszych czasach żyją szybko. Wiecznie za czymś gonią i nie potrafią dostrzec szczęścia w rzeczach, które posiadają. Wszędzie się śpieszą i narzekają na brak czasu. A wystarczy jedynie na chwilę przystanąć i po prostu korzystać z chwili.

Okej, może nie byłem najlepszą osobą do wypowiadania się na temat szczęścia, bo ono opuściło mnie już w dniu moich narodzin. Ale pomarzyć zawsze można. Od kiedy pamiętam mam skłonności do takiego filozofowania.

- Gee? - ciszę przerwał zachrypnięty głos Olivera, więc spojrzałem na niego przymykając lekko powieki - Cieszę się, że cię mam - wyznał, ściszając swój głos.

- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę mając ciebie - odpowiedziałem czując dziwne ciepło w sercu. Zapanowało chwilowe milczenie, w którym każde z nas zajęło się swoimi myślami.

- Ej dobra stop, to zabrzmiało tak tandetnie, jak w tych wszystkich typowych romansidłach - powiedział rozbawiony brunet, kręcąc na boki głową. Nie mogłem zareagować na to niczym innym jak śmiechem.

- Oglądałeś, że wiesz? - zapytałem uśmiechając się zadziornie. Droczenie się z nim było moim hobby. Lubiłem patrzeć na jego zakłopotanie wywołane moimi słowami. Wiem, jestem okropny.

- Umm... Nie? - odwrócił wzrok i poprawił dłonią swoją burzę lekko falowanych włosów. Ze względu na nie, w ośrodku mówiono na niego "kudłaty" - Ty już lepiej śpij, Way - dodał obracając się do mnie plecami. Pokręciłem z politowaniem głową, uśmiechając się zwycięsko.

- Jesteś zjebany - powiedziałem ziewając i zsunęłem się po pniu drzewa w dół. Nie był to najlepszy pomysł, bo kora była ostra jak tarka. Więcej zadrapań serio już mi nie potrzeba.

- I kto to mówi, pedale - parsknął śmiechem.

- Spierdalaj śmieciu - odparłem przybierając wygodniejszą pozycję i szykując się do snu.

- Sam spierdalaj - mruknął Oli i podkulił nogi podciągając je aż pod brodę. Zawsze spał tak śmieszne zwinięty jak kulka. Ja natomiast podłożyłem rękę pod głowę i zamknąłem ciężkie powieki czekając na nadejście snu. Nie trwało to długo, bo już po chwili znalazłem się w krainie marzeń.

The world is ugly | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz