- Oliver! - zdzierałem swoje gardło krzycząc wniebogłosy i łykałem słone łzy, które strugami spływały w dół na coraz to jaśniejsze policzki Sykesa - Oli... - zawyłem bezsilnie, odgarniając drżącymi dłońmi brudne włosy z czoła przyjaciela.
Z mocą zaciskałem swoje chude palce na jego ramionach i potrząsałem nimi z lekka mając jeszcze cichą nadzieję na to, że to wszystko było tylko jakiś złym snem. To się nie działo naprawdę. Nie wierzyłem w to. Nie mogłem w to wierzyć. Nie chciałem...
Nie czułem już nic. Nie czułem jak krople deszczu z coraz to większą siłą odbijają się od mojego zwiotczałego ciała. Nie czułem zimnej i twardej powierzchni chodnika, który za sprawą swoich nierówności kaleczył moje kolana. Nie czułem palącego bólu gardła, który spowodowany był moim przeraźliwym krzykiem.
Wszystko wokół przestało jakby nagle istnieć.
Jak przez mgłę usłyszałem tylko czyiś głos dobiegający z oddali.
Doskonale wiedziałem do kogo należał.
Ten jeden, jedyny głos, który był najobrzydliwszym dźwiękiem pod słońcem.
Głos, który nawiedzał mnie w koszmarach.
Głos, który sprawiał, że każdy włosek na ciele jeżył się jak nigdy przedtem.
Głos, który odebrał mi moje szczęście i rozdarł duszę na pół.
- Kurwa, Bert, co tak stoisz?! Zaraz pały przyjadą, rusz się! - jego lodowaty ton przeciął powietrze niczym sztylet i zawisł wysoko w górze jak chmura burzowa.
Nie wiedziałem co się działo. Nie miałem, kurwa, pojęcia co się dookoła mnie działo. Nie rejestrowałem żadnych obrazów, dźwięków, niczego. Rzeczywistość zdawała się być tylko kilkusekundowymi urywkami z całości wydarzeń. Jakby pojedynczymi klatkami dawno zapomnianego filmu. Wszystko było niczym układanka puzzli, których nie potrafiłem poskładać w logiczną całość.
Odgłos odbijających się podeszw od betonowych płyt.
Chlupot wody.
Stukot.
Krzyk.
Tylko tyle byłem w stanie zarejestrować.
Wszystko działo się tak szybko...
- Ty jebana kurwo! - żałosny okrzyk wyrwał się z mojej piersi, a ja nie kontrolowałem ani jednego wypowiadanego przez siebie słowa - Chuj ci w dupę, szmaciarzu pierdolony! Zdechnij w najgorszy możliwy sposób, życzę ci wszystkiego, co najgorsze! Tak bardzo cię, kurwa, nienawidzę! - zaniosłem się szlochem i z braku siły zwiesiłem głowę, spoglądając na niemalże białą twarz Olivera.
Odpowiedziała mi cisza.
Krew nieustannie sączyła się z jego brzucha pozostawiając wszędzie szkarłatne plamy, które rozmywał deszcz. Miałem wrażenie, że jego ciało z każdą kolejną sekundą stawało się coraz lżejsze, lecz mimo to wciąż dzielnie podtrzymywałem go jak najlepiej tylko potrafiłem. Wpatrywałem się w jego zamglone oczy, na marne doszukując się w nich tej charakterystycznej iskierki, którą raczył mnie darzyć za każdym razem gdy zieleń naszych tęczówek spotykała się ze sobą.
Tym razem przywitał mnie kompletny mat i pustka. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego. To było tak przerażająco nieludzkie, że jedyną rzeczą o jakiej zapewne każdy by wtedy pomyślał było odwrócenie wzroku jak najdalej, byleby tylko uniknąć tego widoku. Lecz ja dalej patrzyłem. Przyglądałem się każdemu najmniejszemu punkcikowi na jego ślicznej buźce. Każdy fragment jego twarzy był idealny w swojej nieidealności. Każda zmarszczka, blizna, czy tatuaż budowały jego osobę, czyniąc go wyjątkowym i niepowtarzalnym.
CZYTASZ
The world is ugly | Frerard
FanfictionŚwiat jest pełen niesprawiedliwości i zła. O jego okrucieństwie przekonał się osiemnastoletni Gerard Way, który pomimo wkraczania w dorosłe życie przeszedł już naprawdę wiele. Los nie okazywał mu przychylności, zazwyczaj odwracał się do niego plecam...