- Nie, to nie może być prawdą! - krzyknął podekscytowany Oliver, uśmiechając się szeroko. Mimo panującej ciemności doskonale widziałem te płomyki radości, tańczące w jego dużych oczach. Tak bardzo chciałbym podzielać wtedy jego entuzjazm - Zakochałeś się! - pisnął, wskazując na mnie palcem i wiercąc się na siedzeniu wiekowej, drewnianej ławki, która przy każdym jego ruchu przeraźliwie skrzypiała.
- Ja... Ja sam nie wiem... Nie ogarniam tego... - wydukałem po cichu, spuszczając głowę. Wbiłem wzrok w swoje znoszone trampki, nerwowo oblizując wysuszone wargi. W głowie miałem totalny mętlik.
- Ale ja wiem - powiedział beztrosko, brzmiąc przy tym bardzo pewnie i stanowczo - Czujesz coś do niego. Tego ukryć się nie da. Przecież widzę jak to cię męczy. Nie jestem głupi, Gee.
- Co z tego? - prychnąłem lekceważąco, powracając spojrzeniem na twarz przyjaciela - Dla niego to nic nie znaczyło, rozumiesz? Wyraźnie powiedział, że chce PRZYJAŹNI - podkreśliłem ostatnie słowo bardzo dosadnie, a w gardle poczułem nieprzyjemny uścisk. Co jest ze mną nie tak?
- Tego nie możesz być pewny. Ludzie różnie reagują na stresujące sytuacje. Może on także czuje to samo co ty? Może tak samo jak ty boi się przyznać, że chce czegoś więcej, hm? Nie pomyślałeś o tym? - zapytał nieco spokojniej, cały czas intensywnie mi się przyglądając. Jego zielono-brązowe tęczówki z uwagą skanowały każdy milimetr mojej twarzy, a ja czułem jakby on sam wdarł się do środka mojej duszy i przejrzał ją na wylot.
- Widziałem to przerażenie w jego oczach, gdy zorientował się, że ze sobą spaliśmy. On żywi do mnie tylko czysto przyjacielskie uczucia. Ja to wiem... Coś mi podpowiada, że tak właśnie jest - trzymałem się uparcie swojego zdania, nie dając za wygraną.
- Nie chcę nic mówić, ale ludzie po alkoholu często robią to, na co wcześniej nie mieli odwagi a czego bardzo pragnęli. Zresztą ty o tym doskonale wiesz, nie muszę ci tłumaczyć - uśmiechnął się blado i westchnął, spoglądając gdzieś w dal przed sobą. Przez chwilę siedział tak bez ruchu i wpatrywał się w niezidentyfikowany punkt między drzewami. Zapanowała błoga cisza, przerywana jedynie głośnym cykaniem świerszczy.
- Ja już sam nie wiem, co o tym myśleć... - jęknąłem cierpiętniczo i oparłem się łokciami o kolana, wplatając dłonie w przydługie włosy.
Miałem dosyć. Każdy kolejny dzień przysparzał mi tylko coraz to nowszych problemów. Stare pogłębiały się i nawarstwiały, a świeże uderzały we mnie z zawrotną prędkością, nie dając czasu na oswojenie się z poprzednimi. Z każdym dniem czułem jak upadam niżej i niżej. Czy tak właśnie wyglądało to mistyczne dno, o którym tyle ludzi mówiło?
- Tak w ogóle to pasują ci te czerwone kłaki - zaśmiał się cicho, czochrając kosmyki moich ognistych włosów - Frank odwalił kawał dobrej roboty - dodał, mając nadzieję, że poprawi mi tym humor. Jednak ja nie byłem w nastroju do żartów. Posłałem mu zmęczone spojrzenie, podpierając bok głowy o dłoń zaciśniętą w pięść i odetchnąłem cicho - Widzę, że nie pomagam. No cóż, miłość gorsza od sraczki... - wyszeptał pod nosem, kręcąc głową.
- Co? - zapytałem, marszcząc brwi w niezrozumieniu - To nie jest miłość. Ja... Ja nawet nie wiem, jak to jest kochać... - wyznałem, odpowiadając zgodnie z prawdą i nieco się przy tym pesząc.
- No jasne, że to nie miłość. To za wcześnie na ten etap. Na początku jest zauroczenie, potem zakochanie, a dopiero na końcu miłość i przywiązanie - wyjaśnił z delikatnym uśmiechem, przysuwając się bliżej mnie. Poczułem się jak kilkuletnie dziecko, któremu wszystko trzeba tłumaczyć.
Bo tak naprawdę byłem jeszcze takim dużym dzieciakiem, które za szybko musiało dorosnąć. Które za szybko zasmakowało prawdziwej definicji życia. Nie tej niewinnej, kolorowej i cukierkowej, usłanej marzeniami i fałszywym spojrzeniem na rzeczywistość. Nie. Tej przepełnionej bólem, okrucieństwem i bolesną prawdą o chorych zasadach, kierujących światem. Czułem się tak bardzo niedojrzale, a zarazem aż nadto dojrzale. Brzmi paradoksalnie, nieprawdaż?
CZYTASZ
The world is ugly | Frerard
FanfictionŚwiat jest pełen niesprawiedliwości i zła. O jego okrucieństwie przekonał się osiemnastoletni Gerard Way, który pomimo wkraczania w dorosłe życie przeszedł już naprawdę wiele. Los nie okazywał mu przychylności, zazwyczaj odwracał się do niego plecam...