Naciągałam na siebie ubrania, jednocześnie szukając ich po pokoju. Wczorajszy wieczór skończył się tak, jak mogłam się tego spodziewać. Chociaż nie powiem bym była z siebie specjalnie dumna. Jak zawsze zrobiłam głupotę i nie pokazałam siebie jako kobiety z zasadami. Chociaż to byłoby kłamstwo zresztą jedno z wielu w moim życiu.
W końcu udało mi się znaleźć drugiego buta. Szybko go ubrałam i ruszyłam do wyjścia. Oczywiście Michaela już nie było. Zostawił mi jedynie cholerną kartkę.
To była udana noc, jednak musiałem wyjść załatwić kilka spraw. Mam nadzieję, że przeznaczone będzie nam się jeszcze spotkać.
Michael
Kurwa mógł, chociaż się pożegnać osobiście. Tak bym nie musiała czuć się aż tak podle z tym, co zrobiłam. No, ale trudno.
Podejmujesz beznadziejne decyzje licz się z ich konsekwencjami.
Szybkim krokiem opuściłam pokój. Zeszłam schodami w dół i wyszłam z bloku. Rozejrzałam się po ulicy, pewnie wyglądając jak wariatka. Musiałam mniej więcej zorientować się, gdzie jestem. I na całe szczęście okazało się, że dom cioci leżał całkiem niedaleko. Dlatego dotarłam tam szybko dzięki wampirzej szybkości. Kochałam tę moc i momentami była nawet moją ulubioną.
Weszłam na górę zadowoloną stwierdzając, że dom nadal stoi pusty. Wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Potem doszło do mnie, że powinnam już wracać. Było wcześnie, więc zajęcia jeszcze się nie zaczęły. A co by nie mówić nie powinnam opuszczać szkoły zbyt często. Zwłaszcza że do prymusek to ja się nie zaliczałam.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną do Mystic Falls. W radiu jak na złość rozbrzmiała pisemka "Darkside" w wykonaniu Zary Larson. Dlatego by jeszcze bardziej siebie dobić, nuciłam jej tekst po drodze. Tak samo, jak każdej innej piosenki, która leciała akurat w radiu. Chociaż nie wszystkie znałam. Lubiłam czasem sobie pośpiewać, chociaż nie byłam w tym jakoś wybitnie dobra. Sprawiało mi to pewnego rodzaju przyjemność. Zwłaszcza kiedy piosenka w jakiś sposób do mnie trafiała. Jakbym to ja ją napisała. A przyznaje, że było kilka takich utworów.
Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na budynek szkoły. Z żalem stwierdziłam, że wcale nie brakowało mi tego miejsca. Potrzebowałam od niego odpocząć. Wyjechać najlepiej na pół roku. I może po tym czasie wróciłabym tutaj z wyraźnym poczuciem ulgi.
Tak bardzo chciałam czuć się tutaj, jak w domu.
Wyjęłam torbę z bagażnika, zarzucając jej torbę na ramię. Ruszyłam w stronę wejścia, licząc się z tym, że część szkoły już była na nogach. I rzeczywiście była. Kiedy tylko do niej weszłam, spotkałam się z mało przychylnymi spojrzeniami. Nie byłam lubiana jak moja bliźniaczka. Wszystkim kojarzyłam się raczej negatywnie przez to, że miałam okropny charakter, z czym nie sposób mi się nie zgodzić. Byłam mocno zmienna. W jednej chwili nie chciało mi żyć, a w drugiej byłam prawdziwą królową życia. Za jednym razem nie mogłam patrzyć na siebie w lustrze, a już po chwili czułam się jak modelka. Poza tym byłam nerwowa i łatwo dawałam ponieść się emocją.
I dzisiaj miałam zdecydowanie jeden z lepszych dni. Uniosłam głowę wysoko, uśmiechając się w cwaniacki sposób. Założę się, że połowa osób już wymyśliła historyjki o tym, jak to zabijałam w Nowym Orleania. Jednak ja już do tego przywykłam.
Weszłam do swojego pokoju i z ulgą stwierdziłam, że jest pusty. Hope zapewnię spała u swojego pożal się demonie faceta. Ich relacja była tak toksyczna, że przebijała nawet te moje. Serio moja bliźniaczka uzależniła od tego chłopaka całe swoje szczecie. Szkoda tylko, że nie wzięła pod uwagę swojej nieśmiertelności i jego śmiertelność. Co prawda Hope jeszcze nie przemieniła się w pełni, jednak to była tylko kwestia czasu aż to się stanie. Jednak nie zamieszałam wyprowadzać jej z błędu. Z doświadczenia wiedziałam, że lepiej nie próbować ich rozdzielać. Poza tym to było jej życie więc mogła podejmować tyle złych decyzji na ile miała tylko ochotę.
— Wróciłaś. — Stwierdził dobrze znany mi męski głos, którego właściel stał za moimi plecami.
— Już się stęskniliście? — Spytałam, nawet nie odwracając się w jego stronę. Poprawiła jedynie rękawy golfu, który miałam na sobie.
Dzisiaj ubrałam na siebie golf i zarzuciłam na to luźną koszule. Do tego ubrałam spodenki a pod nie czarne rajstopy, bo pogoda już nas nie rozpieszczała. Dodatkowo mało praktyczne botki. Czasem lubiłam ubrać się nieco bardziej elegancko. Jak wszystko w moim życiu zależne to było od dnia.
— Szczerze liczyłem, że ktoś znalazł resztki białego dębu i będę miał spokój. — Wyznał, na co zrezygnowała pokręciłam głową. W końcu obróciłam się do niego przodem i przeczesałam włosa palcami. On ubrany w koszule i elegancie spodnie w kratę od mundurka wyglądał naprawdę dobrze. Jednak mu w ogóle rzadko można było zrzucić zły wygląd. — Jednak złego diabli nie biorąc, więc pożyjesz jeszcze bardzo długo.
— Więc i ja szybko nie zaznam spokoju ducha. — Mruknęłam, przypinając do koszuli przypinkę z logo szkoły. — Stało się coś, o czym powinnam wiedzieć, kiedy mnie nie było?
— Nie licząc faktu, że Hope prawie po raz kolejny poświęciła nas dla Landona to nic. — Przyznał, wzruszając ramionami. Tutaj działo się to tak często, że na nikim nie robiło to już wrażenia. — Dobrze, że wróciłaś przed pełnią. Hybrydy już robią się lekko niespokojne.
— Witaj nudna rzeczywistości. — Rzuciłam zgarniając swój niezawodny zeszyt do wszystkiego. — Szkoda tylko, że wygląda w taki, a nie inny sposób. — Dodałam szeptem, mówiąc bardziej do siebie jak do niego.
— Nasza nudna rzeczywistość to potwory wychodzące z nieskończonej pustki. — Zauważył, na co wzruszyłam ramionami.
— Przybiega potwór. Robi się nie ciekawie. Landon prawie ginie. Hope dostaje pierdolca z tego powodu. Ogarniamy co to za potwór i go pokonujemy. I tak za każdym jebanym razem. Czy to już nie robi się nudne? — Spytałam, na co ten przyznał mi rację skinieniem głowy. Ta szara rzeczywistość.
— Twoja siostra to po prostu uosobienie twojej rodziny przynajmniej pod tym względem. Poświęci każdego dla tej jednak osoby, na której jej zależy. — Zauważył, na co ja jedynie przewróciłam oczami. — Ty nie poświęciłabyś nikogo, bo na nikim Ci nie zależy. — Stwierdził, krzyżując ramiona na piersi.
— Śmiały wniosek. — Zauważyłam, omijając go i ruszając do wyjścia. Byłam całkiem ciekawa tego, jaki potwór tym razem przyszedł nas wszystkich zgładzić. — Zwłaszcza że żyjesz tylko dzięki mnie. Poświęciłam swoje życie, by pilnować dziesięciu niewdzięcznych hybryd. Więc już nie rób ze mnie takiej egoistki.
— A ilu z nas poświęciłabyś dla siostry, która poświęciłaby ciebie dla pewnego łamagi? — Spytał jednak ja zignorowałam to pytanie, znikając za najbliższym zakrętem.
CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanficZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli