Podwinęłam rękawy bluzy, przechodząc między drzewami. Bagna, na których mieszkały wilkołaki, nie były rajem na ziemi. I naprawdę nie wiedziałem, co tutaj robię. W końcu co mogło tutaj ciągnąć wampira takiego jak Michael'a. A tym bardziej co przyciągnęło tutaj jego osobisty sabat, który zniknął gdzieś po drodze.
— Dowiem się kiedyś, po co tak mnie ciągasz po przypadkowych miejscach? — Spytałam, wpychając dłonie do kieszeni spodni.
— Już bardzo niedługo. — Zapewnił, przenosząc na mnie spojrzenie. — Pokazałaś mi już swoją magię. Teraz pokaż mi, jak przemieniasz się w wilka.
— Po co? — Spytałam, unosząc jedną brew.
— Bo nigdy nie widziałem przemieniającego się wilka i chce go w końcu zobaczyć. — Wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Nic osobistego. Po prostu czysta ciekawość. Jestem bardzo ciekawski.
— I to momentami mnie przeraża. Jednak niech Ci będzie. — Uległam, biorąc głęboki wdech. — Tylko. — Rzubiłam, patrząc na niego z uniesioną brwią. — Następnym razem, kiedy czegoś ode mnie chcesz, nie okłamuj mnie. Nie jestem aż tak głupia ani naiwna jak ci się wydaje.
Zdjęłam z siebie ubrania, rzucając je w jego stronę. Następnie zmieniłam swoją formę na wilczą. Moje kości połamały się, częściowo przebijając skórę. Przemiana nie była niczym przyjemnym. Jednak można było częściowo do niej przywyknąć.
Spojrzałam na wampira, który teraz był sporo wyższy ode mnie. Następnie zaczęłam biec wracając do jednego z milszych wspomnień.
Kilka miesięcy temu
Biegłam przez las w środku nocy. Gwiazdy i księżyc świeciły intensywnie, przez co było jasno jak za dnia. Skupiałam się na ściułkce pod łapami i na wierze który rozwiewał moje futro. Przez co czułam się fantastycznie.
Zatrzymałam się i przemieniłam z powrotem w człowieka. Ruszyłam przed siebie przeczesując włosy palcami. A kiedy usłyszałam gałęzie pękające za moimi plecami odwróciłam się. Obdarzyłam Sed'a delikatny uśmiechem pozwalając mu podejść.
Nie czułem wstydu. Dawno przekroczyliśmy jego granice. Teraz nagość między naszą dwójką była czymś kompletnie naturalnym i normalnym. A ja to uwielbiałam. Kochałam to, co było między nami. To coś, na co nigdy nie udało mi się znaleźć nazwy. Tę więź trwalszą niż związek na zawsze który trwa trzy miesiące i prawdziwszy niż przyjaźń pełna kłamstw.
— Gdybym przechodził przez las, to w tym momencie wziąłbym cię za wariatkę. — Stwierdził brunet, przyglądając mi się z rozbawieniem. — I w sumie to dużo bym się nie pomylił.
— Mega zabawne. — Mruknęłam, uśmiechając się lekko. Byliśmy tylko my dwaj i las nocą. Czasem zostawaliśmy kompletnie sami, ciesząc się tylko swoją obecnością. — Gdybym nie znała ciebie i siebie to musiałabym się obrazić.
— Nie powinnaś obrażać się za prawdę. — Zauważył, na co jedynie przewróciłam oczami. — Lubie Cię taką.
— Taką, czyli jaką? — Dopytałam, odgarniając włosy z twarzy. Byłam kompletnie brudna od ziemi, a we włosach miałam liście i trawę jednak mi to nie przeszkadzało.
— Kiedy jesteś po prostu sobą. Bardzo optymistyczną i uśmiechniętą dziewczyną. Tą, która uśmiecha się szczerze nie ironicznie i nie spogląda na wszystkich góry. — Wyjaśnił, na co uśmiech nieco zniknął z moich ust.
— Jestem taka, bo bycie miła i dobrą nikomu jeszcze na dobre nie wyszło... Nigdy nie chciałam taka być, jednak inni tego ode mnie oczekiwali i jakoś tak wyszło. — Stwierdziłam, wzruszając ramionami. — Poza tym ty też na co dzień nie jesteś taki jak teraz.

CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfictionZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli