Otworzyłam niechętnie oczy, czując czyjś dotyk na ramieniu. Początkowo z trudem przyszło mi przypomnienie sobie co się wczoraj stało. W końcu jednak po kolei wszystko sobie przypominałam. Mruknęłam cicho niepocieszona i przekonana, że po raz kolejny zaspałam na zajęcia. Jednak w przeciwieństwie do innych nie próbowałam wyskoczyć z łóżka i biegać jak poparzona, by jak najszybciej dotrzeć na lekcje. Jeśli byłam już spóźniona to dziesięć minut w te czy we wte wielkiej różnicy mi nie zrobi.
— Która godzina? — Spytałam zachrypniętym głosem wpatrując się w ścianę, która znajdowała się przede mną.
— Wpół do siódmej. — Oświadczył Sed co spotkało się z moim niemałym zdziwieniem. Czyli jednak nie zaspałam. Prawdziwy cud. — Ładne. — Oświadczył muskając opuszkami palców, moje znamię przedstawiające pół księżyc.
— Urok pochodzenia. — Mruknęła, powoli podnosząc się do siadu. — Czemu nie wróciłeś do siebie?
— Byłem zbyt pijamy, bo o tym myśleć. — Oświadczył, co w sumie miało sporo sensu. Przeczesałam palcami zmierzwione włosy potrzebując chwili, by zrozumieć co teraz powinnam zrobić. — Chyba muszę się przebrać.
— Ja też. — Stwierdził Sed wstając z mojego łóżka.
Nim jednak zdążyłam się przebrać, usłyszałam głośny krzyk. Moje ciało automatycznie się na to spięło. Odruchowo spojrzałam na bruneta i tylko jedno jego spojrzenie wystarczyłobym wiedziała co zrobić. Niewiele myśląc wybiegłam z pokoju, próbując odnaleźć źródło dźwięku.
— Co się dzieje? — Spytałam jakąś dziewczynę, która biegła w kompletnie innym kierunku niż ja dlatego liczyłam, że będzie coś wiedzieć.
— Mamy jakiegoś potwora. Zresztą to nic nowego. — Wyjaśniła widocznie bardziej wkurzona jak przestraszona. I szczerze to jej się nie dziwiłam. — Przysięgam jeszcze jedna taka akcja i wypisuje się z tej szkoły.
— Wypisz się od razu. Nie ma nic bardziej pewnego jak to, że za maks tydzień znowu coś nas zaatakuje. — Zauważyłam, na co skinęła głową przyznając mi rację. — Znajdź hybrydy. — Poleciłam spoglądając na Sed'a.
— A ty? — Dopytał, równając ze mną tempo marszu.
— Idę znaleźć kogoś z super ekipy. — Wyjaśniłam nadal czując zażenowanie przez ich idiotyczną nazwę. — Jestem ciekawa, co tym razem próbuje nas pozabijać. I może jakoś pomogę lub chociaż nie wyjdzie na to, że zawsze olewam takie sytuacje.
— Nie daj się zabić. — Rzucił biegnąc w kierunku miejsca, w którym najwyraźniej spodziewał się zastać hybrydy.
Ja cały czas biegłam przed siebie. Kompletnie nie zwracając uwagi na moje ubrania i fakt, że byłam kompletnie bosa. W tej chwili to jak brudne były podłogi w tej szkole nie było moim największym zmartwieniem. Chciałam tylko znaleźć kogoś, kto mógłby mi powiedzieć co się tutaj wyprawia.
Niestety odpowiedź postanowiła nawiedzić mnie sama.
Kiedy biegłam między regałami biblioteki, dostrzegłam naszą dzisiejszą bestię. I całkiem szczerze nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Wysoki mężczyzna ubrany całkiem elegancko z czaszką zamiast głowy. W ręku trzymał sztylet, który wyglądał jak wykonany z kości. Unosił go wysoko, mocno zaciskając kościste palce na uchwycie i wyglądało to tak, że zamierzał wbić go w Landona.
Czyżby już nawet tatuś cię nie potrzebował.
Nie Destining nie możesz być taką suką nawet dla niego.
— Ej! — Warknęłam czując jak moje oczy zmieniają kolor, i pojawiają się pod nimi czarne żyły. — Może ze mną się pobijesz? — Spytałam, rozkładając ręce gotowa do walki.
Niestety demon czy czym sobie tam był nie przejął się zbytnio moją obecnością. Dlatego zdenerwowana złapałam jedna z grubszych książek i nią w niego rzuciłam, wytrącając mu sztylet z ręki.
— A teraz? — Spytałam. Tym razem rzeczywiście to coś było już mną bardziej zainteresowane.
Warknęłam głośno, ruszając w stronę demona. Rzuciłam się na niego i wbiłam pazury w jego tors. Jednak jak się okazało, wewnątrz był całkiem pusty i to dosłownie.
Demon złapał moje ręce i bez trudu mnie z siebie zrzucił. Ja z hukiem wylądowałam na podłodze, czując ból w całym ciele. Mimo to szybko wybierałam się z podłogi gotowa by znowu go zaatakować.
Demon nieokreślonego dla mnie rodzaju jednak zdawał się mieć mnie gdzieś. Byłam dla niego raczej słabym zagrożeniem. Jednak to nie znaczyło, że się poddam. Podbiegłam do niego w wampirzym tempie i złapałam jego głowę, skręcając mu kark. Jednak i to nic mi nie dało. Głowa, a raczej czaszka szybko wróciła na właściwe miejsce. I wychodziło na to, że tylko go wkurzyłam.
— Dobra nie chcesz poczekać aż przyjdzie tutaj jakaś wiedźmą? — Spytałam, jednak to nie wzruszyło potwora. Złapał moje ubrania i rzucił mną tak, że wpadłam na jeden z rozbitych regałów.
Jedna z połamanych półek przebiła się przez mój brzuch co wiązało się z niesamowitym bólem. Byłam przegrana i dobrze o tym wiedziałam.
— Dlaczego to nie mogą bym wampiry, wiedźmy lub nawet jakieś hybrydy? Z nimi przynajmniej wiadomo jak walczyć. — Warknęłam zastanawiając się co mogę zrobić ze swoją nieciekawą pozycją. I wtedy przypominałam sobie o Landonie. — Cholera. — Warknęłam, spoglądając w stronę leżącego chłopaka. Nadal był nieprzytomny, a demon niezmiennie zamierzał go zabić. I wtedy zrozumiałam, że mogę zrobić tylko najmniej heroiczną rzecz na świecie. — Hope! — Krzyknęłam z całych sił mimo deski, która wbijała się we mnie coraz mocniej. — Jakby krzyczał Landon to już być tutaj była! Dlatego wiedz, że o niego chodzi! — Krzyknęłam, zapewne robiąc z siebie wariatkę. Jednak za wariatkę uchodziłam tutaj już dawno.
W końcu jednak znalazłam jakiś punkt zaczepienia. Złapałam się rękoma i powoli się pościągałam, wyciągając z siebie deskę. I wszystko byłoby super, gdyby to dziwne szkieleto coś do mnie nie podeszło i nie wbiło mi tego dziwnego sztylet w ramię. Stwor, którego nazwy nie znałam jak można się było domyślić, wyjął sztylet z mojego ramienia a ja ponownie opadłam wbijając w siebie deskę jeszcze mocniej. Krew wypłynęła z moich ust, a ja poczułam się w momencie cholernie słabo. Nie byłam w stanie się ruszyć, dlatego tylko leżałam. I patrzyłam jak to coś zabija Landona.
Przegrałam.
Byłam zbyt słaba.
I wtedy do moich uszu dobiegł stłumiony dźwięk głosy Hope. Wnioskując po tym, że demon padł na ziemię zapewne wypowiedziała jakiś zaklęcie, którego ja nie znałem. Po chwili już widziałam jak pada na kolana koło martwego ciała Landona i usłyszałam jej melancholijny krzyk.
Nie minęło dużo czasu aż do biblioteki wpadł dyrekto Saltzman. On w przeciwieństwie do mojej siostry zainteresował się moją osobą. Skinął na kogoś ręką i podszedł do mnie. Złapał mnie za ramiona i coś do mnie mówił, jednak do już do mnie nie dochodziło. Jak przez mgłę wiedziałam chyba bliźniaczki, które stanęły obok mnie. I równie niewyraźnie poczułam czujesz dłonie, na moich nogach. Najwyraźniejszy w tym momencie był ból przy wyjmowaniu ze mnie tej nieszczęsnej deski.
W tym momencie nawet nie miałam pojęcia czy to przeżyje. Nie miałam pojęcia, czym był ten sztylet i jakie było jego działanie. Dlatego pozwoliłam sobie odpocząć. Zamknęłam oczy, oddając się błogiemu spokojowi.
CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfikceZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli