XVI

232 16 3
                                    

Stanęłam naprzeciw Sed'a z uniesioną gardą. Moje kolana pozostawały lekko ugięte a spojrzenie skupiło się na hybrydzie, która podobnie jak ja była gotowa do ataku. Warczałam cicho, podobnie jak i on z każdą chwilą oczekiwania czując jak rośnie między nami napięcie. Aż w końcu ten zaatakował. Wymierzył cios pięścią w moją twarz jednak ja zrobiłam unik. On szybko się obrócił by ponowić cios tym razem łokciem, co już mu się udało. Poczułam ból w nosie jednak to zignorowałam. W końcu od tego jeszcze nikt nie umarł.

Zeszłam do parteru i starałam się podciąć chłopaka jednak ten nie bym taki głupi. Sprawie ominął moją nogę a ja szybko się wyprostowałam. Tym razem to ja zaatakowałam. Podeszłam nieco bliżej i wymierzyłam cios, jednak on złapał moją rękę. Przez moment nieco spanikowałam, jednak ostatecznie przypomniałam sobie o braku zasad i kopnęłam go w odsłonięty brzuch. On puścił mnie, robiąc kilka chwiejnych kroków w tył.

Na nic nie czekając ruszyłam przed siebie, jednak tego nie przemyślałam. Sed w końcu też był bardzo szybko. Dlatego sprawnie mnie ominął i stając za mną złapał moją głowę. I wtedy była już tylko ciemności.

Podniosłam się gwałtownie do siadu, biorąc głęboki wdech. Dłoń odruchowo położyłam na karku, nadal czując w nim lekki ból. Spojrzałam w prawo gdzie zobaczyłam Sedrica. Siedział na ziemi tuż obok mnie, uśmiechając się triumfalnie.

— Ty już się tak nie ciesz. — Mruknęłam zrezygnowana. Sed był dosłownie królem sparingów. Wygrywał dosłownie za każdym razem. I nie miałam już pojęcia czy to on jest taki dobry, czy ja taka do dupy. — Wygrałeś ostatni raz.

— Mówisz to za każdym razem, kiedy przegrywasz. — Zauważył, na co ja wzruszyłam ramionami. — O co ci poszło z tą dziewczyną w bibliotece?

— Nawet nie przypominaj mi o istatnieniu tej szmaty. — Poprosiłam jednocześnie ściągając gumkę z włosów, która i tak ledwo się na nich trzymała. — Przekroczyła granice, której nikt nie powinien przekroczyć.

— Czyli wspominała o rodzicach. — Stwierdził, nie mijając się z prawdą.

Każdy, kto znał mnie trochę lepiej wiedział, jakim rodzice są dla mnie drażliwym tematem. A wypowiadanie się o nich w niemiły sposób zazwyczaj kończyło się bardzo źle. Zresztą kto z dobrymi relacjami z rodzicami nie wkurzyłbym się, gdyby ktoś tak mówił o jego rodzicach?

— Nie mówmy o tym. — Poprosiłam, podnosząc się z ziemi. — Zresztą muszę już iść. Za chwilę mam jakieś głupie zajęcia, na których z niezrozumiałego powodu muszę być.

— Czarownice? — Dopytał, na co ja jedynie skinęłam głową biegnąc w stronę szkoły.

Szybko się przebrałam i ruszyłam do odpowiedniej sali. Jak się okazało weszłam tam jako ostatnia, jednak chyba się nie spóźniłam. A przynajmniej nie jakoś masakryczne więc jest dobrze.

— Coś mnie ominęło? — Dopytałam spoglądając na Lizzi.

— Tylko nasze bliźniaczki kłócące się o to, jakie zaklęcie przećwiczyć. — Mruknęłam nieco zdziwiona, obdarzając mnie spojrzeniem niebieskich tęczówek. — Czyli dziesięć minut bezpowrotnie zmarnowane z życia. A mogłabym robić teraz o tyle ciekawsze rzeczy.

— One się zejdą zobaczysz. To napięcie seksualne wisi w powietrzu. — Oświadczyłam, na co blondynka skinęła głową przyznając mi rację. — Chociaż ja chyba wszędzie czuje napięcie seksualne. — Rzuciłam rozbawiona. Lizzy była całkiem fajna. Może się nie przyjaźniłyśmy, jednak czasem trochę gadałyśmy a ta się mnie nie bała, więc spokojnie mogłam ją zaliczyć do fajniejszych osób w tej szkole.

— Nie czujesz go tylko między sobą a Sed'em. — Zauważyła, na co posłałam jej oburzone spojrzenie. — No nie patrz tak. Widzę, przecież jak na ciebie patrzy. Jak ci ufa i jak wiele mógłby dla ciebie poświęcić. A ty tego nie zauważasz i to cholernie go boli. Czasem jesteś ślepa.

— A ty nie wiesz, czym jest przyjaźń damsko-męska, ale ci tego nie wypominam. — Rzuciłam, krzyżując ramiona na piersiach. Przeniosłam wzrok na nasze siostry, które kłóciły się, jakby walczyły o losy świata.

— Przyjaźń to jest między tobą a Tomem, a nie między tobą i Sed'em. — Wtrąciła, ja jednak postanowiłam to zignorować.

— Rzućmy zaklęcie Jo a jutro rzucimy zaklęcie Hope. Przodkowie przecież świat się nie kończy. — Warknęłam, wtrącając się do kłótni. Stanęłam bliżej dziewczyn ustawionych w kręgu i wyciągnęłam dłoń w stronę szatynki. — Ruchu ja nie mam całego dnia. — Pośpieszyłam ich a Jo od razu złapała moją dłoń. Moja druga dłoń złapała za to jej bliźniaczka.

Zazwyczaj to właśnie robiłem. Stałam pośrodku bliźniaczek, które wysysały ze mnie moc. Tak przydawałam się najbardziej. Dlatego, kiedy reszta wypowiadała słowa zaklęcia, ja stałam i rozglądałam się po sali. Aż podłoga się zatrzęsła i stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Chociaż pewnie powinniśmy.

Wszyscy wylądowaliśmy na podłodze odrzuceni przez energię. Poczułam siły ból w głowie. Przy tym ból w plecach był dosłownie niczym. Piszczało mi w uszach i trwało to dłuższą chwilę nim zdołałam się podnieść.

— Dlatego trzeba trenować. — Zauważyła nauczycielka, stojąc kilka metrów dalej. — Zaklęcia grupowe są trudne. Zwłaszcza dla wiedźm i czarowników niepołączonych w sabacie. A wam brak zaufania między sobą.

— Jakby spoko ja tutaj nic nie robie więc bez strachu. — Wtrąciłam, zwracając na siebie uwagę reszty. — A tak serio to, czego wy się boicie? Bo na moje oko to powinnyście się bać tylko tego, że się nie nauczycie i kiedy będziemy potrzebować tego zaklęcie, to zawiedziecie i pójdziemy do piachu. Tak tylko mówię.

— Dziękuję Destining to było bardzo obrazowe. — Zauważyła wiedźma. — Tylko mam sugestie. — Stwierdziła, podając jednej z dziewczyn starą księgę. — Narysuj to kredą na podłodze. — Poleciła, a ta od razu zabrała się do pracy.

Kiedy ta skończyła rysować na ziemi jakieś dziwne symbole, nauczycielka zaczęła nas ustawiać przy okazji zmieniając też ustawienie świec i innych potrzebnych do zaklęć ustrojstw. Patrzyłam na to zdziwiona, aż nie nadeszła moja kolej. Wtedy ta podeszła do mnie i postawiła na niej więcej na środku tego zbiorowiska wzajemnej nienawiści.

— Połóż się i odpręż. — Poleciła, odchodząc na bok.

— Jak chce mnie pani zabić, to trzeba było po prostu kazać mi rzucić jakieś zaklęcie. — Rzuciłam jednak i tak położyłam się na ziemi.

Zamknęłam oczy i rozluźniłam ciało. Starał się oczyścić umysł, co nie było wcale takie trudne. I tak sobie leżałam kompletnie nic nie robiąc dopóki nie usłyszałam ekscytacji reszty. Wtedy otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu.

— Udało się. — Wyjaśniła mi kompletnie zszokowana Hope. — Co to w ogóle było? — Spytała spoglądając na nauczycielkę. Ta jednak nie była chętna, by udzielić odpowiedzi. — Desi jak się czujesz? — Spytała w końcu.

— Szczerze? Jakby coś chodziło mi pod skórą. Coś, co bardzo pragnie się wydostać.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz