XIII

277 17 25
                                    

Jeśli ktoś, kiedy powiedział, że szkoła dla nadprzyrodzonych istot jest lepsza, od tej zwykłej to skłamał. Przez większość czasu jest po prostu w chuj nudno. Zajęcia są nudne i z trudem szukać zastosowania dla większości przyswojonej wiedzy w życiu. Ciekawie jest tylko, kiedy jakiś potwór nawiedzi szkołe. Chociaż nie koniecznie. Bo niektóre te potwory można było po prostu pominąć. Nasza naczelna super brygada szybko się ich pozbywała. A resztę pozostawało tylko siedzenie i słuchanie o zastosowaniu ognia piekielnego. Którego ja nawet nie umiałam wywołać. Więc ta wiedza była mi tak potrzebna, jak Landon Hope. Tylko same z tego kłopotu i zero pożytku.

Na szczęście dzień jakoś mi minął. Dzięki moim krótkim wagarom i szybkiej drzemce jakoś to zleciało. I mogłam wreszcie zająć się sobą. A osobiście nie wyobrażałam sobie lepszej opcji na siedzenie popołudnia jak popływać. Kochałam to robić. Woda zawsze mnie przyciągała. I jak Hope lubiła malować, ja lubiłam pływać. Robiłam to, kiedy tylko mogłam często na koszt mojego ulubionego sportu, kompletnie olewając szkole i znajomych. Za których i tak robiły moje hybrydy, z którymi miałem spinę. I to wszystko z mojej winy. Bo nie umiałam normalnie rozmawiać. Wszystko brałam zbyt mocno do siebie i za szybko się denerwowałam. No, ale taka już byłam i jakoś nie miałam w planach tego zmienić.

Rozłożyłam koc na ziemi i rzuciłam na niego plecak. Osobiście wolałam pływać w jeziorze jak w basenie. Może dlatego, że było tutaj mniej ludzi, bo uczniowie raczej preferowali basen znajdujący się przy szkole. Zdjęłam z siebie ubrania, pod które włożyłam kostium i podeszłam do jeziora, powoli wchodząc do wody. Przyzwyczajałam się do jej temperatury, co nigdy nie sprawiało mi trudności.

W końcu weszłam do wody i zaczęłam płynąć. Gdzieś w połowie jeziora zanurkowała, chwilowo zamykając oczy. Jednak kiedy coś złapało mnie za kostkę, zaczęłam lekko panikować. Zwłaszcza kiedy to coś zaczęło wciągać mnie pod wodę. Serio trzeba by było mieć super pecha, żeby iść pływać i wpaść na wodnego potwora. Jednak nie większego niż miałam ja, dlatego nie na żarty się przestraszyłam. Jednak to coś mnie puściło. A kiedy wypłynęłam i zaczęłam brać łapczywe oddechy zobaczyłam Sed'a. Którego w tym momencie poprzysięgłam sobie zabić.

— Zabije cię przysięgam. — Warknęłam, zgarniając z twarzy mokre włosy. — Co ty tutaj w ogóle robisz? — Spytałam agresywnie, marszcząc brwi wkurzona.

— Przestań, bo zrobią Ci się zmarszczki. — Oświadczył, czym tylko dodatkowo mnie wkurzył. Tak miałam ewidentne problemy z panowaniem nad gniewem. — I przyszedłem sprawdzić, czy nadal się gniewasz? — Dopytał z uwaga, obserwując moją twarz.

— Nie. — Warknęłam, przez co mogą odpowiedź można było uznać za ironiczną. Jednak nie byłam zła. Połowa naszych problemów była tak naprawdę moimi problemami. I tym jak bardzo niezdolna do funkcjonowania w społeczeństwie byłam. — Teraz jestem zła tylko na ciebie.

— Możecie wyjść! — Krzyknął kompletnie ignorując drugie zdanie, które do niego skierowałam.

Stado hybryd wyłoniło się z lasu, momentalnie wchodząc do wody. Lubili ją. I nie miałam pojęcia czy był to czysty przypadek, czy działanie mojej krwi. Jednak nie dochodziłam. Nie na wszystkie pytania musiałam znać odpowiedź.

Oczywiście hybrydy nie byłyby sobą, gdyby nie zaczęły się wygłupiać. Szczerze chyba nawet trochę je lubiłam. Jednak tylko trochę. Victoria była wredną suką jednak to właśnie w niej kochałam. Joanne była nieco nieśmiała, jednak umiała poprawić mi humor. Alice miała w sobie pełno dobrej energi. Thomas był trochę idiotą, ale przynajmniej lubił przemoc fizyczna więc za to duży plus. Derek był zimniejszy niż lód na Antarktyce za to wierny jak mało kto i za to go szanowałam. Drake był szczery i zawsze mówił otwarcie co myśli o innych. Lubiłam jego szczerość. Sam był skurwielem jednak bez wahania robił wszystko, o co go prosiłam. Simon był osobą, która zawsze rzucała trafne uwagi a za to Maddi była zafiksowana na punkcie wyglądu jednak dzięki niej zawsze wiedziałam co na siebie ubrać więc punkt dla niej.

A jak już o pół wilkołakach mowa. Maddi wskoczyła Simonowi na plecy warcząc przy tym, jak szalona w moją stronę. A ja już wiedziałam, co to znaczy. I przy okazji uświadomiłam sobie, jak bardzo powinnam się cieszyć, że ich mam. Dzielnie znosili moje humorki nawet lepiej niż moja siostra. A zrobiłam dla niej dużo więcej rzeczy, których teraz żałuję. I to nawet bardzo.

— Dasz odebrać sobie tytuł alfy? — Spytał Tom, który widocznie chciał mnie sprowokować. I co ważniejsze mu się udało.

Sedric stanął tyłem do mnie, a ja wskoczyłam na jego plecy. Zazwyczaj się tak nie bawiłam, jednak potrzebowałam tego. Czasem miałam wrażenie, że zbyt poważnie podchodzę do życia. Ta przypadłość męczyła i mnie i Hope. Na której punkcie chyba miałem obsese, bo nie umiałam przestać o niej myśleć.

Maddi próbowała zrzucić mnie z pleców Sed'a jednak jakoś jej to nie szło. Pewnie głównie dlatego, że nie koniecznie się starała. To była tylko zabawa. A ja musiałam przyznać, że nawet całkiem dobrze się bawiłam. Nawet, wtedy kiedy dziewczyna stwierdziła, że ciągnięcie mnie za włosy to dobry pomysł. I tak wygłupialiśmy się aż brunet się potknął dziewczyna, wykorzystując okazję mnie pchnęła. Spadłam do wody, uderzała i coś ostrego co rozcięło mi bok. Woda zmieniła kolor na czerwony, a złapałem się za bolące miejsce.

— Matko nic ci nie jest? — Spytała zmartwiona Madison.

— Nie. Muszę tylko wejść na brzeg, żeby dobrze się zagoiło. — Oświadczyłam, starając się płynąć. Sed stwierdził, że mi pomoże, dlatego szybko dotarliśmy na brzeg.

Mój beta okazał się być straszną niezdarą i tak znowu upadł. Z tym że ja wylądowałam na ziemi, a on zawisł nade mną. Rozcięty bok nieco zapiekł, a ja warknęłam zirytowana.

— Destining chyba woli być na górze. — Stwierdził rozbawiony Siomon, na co przewróciłam oczami zrezygnowana. — Musisz to zapamiętać na przyszłość Sed.

— Wypchaj się, bo zrobię z ciebie dywanik łazienkowy. — Warknął chłopak, wstając ze mnie.

— I na nim będziecie się... — Zaczął, jednak moje groźne spojrzenie skutecznie go uciszyło. — To ja już pójdę. — Stwierdził, znikając pod wodą.

— Przodkowie za jakie grzechy? — Spytałam, podnosząc się do siadu. — Otaczają mnie idioci.

— I sama nim jesteś, więc wszystko się zgadza. — Oświadczył Sed, który był dzisiaj w wyraźnie dobrym humorze.

— Zabije cię kiedyś naprawdę. Jestem pewna, że z ciała hybrydy można zrobić jakiś potężny amutel czy cóż w tym stylu.

— Kiedy się zagoi? — Spytał, wskazując na ranę. Ja automatycznie spojrzałam na swój bok i położyłam na nim niepewnie dłonie.

— Nie mam pojęcia. Już powinno zacząć się goić, a jakoś nie widzę by to się działo. — Wyjaśniłam, sycząc cicho. Rana nieprzyjemnie piekła co raczej nie było dobrym znakiem. Jeśli umrę przez zakażenie to będzie ciekawie.

— Zabiorę cię do szkoły i ci to opatrzę. — Oświadczyła hybryda, wstając z ziemi.

Miałam zaprotestować jednak przy wstawaniu rana znowu zabolała więc po prostu się zamknęłam. Zwłaszcza że krew spływała po moim ciele a rana jakoś nie specjalnie chciała się goić. Fantastycznie.

Wzięłam ręcznik i zaczęłam wycierać włosy w trakcie, kiedy Sed po prostu otszepał się jak pies przy okazji ochlapując mnie. Warknęłam cicho, obdarzając go morderczym spojrzeniem.

— Chodź. — Rzucił i nim zdarzyłam, coś powiedzieć wziął mnie na ręce i zrobił kilka bardzo szybkich obrotów, przez co serio byłam prawie sucha.

— Gdzie jest jakiś kołek? — Spytałam, co spotkało się z jego śmiechem. — Coś ty dzisiaj taki jak nie ty?

— Po prostu mam dobry dzień. Ty nigdy ich nie miewasz? — Spytał, zbierając moje i swoje rzeczy z ziemi. Wszystko mi podał i pobiegł ze mną w stronę szkoły.

Żebyś wiedział, że nigdy.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz