XV

253 17 26
                                    

Szłam przez szkołę, kierując się do biblioteki. Musiałam znaleźć informacje do jakiegoś referatu na historie o pierwszych wampirach. I chociaż co nieco już wiedziałam potrzebowałam dokładnych dat, a tych nigdy nie pamiętałam i wolałam to sprawdzić. Ostatnimi czasy pogoda naprawdę dopisywała dlatego zdecydowałam się podwiązać koszule, która miałam na sobie niego wyżej. Do tego ubrałam kraciaste spodnie i botki. Przez wytyczne w ubiorze nie można było jakoś szczególnie zaszaleć, jednak nie narzekałam. Te mundurki ostatecznie nie były złe i po noszeniu ich przez większość życia można było przywyknąć. A co do rany zagoiła się szybko po zdjęciu bransoletki. Która jak widać blokowała nie tylko używanie mocy.

Weszłam do biblioteki i ignorując fakt, że nie jestem sama. Podobnie jak zignorowałam kilka krzywych spojrzeń posłanych w moją stronę. Z reguły się nimi nie przejmowałam. Chyba że miałam naprawdę zły dzień. Wtedy potrafiłam drzeć się jak opętana i robić problemy o wszystko. Jednak kiedy miałam lepsze dni po prostu ignorował innych. Nie licząc jednej wampirzyca, której ignorowanie było wręcz niemożliwe.

— Zakryj ten brzuch, bo się zbiera na wymioty. — Mruknęła Tessa, skupiając na mnie swoje spojrzenie. — Takie ubrania to dla chudych trybrydo. — Rzuciła z pogardą, obdarzając mnie krzywym uśmiechem.

— To słodki, że myślisz, że robię cokolwiek by podobać się komukolwiek. — Mruknęłam, mijając ją wiedząc, że najlepiej będzie po prostu odejść. — Dla twojej wiadomości kocham swoje ciałko. I przykro mi, że Ty masz tak kruche ego i małą pewność siebie, że musisz być komplementowana przez innych, by czuć się piękna. A tak głupi komentarz jest w stanie cię zrujnować. — Oświadczyłam, ruszając do odpowiedniego działu.

Kochałam siebie. Swój tłusty tyłek i wysrający brzuch z rozstępami. Kochałam swoje grube uda i nawet grube kostki. Swoje szerokie ramiona. Kochałam w sobie wszystko. Łącznie z cellitem i rozstępami. I przeszłam bardzo długą drogę by tak było. Dlatego żadna brzydko utleniona wampirzyca nie jest w stanie tego zmienić. Zwłaszcza że Tessa nie świeciła jakąś wyjątkową urodą. Była raczej przeciętna. I często żałosna w swoim zachowaniu.

— Jak lubi się pić tyle krwi, że aż ludziom odpadają głowy to trzeba się liczyć ze zbędnymi kilogramami. — Rzuciła, widocznie uważając, że jest super zabawna. — Nie dziwię się, że faceci porzucają cię po jednej nocy.

— Nie skarbie. To ja porzucam ich. — Rzuciłam, puszczając jej oczko.

Tessa kochała wyzywać się na innych. Satysfakcjonowało ją patrzenie jak dziewczyny płaczą, bo wyzywała je od grubych i brzydkich. Czasem nawet myślałam, czy ta suka przypadkiem na stałe nie odłączyła uczyć. A potem przypominałam sobie, że ona po prostu taka jest. Zimną i zepsuta do granic możliwości. A ja obiecałam sobie, że będą ją wkurwiać tym jak bardzo mam w dupie jej żałosne uwagi.

— Nie dziwię się, że rodzice woleli Hope. Ona przynajmniej jest ładna z twarz. — Kontynuowała, czego ja nawet nie skomentowałam. Liczyłam, że jeśli będą ją ignorować, to da sobie spokój z tymi głupimi uwagami. — Teraz to jesteś taka opanowana? Kiedy zabijaka tych wszystkich ludzi też taka byłaś? Patrzyłaś im w oczy, kiedy błagali cię o litość, a ty ich mordowałaś? Powiedz, to było fajne uczucie? — Kontynowała, powoli wyprowadzając mnie z równowagi. — Zresztą głupia pytam. Przecież jesteś córką dziwki, która zaszła, bo rozłożyła nogi i psychicznego wariata...

I to było to, co przelało czarę goryczy. Odwróciłam się i nim ta zdążyła się zorientować uderzyła o ścianę. Szybko do niej podbiegłam i docisnęłam ją do ściany, mocno zaciskając dłoń na jej szyi. Spojrzałam jej prosto w oczy, czując, że moje oczy stały się żółte, a pod nimi pojawiły się czarne żyły. To był koniec mojej samokontroli.

— Powiedz tak jeszcze kiedykolwiek o moich rodzicach a złamie mop na pół i cię nim zabije. — Warknęłam, patrząc na jej twarz która, wyrażała aż za dużo zadowolenia. — I jak prawdziwa szmata skończysz na końcu kija.

— Destining! — Warknął ostro dobrze znany mi męski głos. Spojrzałam przez ramię, by zobaczyć dyrektora. Cudownie. — Zostaw ją. I to już.

Przewróciłam oczami i puściłam dziewczynę, która wylądowała na ziemi. A ja wszystko zrozumiałam. Szmata zrobiła to specjalnie. Tylko po to, żeby w końcu wyrzucili mnie z tej szkoły. Cudownie.

— Chodź ze mną. — Poleciła Alaric a ja posłusznie ruszyłam za nim słysząc śmiech tej utlenionej zdziry.

Niechętnie weszłam do gabinetu i zajęłam swoje stałe miejsce. Z uwagą obserowałam derektora, a zanim zdołał coś powiedzieć, ja zaczęłam swoje narzekanie.

— A dlaczego jej tutaj nie ma? — Spytałam oburzona, wpatrując się w blondyna.

— Bo porozmawiam z wami z osobna. — Zapewnił, chociaż czułam w jego słowach fałsz. — Powinnaś nad sobą panować. Nie możesz tak rzucać się na ludzi... Ani na innych nadprzyrodzonych.

— Nie słyszałeś co powiedziała, o moich rodzicach... — Zaczęłam, jednak jego to wydawało się średnio interesować.

— Inni mają o nich raczej negatywną opinię, a ty musisz nauczyć się z tym żyć. — Oświadczył a ja już miałam coś powiedzieć, jednak ten mi na to nie pozwolił. — Wiesz, że jestem w trudnej sytuacji. Nie chcę cię wyrzucać. Jednań inni mają co do ciebie wiele wątpliwości. Wiesz co się stało, kiedy odłączyłaś człowieczeństwo?

— Tak. — Przyznałam, bo jak też mogłabym zapomnieć, skoro każde krzywe spojrzenie mi o tym przypominało. — Jednak to było po tym, jak umarłam. Każdemu młodemu wampirowi trochę odbija.

— Trochę? Mam Ci przypomnieć ile osób zabiłaś? — Spytał, a ja pokręciłam głową na nie. Nie chciałam o tym pamiętać. — Jesteś ważną częścią tej szkoły. Poza tym wiesz, że lubię i ciebie i twoją siostrę. Obie dużo przeszłyście i zasłużyłyście na dom. Więc proszę cię, panuj nad sobą.

— Próbuje. Jednak to nie jest takie łatwe... Noszę w sobie mrok, którego nikt nie rozumie. Nawet ja. — Rzuciłam, co brzmiało poetycko. Jednak prawda była taka, że miałam ze sobą problem, którego nie byłam w stanie ogarnąć. Jak bardzo bym tego nie chciała.

— I z czasem go zrozumiesz. Po prostu spróbuję nie pakować się w bójki. A złość rozładowuj na sali treningowe.

— Spróbuję... — Obiecałam, chociaż wiedziałam jak trudne to będzie. Ciężko mi było nad sobą panować.

— Idź już. I pamiętaj o referacie z historii... I zacznij chodzić na w-f, bo masz słabą frekwencję. — Dodał, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. Może trochę mnie wkurzał, jednak na jakiś swój własny sposób o mnie dbał.

— Oddam na czas. I będę chodzić na w-f. — Zapewniłam, wstając z miejsca. Szybko opuściłam gabinet i ruszyłam do części akademickiej szkoły.

Jakoś nie chciało mi się wracać do biblioteki. Zwłaszcza po tym wszystkim, co się stało. Najwyżej spytam Hope o te daty. Ona na pewno pamięta.

Weszłam do pokoju, jednak mojej bliźniaczki nie było. No coś referat nie zająć nie ucieknie. Podeszłam do łóżka, by się na nim położyć i wtedy zobaczyłam kartkę, która na nim leżała. Podniosłam ją i odczytałam wiadomość.

Jeśli zechcesz uraczyć mnie jeszcze swoją obecnością, wpadnij do klubu dla wampirów w Nowym Orleanie w piątek wieczorem.

Michael Crain


Nie wiem jak wy, ale ja jestem ogromną fanką Alarica
A ten kto wymyślił jego ship z Hope będzie się skarżył w piekle przysięgam
A jako że jestem na tym punkcie nieco jebnięta to mamy Desi jako przedstawicielkę osób z kilkoma kilogram w przód która kocha siebie i jest piękne
Także no kolejne reprezentację pomijana na tej aplikacji została wspomina
Także no miłego dni ja idę bo spóźnię się do pracy xD

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz