Zdjęłam z siebie kurtkę i rzuciłam ją na gałęzi jednego z drzew. Buty rzuciłam nieopodal, napychając do nich skarpetki. Stanęłam boso na trawie, uśmiechając się mimowolnie. Nagle zerwałam się do biegu. Pokonywałam kolejne metry skupiając się na każdym bodźcu, który do mnie dochodził. Czułam wiatr we włosach i przyjemny zapach. A po chwili dostrzegłam Simona jedną z hybryd. Wyprzedził mnie i przeskoczył przez przewalone drzewo. Brałam głębokie wdechy. Tylko w takich okolicznościach czułam się naprawdę dobrze. Wolna jak nigdy. Szczerze szczęśliwa. Maddi rzuciła się na mnie przewracając mnie na trawę. Zaśmiała się lekko i wstała z miejsca, biegnąc dalej. Po chwili i ja zerwałam się z ziemi i ruszyłam dalej w pewnym momencie wpadając na Sed'a.
— Za wolno. — Mruknęłam rozbawiona. — Musisz się bardziej starać.
— Chyba ty. — Rzucił i mnie przewrócił.
Wylądowałam plecami na ziemi, kiedy on wisiał nade mną. Spojrzałam w jego szare oczy czując jak moje serce przyspiesza. Wzięłam głębszy wdech i w końcu nas obróciłam. Teraz to ja byłam nad nim.
— Jeszcze dużo musisz się nauczyć. — Zauważyłam, uśmiechając się szeroko. — Chodź, bo reszta nam zwieje.
Szybko podniosłam się z ziemi i ruszyłam dalej. Zatrzymaliśmy się dopiero przy granicy, której wolałam nie przekraczać. Starłam pot z czoła i spojrzałam na resztę.
— Pod postacią wilka? — Spytał Tom, uśmiechając się szeroko.
Złapałam brzeg podkoszulka i przeciągnęłam go przez głowę. Zdjęłam z siebie szybko ubrania. Alice je zabrała. Ona z reguły nigdy się nie przemieniała. Nienawidziła przemian. I właśnie ich brak najbardziej lubiła w byciu hybrydą.
Poczułam jak, wszystkie kości w moim ciele pękają. Moje ciało zaczęło wyginać się w nienaturalny sposób, przysparzając mi bólu. Moja skóra się naciągała. I już po chwili stałam pod postacią ciemnego wilka. Ruszyłam przed siebie, a wszystko wydawało się jeszcze bardziej intensywne. Lubiłam te swoją wilczą część. To ona była najlepszą częścią mnie samej.
Pod starym młynem wróciłam do ludzkiej formy. Odebrałam od dziewczyny ubrania i je na siebie założyłam. Tak samo te, które wcześniej zostawiłam.
— Muszę spadać. Mam pracę domową do zrobienia. — Oświadczyłam, poprawiając ubrania które miałam na sobie. — Sed wiem...
— Spoko. Ogarnę wszystko ty idź. — Zapewnił, na co posłałam mu słaby uśmiech idąc w stronę szkoły.
Weszłam do budynku i ruszyłam w stronę akademika. Nie koniecznie lubiłam to miejsce. Jednak zawsze było lepsze niż dom. Ten pełen mrocznym wspomnień i okropnej historii. Przepełniony tęsknotą i innymi rzeczami, o których nie chciałam myśleć. Czasem najlepiej było po prostu zapomnieć.
— Hej. — Mruknęłam, kiedy mijałam Lizzy.
Nie byłyśmy jakimiś super kumpelami. Czasem mnie wkurzała. Jednak w gruncie rzeczy nie była taka zła. Przynajmniej nie udawała i były szczera w tym, kim jest. Poza tym miała swoje problemy. Mroczną stronę taką jak każdy. Z tym że jedni umieli ją poskromić, a innych to ona poskramiała.
— Hej. — Rzuciła, odwracając się do mnie przodem. — Widziałaś gdzieś Jo?
— Nie. Jednak nie mam jej w młynie. — Wyjaśniłam, ruszając dalej.
Weszłam do pokoju i od razu podeszłam do szafy. Zaczęłam ją przeszukiwać aż w końcu znalazłam podkoszulek i spodenki. Zgarnęłam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Te zbiorowe były najgorsze. A niestety przy pokojach nie było łazienek. Więc trzeba było korzystać z tych ogólnych.
CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfikceZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli