XI

258 17 3
                                    

Dni w tej przeklętej szkole mijały zaskakująco wolno. Kiedy potwory nie zjawiały się, by nas ponękać było całkiem nudno. Jednak było to w pewnym sensie miłą odmianą. Jeden dzień bez jakiegoś rzekomo nieistniejącego dziwactwa, które zapragnie nas zjeść to bardzo miła odmiana. Nawet jeśli wiązała się z siedzeniem na lekcji, na której wcale nie chciałam być.

Alaric często wkurzał mnie niemiłosiernie. Bywał jak ten czepliwy wrzut na dupie jednak darzyłam go pewną sympatią. Może dlatego, że był jedynym facetem, którego mogłam nazwać, chociaż namiastką ojca. Klausa w moim życiu w zasadzie nie było. A nawet jeśli gdzieś tam się przewijam to raczej, kręcił się wokół mojej bliźniaczki. A dyrektor jakoś sprawie umiał podzielić czas poświęcany każdemu, kto go potrzebował. Przez co mogłam na niego liczyć bardziej niż na ojca. No i wykładał historie w taki sposób, że nie usypiałam na ławce co było dodatkowym plusem i niemal super mocą.

Nagle lekcja została przerwana przez jakąś dziewczynę, która weszła do sali. Szybkim krokiem podeszła do Saltzmana i mu o czymś powiedziała. Wydawała się zdenerwowana mimo to dyrektor szybko ją odesłał.

— Destining chodź no chwilę. — Poprosił mężczyzna, kierując się do wyjścia.

Czyli albo mam klasycznie przesrane, albo Hope coś dojebała.

Dlaczego obstawiam to pierwsze?

Szybko podniosłam się z miejsca i ruszyłam do wyjścia. Po drodze starałam się kompletnie zignorować krzywe spojrzenia reszty. Szybko weszłam z sali, zamykając za sobą drzwi. Przeniosłam wzrok na profesora, który wydawał się być lekko wkurwiony.

Czyli to ja coś zjebałam.

— Hybrydy polują w lesie. — Oświadczył, na co i we mnie się zagotowało. — Miałaś z nimi o tym porozmawiać.

— I rozmawiałam. — Zapewniłam, mierząc się z jego wkurzonym spojrzeniem. — To, że mnie nie posłuchały to nie moja wina... I daruj sobie wykłady o tym, że ich przemieniłam, więc ponoszę za nich odpowiedzialność. Bo słyszałam go już milion razy i wcale nie staje się ciekawsze. — Zapewniłam, mocno gestykulując rękoma. — Pójdę do tego cholernego lasu i to ogarnę. — Zapewniłam, ruszając do wyjścia.

Wkurzało mnie to, że hybrydy mnie nie słuchały. Z jednej strony do znudzenia powtarzały mi, że je przemieniłem, więc jestem za nie odpowiedzialna. A z drugiej strony, kiedy próbowałam się nimi zająć, kompletnie mnie nie słuchały. Niestety nie mogłam ich olać, bo utarło się już, że jestem za nie odpowiedzialna. I kiedy tylko są z nimi problemy, inni mają problem do mnie.

Korzystając z wampirzej szybkości, wbiegłam do lasu. Kiedy tylko wpadłam na jakąś hybrydę, przewracałam ją lub rzucałam nią o drzewa. Jednak do żadnej z nich nic nie powiedziałam. Bo doskonale wiedziałam, że gdyby nie jeden dupek w życiu nie przyszłoby im do głowy sprzeciwiać się mojej woli.

Kiedy w końcu między drzewami odnalazłam Sed'a rzuciłam się na niego. Przygniotłam go do jednego z pni drzewa i warknęłam głośno, z czego ten jednak nic sobie nie zrobił.

— Wyjaśnisz mi, co ty odstawiasz? — Spytałam agresywnie, mocno dociskając go do drzewa. Hybrydy były bardzo silne. A ja nie zamierzałam dać się jednej podejść. Bo wtedy mój autorytet chyba zakopałby się pod ziemią.

— Poluje. — Oświadczył jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — Czego się tak burzysz?

— Burze się, bo tłumaczyłam Ci, że nie wolno wam polować! — Wykrzyczałam, kompletnie tracąc kontrolę. — Dlaczego do cholerny się mnie nie słuchasz? Czemu jeden raz nie możesz uszanować mojej woli! Ten jeden kurwa raz!

— Bo jesteś słaba. — Wyjaśnił a moje wampirze kły, mocno się wysunęły. Byłam pewna, że moje oczy stały się żółte, a pod nimi pojawiły się czarne żyły. — Hope pogrywa, tobą jak chce. Kiedy każe ci wyjechać, robisz to. Kiedy chce, żebyś osłoniła Landona robisz to. Niby jak przeszłaś pełną przemianę? — Dopytał i w tym momencie naprawdę żałowałam, że mu o tym opowiedziałam.

Miałam dziwną słabość do Sedrica. Lubiłam spędzać z nim czas. Jego towarzystwo zazwyczaj mnie uspokajało. I naprawdę niewiele potrzebowałamby wiele mu wybaczyć. Za co siebie nienawidziłam.

I chyba nigdy nie zapomnę tego dnia. Kiedy Landon po raz milionowy miał zginął. Znalazł się na krawędzi. A ja stanęłam przed wyborem. I mimo pełnej świadomości konsekwencji osłoniła go przed włóczniom. Nigdy chyba nie zrozumiem tak do końca, dlaczego to zrobiłam. Tego chłopaka obdarzałam tylko szczerą nienawiścią. Więc jeśli dla kogoś to zrobiłam to tylko dla mojej bliźniaczki. Którą chyba nie przeżyłaby jego śmierci. Lub ściągnęłaby na świat wieczny mrok, by tylko go odzyskać. Z nią to kurwa nic nigdy nie wiadomo.

— Nie mów tak o mnie. — Zarzadałam, w końcu go puszczając. Nim jednak odeszłam, mocno go uderzyłam. Na tyle, że ten padł na ziemię. — Lub wiesz co? Rób kurwa, co chcesz. Byle tylko nikt mnie z tym nie powiązał. Mam dosyć.

— Zawsze łatwo się poddajesz. — Dodał, podnosząc się z ziemi. — A ja nigdy cię nie rozgryzę. Raz jesteś cudowna. Biegamy po lesie lub pływamy w jeziorze. Śmiejesz się i wygłupiasz. A raz zachowujesz się jak rasowa suka.

— Mam słabe nerwy. — Mruknęłam nawet nie wiedząc, dlaczego mu się tłumaczę. — Wiesz co? Gratuluję. Chyba właśnie zostałeś alfą. Bo ja już nie mam siły mówić jak do ściany i wiecznie za was obrywać.

— I tak wrócisz. Bo potrzebujesz ten namiastki władzy. Tej namiastki tego, że jesteś córką swojej matki. — Zauważyła, na co miałam ochotę przyłożyć mu jeszcze raz. — Zresztą nie było tematu. — Poprawił się szybko, chyba wiedząc, że przegiął. — Nawet nie wiesz ile bym oddał, za to byś cały czas była tą miłą wersją siebie. Lubię ją i to nawet bardzo.

— Jednak robisz wszystko, by pokazywała się jak najrzadziej. Absurdalne co? — Dopytałem, robiąc kilka kroków w tył. — Zobaczymy, jaki ty silny będziesz, kiedy przyjdzie Ci rządzić grupą wyrzutków. Życzę powodzenia, bo na pewno Ci się przyda.

— A ty gdzie niby idziesz? — Dopytał, chyba licząc, że pogadamy trochę dłużej. Jakby zamierzał mnie do tej rozmowy zmusić. A tego szczerze nienawidziłam. Zresztą ja nienawidzę bardzo wielu rzeczy.

— Na spacer poudawać, że nie istniejecie, a ja nie mam przez was przesrane. — Odpowiedziałam, znikając między drzwiami.

Serio, kiedy ich przemieniłam, chciałam dobrze. Jednak zapomniałam o jednej istotnej rzeczy. W życiu nic ci się tak nie opłaci, jak bycie egoistą. Trzeba zawsze przede wszystkim myśleć o sobie. O czym życie boleśnie mnie uświadomiło kopiąc mi dupę za każdym razem, kiedy pomyślałam o kimś innym niż tylko o sobie.

Jednak w życiu powinnam dla siebie liczyć się tylko i wyłącznie ja.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz