XVII

233 14 25
                                    

Leżałam w łóżku, czując się naprawdę ledwo żywa. Nie mam pojęcia czym się tak zmęczyłam. Jednak wychodzi na to, że leżenie na podłodze, kiedy banda czarownic stojąca wokół ciebie rzuca zaklęcia to wyjątkowo wyczerpujące zajęcie. Dlatego teraz przeglądałam telefon, który jak zawsze wiernie zabijał mój zbędny czas. Aż do momentu, w którym usłyszałam, jak coś uderza w okno. Początkowo chciałem to zignorować, wierząc, że to tylko przypadek lub oszalałam już do reszty. Jednak ten dziwny dźwięk powtarzał się regularnie. Dlatego też podniosłam się do siadu i spojrzałam przez okno.

Po prostu kurwa nie wierzę.

— Coś się stało? — Spytała Hope która leżała na swoim łóżku i czytała książkę.

— Hybrydy pewnie znowu coś odjebały i teraz mnie potrzebują. Za chwilę wrócę. — Zapewniłam, schodząc z łóżka. Od razu ruszyłam w strony drzwi po drodze zgarniając jedynie trampki.

— Ubierz coś, bo zmarzniesz. — Ostrzegła moja bliźniaczka, która czasem po prostu czuła silną potrzebę zabawny w moją matkę.

— Serio za chwilę wrócę. — Zapewniłam i opuściłam pokój.

Szybko wybiegłam przed akademik i spojrzałam na elegancko ubranego wampira. Posyłał w moją stronę ten typowy dla siebie zadziorny uśmiech, a ja miałam ochotę wyrwać mu język lub najlepiej wybić te idealnie białe kły.

— Co ty tutaj robisz? Myślałam, że jesteśmy umówieni na piątek. — Zauważyłam stając naprzeciw niego. Może za dnia było jeszcze wmiare ciepło jednak teraz wiał wiatr, przez co moje ciało opanował nieprzyjemny dreszcz.

Dobra Hope tym razem miałaś rację.

— To oficjalnej zaproszenie na imprezę. Jednak nie powiedziałem, że nie możemy spotkać się wcześniej. — Zauważył ewidentnie dumny z tego, co wymyślił. — Chodź. — Polecił, ruszając w stronę lasu.

— I serio myślisz, że tak po prostu za tobą pójdę? — Spytałam, marszcząc brwi. Sama nie wiem dlaczego, ale coś mówiło mi, że nie mogłam mu ufać.

— No weź. Gdybym chciał cię zabić, zrobiłby to już pierwszej nocy. — Zauważył w zasadzie dosyć słusznie. Westchnęłam cicho, ostatecznie ruszając za wampirem.

Oj będziesz tego żałować prędzej czy później.

Przedzieraliśmy się przez las. On biegł, jednak nie w wampirzym tempie co trochę mnie zdziwiło. Jednak biegłam za nim, nieco nie mając wyboru. W końcu to on wiedział, gdzie mnie ciągnie. I zaciągnął mnie do najbliższej drogi. Stanął nieopodal niej korzystając ze schronienia, jakie dawały mu rośliny.

— Będziesz się ze mną bawić jak z nikim innym. — Zapewnił, przenosząc na mnie spojrzenie. — Zresztą sama zobaczysz. — Zapewnił, już kompletnie wybijając mnie z rytmu.

I staliśmy tak dłuższą chwilę, póki ten nie wszedł na drogę. Jak gdyby nigdy nic się na niej położył. A samochód, który podjechał zatrzymał się. Młody mężczyzna wysiadł z niego, by mu pomóc. Jednak kiedy tylko nachylił się nad jego ciałem, wampir złapał jego rękę. Spojrzał mu głęboko w oczy i coś do niego powiedział. Chłopak bez wahania stanął na poboczu i wyjął telefon, coś na nim robiąc.

— A co ty czekasz na specjalne zaproszenie? — Spytał, wsiadając do czerwonego kabrioletu.

— Popierdolił cię. — Rzuciłam, jednak podeszłam do niego i usiadłam obok. — I niby po co to zrobiłeś? — Spytałam, kątem oka spoglądając na chłopaka.

— Dla zabawy. — Oświadczył jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i wzruszył ramionami. — Wiem, że pewnie uczono cię, że wampiryzm więcej zabiera, jak daje. Jednak naprawdę dzięki niemu można świetnie się bawić. — Wyjaśnił, ruszając przed siebie. — A nim się nie martw. Będzie tutaj na nas czekał. Nie jestem aż tak zły.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz