XIX

198 12 0
                                        

Westchnęłam cicho, kierując swoje kroki w kierunku pokoju. Było już dosyć późno, a ja byłam najzwyczajniej w świecie zmęczona. Jednak nie chciało mi się spać. Chodziło raczej o zmęczenie imprezą. Miał dosyć zapachu alkoholu, tytoniu i potu. I dosyć muzyki, która w tym momencie upicia alkoholowego innych była momentami po prostu okropna lub kompletnie zabijała klimat. Bo jakoś geniusz postanowił puścić jakieś smęty. Chciałam już tylko zdjąć niewygodne buty i stanik i położyć się na łóżko. Posłuchać muzyki lub coś obejrzeć. Bez różnicy. Po prostu potrzebowałam odpoczynku.

Jednak jak się okazało pięć minut spokoju to trochę za dużo.

Kiedy tylko weszłam do pokoju zobaczyłam Landona i Hope leżących obok siebie na łóżku. W momencie, w którym weszłam do pokoju, zwróciłam na siebie uwagę tej dwójki.

— Hej. — Rzucił nieco nieśmiało Landon, przez co zyskał odrobinę mojej uwagi.

— Hej. — Odpowiedziałam nieco od niechcenia i spojrzałam na swoją bliźniaczkę. — Jeśli będę przeszkadzać, to sobie pójdę. Na pewno znajdzie się dla mnie trochę miejsca w pokoju hybryd. W końcu oni i tak jeszcze nie wrócili i pewnie nie szybko się to zdarzy.

— Nie. Po prostu nie sądziłam, że wrócisz tak szybko. — Oświadczyła, spoglądając na ekran laptopa. — Jeśli będzie Ci to przeszkadzać, to sobie pójdziemy. — Oznajmiła, doskonale wiedząc, że obecność jej pożal się Lucyferze chłopaka działa mi strasznie na nerwy.

— Lub zostaniemy i obejrzymy film we trójkę. — Zaproponował Landon. — W końcu ostatnio sama mówiłaś, że powinniśmy się integrować. W końcu jesteśmy rodziną.

Przysięgam, że integracja z Landonem była ostatnią rzeczą jaką była mi potrzebna. Jednak był chłopakiem mojej siostry. A jego obecność połączona z moją niechęcią mocno pogorszyła moje relacje z siostrą. Dlatego postanowiłam się przełamać.

Dla Hope mogłabym zrobić naprawdę wiele.

— To świetny pomysł. O ile nie będę przeszkadzać. — Stwierdziłam, cały czas przyglądając się siostrze.

— Więc tak zróbmy. — Oświadczyła w końcu Hope, która wcale nie wydawała się przekonana co do tego pomysłu. I nie miałam pojęcia czy chodzi o to, że nie chciała mojego towarzystwa czy po prostu nie chce byśmy przebywali z Landonem w zamkniętym pomieszczeniu.

— Wy wybierzcie film, a ja się umyje. — Zasugerowałam i podeszłam do szafy, z której wyjęłam ubrania. Zabrałam jeszcze kosmetyki i ruszyłam do łazienki.

Ciepły prysznic zdecydowanie był tym, czego potrzebowałam. Zmyłam resztki makijarzu, który średnio przetrwał całą imprezę. Przez co od razu poczułam się lepiej. Zresztą ja zawsze się tak czułam po umyciu się. W końcu też przebrałam się w wygodne ubrania i upięłam włosy, by te mi nie przeszkadzały.

Wróciłem do pokoju ubrana w spodenki i za dużą koszulkę. Odłożyłam wszystkie swoje rzeczy na miejsce i usiadłam na łóżku. Hope poprawiła poduszki, przy czym lekko szturcha mnie ręką. I w tym momencie światła na moment zgasły. Jednak my kompletnie zignorowaliśmy ten fakt.

To przecież musiał być zwykły przypadek.

W spokoju oglądaliśmy film, który zapewne wybrał Landon. I wszystko było całkiem wporządku, dopóki on po coś nie sięgnął, przy czym zauważył coś, czego może nie koniecznie powinien dostrzec.

— Ładny. — Oświadczył, wskazując naszyjnik z dwiema obrączkami. Zazwyczaj nosiłam go pod ubraniem. A kiedy trenowałam czy pływałam lub robiłam cokolwiek, przy czym mogłam go zgubić zostawiałam go w pokoju. W zasadzie to nawet nie wiedział, dlaczego teraz miałam go na sobie. — Czyje to... — Zaczął jednak wiedząc moje niezadowolenie wpore ugryzł się w język. — Przepraszam. Nie powinienem.

— Spoko. — Rzuciłam krótko w odpowiedzi co tylko zaciekawiło Hope.

Naszyjnik był specyficzny. Głowie dlatego, że obrączki należały do rodziców Luka. Zginęli, kiedy ten miał szesnaście lat i od tej pory nosił je na szyi. A kiedy zginął zdjęłam je i sama zaczęłam je nosić. Może to dziwne jednak wierzyłam, że jest w nich jego część. Głównie dlatego, że były dla niego ważne. I były symbolem miłości jego rodziców. Tej, dzięki której w ogóle istniał. I chociaż pewnie łatwiej byłoby zapomnieć, ja chciałam go pamiętać. Głównie dlatego, że mimo tego wszystko, co się stało był ważną osobą w moim życiu. Nie był tylko przypadkowo zabitym facetem. Wręcz przeciwnie. Znałam go dosyć dobrze, a jego osoba w jakimś stopniu mnie ukształtowała.

— Zawsze robicie imprezy, kiedy nas nie ma? — Spytała Hope, która była widocznie znudzona filmem podobnie jak ja.

— Przeważnie. Wystarczy, że Alaric opuści teren tej szkoły, a już wilkołaki niosą bimber do młyna. — Wyjaśniłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste. — Jednak nie przejmuj się, nic nie tracisz. Banda pijanych i spoconych nastolatków śpiewających i bawiących się do beznadziejnej muzyki.

— Więc czemu ty tam chodzisz? — Dopytała, przenosząc na mnie spojrzenie niebieskich tęczówek.

— Bo to lepsze od siedzenia tutaj samej. — Wyjaśniłam, wzruszając ramionami. — No i dają alkohol. A temu nigdy nie odmawiam... Jak było na tej waszej potyczce z kolejnym dziwadłem.

— Jak zawsze. Trochę walki i ratowania Landona. Chociaż to trochę dziwne, bo zaatakował nas wendigo. A tak w zasadzie to nie nas tylko siedzibę jednego z sabatów. — Wyjaśniła co i mnie wydawało się dziwne.

— Od kiedy ta kupa błota nie atakuje nas tylko jakieś czarownice? — Spytałam Hope, która też wydawała się niewiele z tego rozumieć.

— Może był głodny lub po prostu Malivor wydawało się, że go opanuje jednak Wendigo okazał się za mało rozumny i pokierował się instynktem. — Wydedukował brunet, który jak raz za czas mówił całkiem z sensem. Chociaż nie wszystko się tutaj zgadzało.

— Tylko dlaczego sabat, a nie zwykłych ludzi? — Dopytałam, chociaż tak naprawdę żadne z nas nie znało odpowiedź na to pytanie. — On coś knuje. Zresztą jak zawsze.

— Nawet jeśli to jak zawsze sobie z tym poradzimy. Będzie trudno, jednak się uda. Musi w końcu jesteśmy ostatnia przeszkodą Malivor. — Zauważyła całkiem słusznie niebieskooka. — Poza tym, nawet jeśli coś knuł, to mu się to nie udało. W końcu obroniliśmy czarownice.

— W końcu jednak Malivor przyśle kolejnego potwora. Zresztą jak zawsze... Czasem zastanawiam się, czy to kiedyś dobiegnie końca. Czy obudzę się któregoś dnia świadoma, że moim największym zmartwieniem jest kartkówka, na którą nic nie umiem, a nie potwór, który może przyjść, by nas wszystkich wyzabijać.

— Chciałabyś być normalna. Problem w tym, że my nigdy nie byłyśmy normalne. — Zauważyła jakże błyskotliwie Hope.

— Nasza największe przekleństwo. — Zauważyłam ponownie skupiając swój wzrok na ekranie, na którym pokazywała się kolejna scena z tego dennego filmu.

— Hej. — Rzuciła Hope ponownie zwracając tym na siebie moją uwagę. — Przynajmniej jesteśmy w tym razem.

— Zawsze i na wieki.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz