Wysiadłam z samochodu i na nic nie czekając, weszłam to budynku szkoły. Ruszyłam przed siebie, rozglądając się po kompletnie pustych korytarzach. Co było dziwne. Szkoła zazwyczaj tętniła życiem. Wilkołaki, wampiry, wiedźmy i inne istoty nadprzyrodzone mijały się na korytarzu, często wymieniając nienawistne spojrzenia. Nastolatkowie rozmawiali o sprawdzianach, nadchodzących imprezach i mało istotnych problemach, które na ten moment wydawały się być końcem świata.
Kurwa tylko nie mówicie, że wszyscy poumierali jak raz w życiu, chce zrobić coś mądrego.
— Lizzy! — Rzuciłam widząc blondynkę, która przemierzała korytarz. — Gdzie są wszyscy? — Spytałam, podchodząc do zdziwionej dziewczyny. — Coś nie tak?
— Nie po prostu nie myślałam, że wrócisz tak szybko. — Wyjaśniła, poprawiając upięte włosy. — Dzisiaj jest ten bal, o którym tróje dupę od początku roku. Wszyscy się szykują. — Wyjaśniła uznając, że tak najszybciej zrozumiem, o co chodzi.
— Oł racja. — Rzuciłam, odgarnia jej włosy z twarzy. — Dzięki i... Jakby... Nie jestem w tym dobra, więc po prostu chciałam przeprosić. Za wszystkie te razy, kiedy byłam wredną pizdą. A tych razy było sporo.
— Uderzyłaś się w głowę? — Spytała zdziwiona Saltzman, która była wyraźnie zszokowana moim zachowaniem.
— Chce się zmienić. A ty akurat powinnaś to dobrze rozumieć. — Zauważyłam, będąc chyba średnio miła.
— Masz rację... I w sumie to nie jestem na ciebie zła. Ty byłaś wredna ja też. Uznajmy, że jesteśmy kwita. — Stwierdziła, na co skinęłam głową.
— Przekażesz Jo, że też ją przepraszam? Nie jestem pewna czy jeszcze ją spotkam. — Wyjaśniłam poprawiaj koszulkę, która w amoku ubrałam na lewą stronę.
— Czyli odchodzisz? — Dopytała, na co skinęłam głową. — Przekażę. I będzie tutaj bez ciebie zbyt spokojnie. — Stwierdziła, ruszając do swojego pokoju. — A i żegnaj Michaelson.
— Do następnego Saltzman.
Ruszyłam dalej, korytarzem licząc, że znajdę siostrę w pokoju. Ją chciałam przeprosić osobiście. Głównie dlatego, że powiedziałam jej wiele rzeczy, których nie chciałam jej powiedzieć. A przynajmniej nie w taki sposób.
— Hope. — Rzuciłam, wchodząc do pokoju.
— Destining? Co ty tutaj robisz? — Spytała, będąc kompletnie zdziwiona moim pojawieniem się.
— Przyszłam, bo przemyślałem swoje życia... I chciałam przeprosić... Posłuchaj chce być z tobą szczera, dlatego powiem, że powiedziałam ci wtedy to, co naprawdę myślę. Jednak nie powinnam była ci tego mówić w taki sposób. Lub w ogóle nie powinnam była ci tego mówić. — Stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersiach. — Mimo wszystko kocham cię, bo jestem moją siostrą. I jednak jesteś dla mnie ważna.
— Nie przepraszaj. To ja przesadziłam. Wpadłam w rozpacz po stracie Landona i powiedziałam ci rzeczy, których teraz żałuję. — Wyjaśniła poprawiając sukienkę, w którą była ubrana. — Też miałam czas by to przemyśleć i pogodzić się z jego śmiercią. Dlatego ja też przepraszam. I kocham cię siostra. Jednak czuje, że nie wróciłaś na stałe.
— Nie jestem tutaj szczęśliwa. Chcę zacząć nowy rozdział kompletnie gdzie indziej. — Wyjaśniłam, uśmiechając się lekko. — Ta szkoła to twój dom nie mój. Muszę znaleźć własną drogę. Jednak liczę, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Może nie za miesiąc ani rok, ale może za pięć. Lub jeśli zmienisz się w pełną trybryde może za sto, lub tysiąc lat. Staniemy przed sobą i uznany, że w ogóle się nie zmieniłyśmy.
CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfictionZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli