Do pokoju wróciłam dopiero wieczorem. Potrzebowałam spędzić trochę czasu sama. Dlatego po lekcjach pobiegałam samotnie po lesie. To pomogło mi rozładować nadmiar energii i się wyciszyć. Dlatego teraz czułam się całkiem dobrze. Po długim prysznicu i ubraniu na siebie materiałowych spodenek i luźnej koszulki poczułem się jeszcze lepiej. Na łóżku odnalazłam wiadomość od bliźniaczki, która informowała mnie o tym, że nie wróci na noc. Co oznaczało tyle, że miałam cały pokój tylko i wyłącznie dla siebie. Co pozornie zapowiadało spokojny wieczór. Jednak w moim życiu mały było naprawdę spokojnych dni.
— Słyszałem, że siedzisz tutaj kompletnie sama. — Oświadczył Sed wchodząc do pokoju. W ręce niósł butelkę wina a na jego ciele wyjątkowo znajdował się luźny dres, a nie koszula czy inne bardziej elegancie ubranie.
— I było mi z tym zajebiście dobrze. — Zapewniłam, unosząc na niego leniwie spojrzenie. — Uwielbiasz mnie upijać. — Zauważyła, wskazując butelkę wina.
— Robisz się wtedy całki zabawna i jakaś taka milsza. — Zauważył, siadając na brzegu mojego łóżka.
— Nie mam otwieracza. — Oświadczyłam, na co ten wysunął pazur i wbił go w korek, który wyciągnął z butelki. — W tym wypadku nie mam ochoty na towarzystwo. Zostawi wino i wyjdź. — Poleciłam licząc, że jak każdy inny członek watahy po prostu mnie posłucha i grzecznie wyjdzie z pokoju. Jednak Sedric nie był jak wszyscy.
— A ja nie lubię rozkazów i samotnego picia. A wujek stwierdził, że wino będzie świetnym prezentem urodzinowym. — Oświadczył, biorąc pierwszy łyk wina prosto z butelki.
— Ale ty masz urodziny za pół roku. — Zauważyłam, na co ten jedynie wzruszył ramionami.
Jedyną rodziną Sedrica był jego wujek, który prowadził winiarnie. Ogólnie z tego, co udało mi się o nim dowiedzieć to całki spoko facet. Jednak niezbyt rodzinny i raczej ignoruje istnienie siostrzeńca. A, że nie chce wyjść na totalnego chuja, kiedy tylko mu się przypomni, wysyła mu jakiś prezent. Więc zdarza się, że dostaję trzy prezenty w miesiącu lub nie dostaje ich przez rok.
— Czyli ja na urodziny dostaje cholerne pączki a ty pyszne wino? Nie no cudownie. — Mruknęłam i zabrałam od niego butelkę. — Jednak mam ochotę się napić. — Oświadczyłam biorąc dużego łyka wina, które okazało się naprawdę dobre.
I jak się okazało jedna butelka była zbyt skromnym prezentem jak na możliwości jego wujka. Dlatego szybko opróżniliśmy trzy butelki, a potem już nawet straciłem rachubę. Po prostu piłam łyk za łykiem, czując w sobie narastającą odwagę.
— Jesteś tak okropna, że czasem mam ochotę wszystko rzucić i wyjechać do wuja byle się od ciebie uwolnić. — Oświadczył brunet, kiedy ja byłam zajęta popijaniem wina.
— A ty jesteś tak upierdliwy i wkurzające, że czasem mam ochotę najzwyczajniej w świecie cię wyrzucić. — Wyjawiłam z pewną dozą niechęci, oddając mu butelkę. — Dlaczego nigdy nie pozwalasz mi podjąć żadnej decyzji bez wtrącenia swoich trzech groszy? — Spytałam a ten odłożył najwyraźniej już pustą butelkę.
— Bo zależy mi, by było jak najlepiej. — Wyjaśnił, na co ja przewróciłam oczami. — Bo zależy mi, byś ty wychodziła na jak najlepszego przywódcę. — Przyznał wbijając we mnie te szare tęczówki, które na co dzień wydawały się tak puste i odległe. — A dlaczego ty mnie jeszcze nie wyrzuciłaś?
— Bo wataha cię potrzebuje... Ja cię potrzebuje. — Przyznałam niewiele myśląc, nad sensem wypowiedzianych przez siebie słów. Byłam po prostu szczera, bo wszelkie hamulce odeszły w zapomnienie. — Kręci mi się w głowie. — Stwierdziłam rozbawiona, uderzając plecami o materac. Ręce wyrzuciłem nad głowę i teraz leżałam, wpatrując się w jasny sufit.
— Już nie pijemy więcej. — Stwierdził chłopak, który położył się w podobny sposób co ja tuż obok.
— Ostatnio tak się czułam ma weselu cioci. — Przyznałam z pewnym bólem i nostalgią, wracając do tego wieczoru. — Było cudownie, wiesz?
— Bo się opiłaś? — Dopytał, na co ja pokręciłem głową.
— Bo to był najnormalniejszy dzień, jaki spędziłam z tatą. — Przyznałam, momentalnie poważniejąc. — Jedyny, kiedy byliśmy po prostu rodziną. Taką jak wiele.
— Wiele bym dał za takie wspomnienie. — Przyznał brunet przymykając powieki. — Moje ostatnie wspomnienie z rodzicami jest takie, że jechaliśmy samochodem. Kłóciłem się z nimi, prowadząc... Zabiłem ich. — Wyznał tak cicho, że z trudem zdołałam to usłyszeć.
— Ja zabiłam swoją pierwszą miłość... A nim mama zginęła powiedziałam jej wiele rzeczy, których teraz żałuję. No a tatę ignorowałam, czego żałuję bardziej niż czegokolwiek innego. Nasz koniec mógłbyć dużo lepsze. — Wyznałam, biorąc głęboki wdech. — Po cholerne my o tym w ogóle rozmawiamy?
— Rozmawiamy o tym teraz, bo na trzeźwo nie mamy odwagi. — Stwierdził, obracając się bokiem do mnie. — Ufasz mi w ogóle?
— Nie ufam praktycznie nikomu. — Zauważyłem, również obracając się do niego przodem. — Jednak mówię ci rzeczy, których nie mówię nikomu. I nie mam pojęcia czy to przez alkohol, czy jakaś namiastkę zaufania, którą wypracowaliśmy.
— Nie powiedziałaś mi wielu rzeczy. — Zauważył przygryzając dolną wargę. — I ja tobie też wielu rzeczy nie powiedziałem.
— I uwierz mi, tak jest o wiele lepiej. — Zauważyłam, obracając się na plecy. Nie mogłam dłużej znieść tego spojrzenia, które wydawało się analizować każdy najmniejszy detal mojej twarzy.
— Atmosfera zdechła. — Stwierdził chłopak, na co wzruszyłam ramionami nie bardzo wiedząc co mogę na to odpowiedzieć.
I wtedy poczułam jego dłonie na swoim ciele. Sed zaczął mnie łaskotać, czego szczerze nienawidziłam. Dlatego z moich ust wydobył się głośny pisk a po chwili wazon, który stał na komodzie pękł. Woda rozprysła się na wszystkie strony dosięgając nawet nas a szkoło w niektórych miejscach wbiło się w ściany. Nie wspominając o kwiatch, które w momencie zwiędły.
— Ej. — Rzucił wyczuwalnie wkurzony głos zza drzwi, którego nie rozpoznałam. — Piepszcie się trochę ciszej. — Warknął, odchodząc.
Parsknęłam na to cicho, ponownie kładąc się płasko na łóżku. Zrzuciłam dłonie chłopaka z ciała, wiedząc, że Hope będzie zła, jeśli tego nie posprzątam jednak to dopiero jutro.
— Będą mówić, że się puszczasz. — Stwierdził półwilkołak, na co jedynie wzruszyłam ramionami.
— Tutaj mówią o mnie różne rzeczy. A ja z reguły się nimi nie przejmuje. A wiesz dlaczego? — Spytałam, spoglądając na niego kątem oka. On pokręcił w odpowiedzi głową na nie. — Bo większość z tego, co mówią to prawda, którą biorę na klatę. Nie staram się udawać, że jestem lepsza niż naprawdę. Bo od złych ludzi gorsi są tylko ci fałszywi.
— Pijana jesteś mądrzejsza niż na trzeźwo. — Stwierdził uśmiechając się w nieco głupkowaty sposób.
— Kiedy jestem pijana, ty też robisz się przystojniejszy. Co tylko świadczy o tym, że procenty wyostrzają nasze naturalne cechy.
CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfictionZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli