Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno, którego wczoraj głupia nie zasłoniłam. Leniwie obróciłam się na drugi bok, wiedząc, że już i tak nie zasnę. Jednak nie byłabym sobą, gdybym jak człowiek po prostu wstała z łóżka i zaczęła dzień. By to zrobić, ustawowo musiałam przynajmniej piętnaście minut pokręcić się po łóżku. W międzyczasie zastanawiając się, czy wstawanie ma w ogóle jakiś sens. I jakoś tak nigdy go nie znajdowałam. Jednak zawsze wstawałam. Czyli jednak jakiś powód być musiał, tylko ja jeszcze go nie znalazłam.
Podniosłam się do siadu, przecierając zaspane oczy. Nadal nie do końca kontaktowałam. I wiedziałam, że przez najbliższe dwadzieścia minut będę chodziła jak zombi.
Bez kawy to ja nie mam nawet siły sobie zrobić kawy.
W końcu zeszłam z łóżka. Ruszyłam w stronę łazienki, czując ból w pęcherzu. Zwarzywszy na to, jak jasno było za oknem stwierdziłam, że nie jest wcale tak wcześnie. Jednak nie specjalnie mi to przeszkadzało. W końcu kiedyś wyspać się trzeba. A słynne "wyśpisz się po śmierci" w moim wypadku było mało obiecujące. Oczywiście po drodze do pomieszczenia potknęłam się o dywan, mało co nie obijając sobie tego mało inteligentnego ryja.
Od kiedy to cholerstwo tutaj leży?
Weszłam do łazienki i pierwszym co zrobiłam, było załatwienie potrzeby. Następnie umyłam ręce, w międzyczasie przeglądając się w lustrze. Moja twarz była opuchnięta i miała odciśnięty jakiś wzorem podobnie jak prawe ramię.
To chyba znaczy, że spałam dobrze.
Przemyłam twarz wodą i ruszyłam do kuchni. Tam zrobiłam sobie kawę i przeszukałam lodówkę. Ostatecznie, jedząc kanapki z nuttelą. Nienawidzę gotować ani w ogóle przygotowywać jedzenia dlatego zazwyczaj jadę po najmniejszej linii oporu. Wypiłam kawę i tak zaczął się mój dzień.
Do wieczora nie zrobiłam w zasadzie nic ambitnego. Jedynie snułam się po domu oddając się nostalgii. Wspominałam stare czasy. I chociaż nie były to najlepsze wspomnienia to przynajmniej byli w nich rodzice. Teraz nie ma ich, by przeżywać, chociaż te kolejne dramaty. Kiedy stwierdziłam, że już się nawspominałam, wróciłam do pokoju i zaczęłam się ogarniać. Zamierzałam spotkać się z Michael'em, chociaż było to czyste szaleństwo.
Ubrałam na siebie czarny top, który krojem przypominał te sportowe a na to zarzuciłam bluzkę z czarnego prześwitującego materiału. Do tego ubrałam czarne spodnie i buty na grubym obcasie. Może nie było to nic odkrywczego, jednak ja nigdy nie miałam jakiegoś super poczucia stylu. Jednak jakoś nad tym nie ubolewałam.
I tak czułam się dziesięć na dziesięć.
To, że daleko było mi do takiego wyglądu i zdarzało mi się trącić tę pewność siebie to inna sprawa.
Udałam się pod podany adres. Kiedy tam dotarłam zastałam duży budynek wybudowany w nowoczesnym stylu, z którego wnętrza dochodziła głośna muzyka.
— Witaj Destining. — Przywitał się ze mną chłopak, którego poznałam ostatniego wieczoru. — Czyli przyszłaś.
— Nie ciesz się tak. To lub siedzenie samemu w domu. — Mruknęłam, omijając go i ruszając do wejścia, przy którym stał ochroniarz. Oczywiście ominęłam długą kolejkę, przez co ludzie, którzy w niej stali zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie. Jednak jakoś średnio mnie to obeszło.
Ponoć czasem bywałam straszną suką. Jednak byłam tego świadoma. Taka po prostu byłam. A nie chciałam się zmieniać i udawać kogoś, kim nie jestem.
Zwłaszcza że bycie miłą zazwyczaj kończy się w moim przypadku nie za dobrze.
Weszłam do środka i od razu zaatakowały mnie jasne światła. Smród potu, alkoholu i tytoniu doszły do moich nozdrzy, przez co skrzywiłam się lekko. Czasem przeklinałam wyostrzone zmysły.

CZYTASZ
Hopeless ・ Legacies
FanfictionZnasz Moje Imię, Nie Moją Historię Widzisz Mój Uśmiech, A Nie Mój Ból Widzisz Moje Cięcia, A Nie Moje Blizny Możesz Czytać Moje Słowa, Nie Myśli