XXI

188 12 0
                                    

Szłam spokojnie przez las, rozkoszując się ogarniającym mnie spokojem. Na szczęście większość nadal jadła obiad a ja mogłam rozkoszować się samotnością, która momentami była mi po prostu potrzebna. Lubiłam czasem się wyciszyć i zapomnieć, że to nie wymiar więzienny i nie jestem tutaj sama. Czasem chciałabym się w nim znaleźć. Odpocząć i zapomnieć o tych wszystkich wkurzających ludziach i innych stworach, które momentami naprawdę poddają moja cierpliwość próbie.

Kierowałam się w stronę jednego z miejsc, które odwiedzałam bardzo często. Zazwyczaj było kompletnie puste, chociaż zdarzało się, że ktoś tam przesiadywał. I ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście ktoś tam był. Już zamierzałam się wycofać, kiedy zorientowałam się, że to Jose.

— Hej. — Rzuciłam, podchodząc bliżej niej. — Mogę usiąść czy chcesz się porozkoszować samotnością? — Spytałam, a ta zdała się dopiero teraz dostrzec moją obecność.

— Hej... Jasne siadaj. — Mruknęła mało wyraźnie, a ja zajęłam miejsce obok niej. — Ja już muszę iść.

— Po prostu mi powiedz, co się dzieje. Wiem, że raczej nie cieszę się twoim zaufaniem, jednak nikomu nie powiem. No nawet nie miałabym komu i jest szansa, że w połowie się wyłączę. A ty przynajmniej się wygadasz. — Zapewniłem, na co ta westchnęła cicho obracając się nieco bardziej w moją stronę.

Ponoć czasem łatwiej wygadać się komuś obcemu. A ja akurat byłam w tym mistrzem. Mało co umiałam przeżyć w milczeniu i po prostu potrzebowałam się komuś wyżalić. I zazwyczaj robiłam to kompletnie obcym osoba najczęściej spoza szkoły. Dzięki temu czułam się jakoś lepiej.

— Chodzi o to... Nie to głupie. — Przerwała, na co ja przewróciłam oczami.

— Spójrz na mnie i sama siebie spytaj, czy coś może mi się wydawać głupie. — Rzuciłam, opierając łokieć o oparcie ławki. Złożyłam dłoń w pięść i oparłam na niej policzek. — Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która ma prawo cię ocenić.

— Chodzi o mroczną wersję mnie. — Wypaliła w końcu, na co skinęłam lekko głową dając jej znak by kontynuowała. — Po prostu się boję. Tego, że któregoś dnia to ona będzie górą. I w zasadzie to cały mój problem.

— A ja mam być teraz kimś, kto ci poradzi? — Dopytałam, na co ta wzruszyła ramionami. Byłam jedna z najgorszych osób, które można było prosić o radę. Jednak co mi tam. Najwyżej przeze mnie mroczna wersja Josiet zniszczy nas wszystkich. — Mrok jest w każdym z nas. Nawet w osobach, które wydają się nam czyste jak łza. Ty poznałaś swój mrok. W zasadzie to dosłownie spojrzałaś mu w oczy. Przekonałaś się, czego pragnie i to cię przeraża... To nie to samo jednak miałam podobnie. Próbowałam być w miarę moralną, by rodzice mogli spoczywać w pokoju. Jednak pewnego dnia stało się coś, co przeważyło czarę goryczy. A ja poznałam siebie od możliwie najgorszej strony. — Wyjaśniłam sama nie będąc pewna, do czego zmierzam. — Chodzi o to, że poznałam siebie od tej najgorszej strony. I ja też się jej boję. Możesz mi wierzyć, że często napawa mnie lęk, w końcu ta gorsza część mnie w każdej chwili może wygrać z tą względnie lepsza. I czasem wygrywa jak u każdego. Nie powiem Ci, że to znaczy, że jesteśmy bezpieczni i, że nie ma osób, które się ciebie nie boją. Bo boją i to bardzo. A ty możesz już tylko walczyć o to by ta sytuacja się nie powtórzyła.

— I to miało mnie pocieszyć? — Dopytała, unosząc jedną brew.

— Ja cię nie pocieszam, tylko mówię ci jak jest. — Poprawiłam ją odgarniając kosmyk włosów z twarzy. — Wracając musisz skupić się na tym, co w tobie dobre. Staraj się być tą najszlachetniejszą wersją siebie i ignoruj złe myśli. Bo nie zniszczysz w sobie tego mroku. On będzie w tobie już zawsze a ty musisz nauczyć się, by go akceptować.

— To cholernie trudne. Zaakceptowanie tego, co w nas najgorsze. — Zauważyła, na co skinęłam głową.

— Wszyscy mamy w sobie coś najgorszego. A niektórzy z tym przegrywają z różnych powodów. Jednak to nie znaczy, że są złymi ludźmi. — Zapewniłam jednak ona nie wydawała się być tego taka pewna.

— Uprawiałam czarną magię. Z własnego wyboru. To było złe. — Zauważyła jakby co najmniej było to odkrycie, na miarę odkrycia Ameryki.

— A Hope ponownie zmusiła cię byś jej użyła by sprowadzić Landona. — Przypomniałam, na co ta się skrzywiła. — Robimy złe rzeczy. Jednak od mrocznych charakterów różni nas to, że robimy to w dobrej wierze. Przynajmniej do momentu, w którym ten mrok pochłonie nas aż za bardzo.

— Myślisz, że jestem jednym z tych mrocznych charakterów? — Dopytała spoglądając na mnie tak jakby moja opinia miała przeważyć na tym, co czuje.

— Jesteś jedną z najlepszych osób, jakie znam. Niech to będzie dla ciebie odpowiedź. — Oświadczyłam, na co na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.

Robiłam złe rzeczy. Wielu z nas robiło złe rzeczy. Jednak nie zawsze ze złych pobudek. Czasem po prostu już nie wytrzymujemy. Coś w nas pęka i przez to zaczynamy robić rzeczy, o które byśmy się nie posadzili. Czasem robimy straszne rzeczy, by zrobić coś dobrego. A innym razem, bo chcemy kogoś uratować. Czy czasem czyni nas to złymi osobami? Pewnie tak. Jednak Jose Saltzman była jedną z najlepszych osób, jakie poznałam. Gotowa na poświęcenie dla bliskich i nosząca w sobie ogrom dobra. Dlatego nie zasłużyła by tak o sobie myśleć. Jako o kimś złym przez jeden błąd, który popełniła.

— Nie sądziłam, że rozmowa z tobą może być tak budującą. — Stwierdziła brunetka, nieco się rozluźniając. Jakby moje słowa przyniosły jej faktyczną ulgę.

— Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. Jak to mawiają, nie oceniaj książki po okładce i ocenach ludzi, którzy nawet jej nie przeczytali lub nie skończyli. — Rzuciłam, rozsiadając się wygodnie na ławce. — A tak serio czasem mam przebłyski inteligencji jednak teraz pewnie zużyłam ich nakładu na najbliższe stulecie. — Stwierdziłam, na co ta parsknęła śmiechem. — Chcesz rady?

— Aż się boję. — Rzuciła niepewnie, dając mi w ten sposób swego rodzaju znak, że mimo wszystko chce ją usłyszeć.

— Unoś wysoko głowę i ignoruj innych. W końcu znudzi im się mówienie do ściany. — Wyjawiłam, spoglądając na nią kątem oka.

— Tak przetrwałaś powrót? — Dopytała nieco niepewnie, na co skupiłam na niej całe swoje spojrzenie.

— Tak. — Mruknęłam nieco niewyraźnie. — Tylko to pozwoliło mi przetrwać. Wiara w to, że któregoś dnia będzie po prostu lepiej.

— Dzięki Destining. — Rzuciła, posyłając mi nieco szerszy uśmiech. — Do zobaczenia w szkole. — Dodała, odchodząc i zostawiając mnie sama z burzą myśli, która rozpętała się w mojej głowie.

Hopeless ・ LegaciesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz