33

694 44 44
                                    

Ogniste słońce powoli znikało za horyzontem i szklanymi wieżowcami, a czas naszego przejazdu na London Eye dobiegł końca. Wyszliśmy z kabiny i powolnym krokiem ruszyliśmy z powrotem do samochodu, trzymając się za dłonie.

- Musimy to kiedyś powtórzyć - mruknąłem. - Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknego zachodu.

- Albo... możemy przeżyć tysiąc innych randek w wielu różnych miejscach - zasugerował szatyn. - Chyba nie chcesz opowiadać naszym dzieciom lub wnukom wciąż o tej jednej? - Louis parsknął rozbawiony, gdy dotarliśmy do auta. Zwinnie wsiadł za kierownicę, dlatego ja również zająłem miejsce w fotelu pasażera i spojrzałem na niego zaskoczony. Nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy i zacząłem się teraz zastanawiać... Czy Louis chce mieć kiedyś dzieci? I jeśli tak, to ile? Chwila moment, stop. Louis myśli o założeniu rodziny... Ze mną?

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał zmieszany, kiedy odwrócił głowę w bok i zobaczył moją zdziwioną minę. Nie wiedziałem, czy z tymi dziećmi i wnukami tylko tak żartował, czy mówił serio.

- Nie, nie... - pokręciłem głową. - Po prostu nie wiedziałem, że myślisz o takich rzeczach.

- Czasami mi się zdarza - przyznał wzruszając lekko ramionami i złapał moją dłoń. - A ty?

- Ja? - uniosłem brwi zaskoczony.

- No... Myślałeś kiedyś o założeniu rodziny? - szatyn patrzył na mnie uważnie tym swoim bystrym, przenikliwym spojrzeniem.

- Ja... No wiesz, to jest moje marzenie... - przyznałem zgodnie z prawdą. - Ale na razie nie chcę nic planować, żeby nie zapeszyć. Dopiero co wróciliśmy do siebie... sam rozumiesz - wymusiłem lekki uśmiech. - Ale jeśli o to pytasz, to chciałbym mieć z tobą dzieci - popatrzyłem uważnie na mężczyznę.

- Ja też chciałbym je mieć... z tobą - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał kciukiem wierzch mojej dłoni. - Ogólnie lubię dzieci. Mam liczne rodzeństwo, więc jestem przyzwyczajony do tego, że w domu jest zawsze głośno i dużo się dzieje... no i sam też chciałbym mieć taką małą gromadkę w przyszłości - przyznał wesoło. - Ale jak to mówią... Na wszystko przyjdzie czas, nie? Na razie jestem szczęśliwy, że mam ciebie - mruknął podnosząc moją dłoń i złożył pocałunek na jej wierzchu, co wywołało motylki w moim brzuchu. Właśnie tak na mnie działał jego urok.

- Rozumiem - przyznałem kiwając głową z czułym uśmiechem. - Więc skoro jesteśmy zgodni w tej kwestii, to... może kiedyś wrócimy do tej rozmowy.

- Zdecydowanie wrócimy - mruknął ponownie całując moją dłoń, po czym odpalił samochód i wyjechał z parkingu.

Niebo zmieniło barwę na bardziej fioletową, pomieszaną z granatem i można było dostrzec w górze pierwsze gwiazdy. Louis jechał skupiony i panowała między nami przyjemna cisza, którą w końcu przerwał.

- Uhm, czy możemy zajechać w jeszcze jedno miejsce? - zapytał, zerkając na mnie kątem oka.

- Pewnie, a co to za miejsce? - zapytałem szatyna zaciekawiony.

- Zobaczysz - odetchnął cicho, skupiając wzrok na drodze. Jego twarz nie wyrażała radości, bardziej głęboką zadumę. Zauważyłem, że w ogóle ostatnio Louis jest jakiś bardziej zamyślony i bardzo chciałem wiedzieć, co go trapi. Czy nadal chodzi o kwestię wolności?

Reszta drogi minęła nam w milczeniu, dopóki nie dostrzegłem terenu ogrodzonego murem oraz dużej bramy z charakterystycznym krzyżem.

- Cmentarz? - odezwałem się, unosząc brwi.

- Tak... - Louis westchnął cicho, parkując, następnie oboje wysiedliśmy z samochodu.

Wokół nas nie było żywej duszy, dosłownie. Louis podał mi dłoń, dlatego chwyciłem ją i dałem mu się poprowadzić... właściwie sam nie wiedziałem dokąd. Przeszliśmy pod tą ponurą bramą i podążaliśmy ciemną alejką pomiędzy grobami. Musiał to być jakiś stary cmentarz, ponieważ wygląd i stan nagrobków mówił mi, że pamiętają one dawne czasy, możliwe że jeszcze z okresu wojny. W większości były to duże rodzinne groby z monumentalnymi pomnikami i starymi tabliczkami z wyżłobionym epitafium. 

The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz