1

1.5K 92 95
                                    

Leżałem na łóżku tuż obok Louisa i przez cały ten czas nawet nie zmrużyłem oka. Czuwałem, bo musiałem mieć pewność, że jego stan się nie pogorszy. Nie miałem pojęcia, która może być godzina. Pewnie jakaś pierwsza lub druga w nocy. Prawdę mówiąc, oczy same mi się zamykały ze zmęczenia, kiedy emocje już nieco opadły, ale obiecałem sobie, że nie zasnę. Trwałem tak przy śpiącym mężczyźnie. Co jakiś czas mierzyłem mu temperaturę i ciśnienie, tak na wszelki wypadek. Temperatura w końcu się unormowała, dlatego zdjąłem z niego gruby koc i lekko odkryłem kołdrę. Jego ciśnienie również było w normie, a szatyn spał spokojnie, wyglądając przy tym jak bezbronne niemowlę.

Po jakimś czasie zauważyłem, że Louis wierci się niespokojnie, a po chwili się wybudza. W pokoju była zapalona jedynie lampka nocna, więc nie było jakoś mocno jasno, panował półmrok, ale szatyn i tak zmrużył oczy, kiedy je otworzył. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok ostatecznie spoczął na mojej osobie.

- Hej, jak się czujesz? - zapytałem szeptem, posyłając mu lekki uśmiech.

- Hej... dobrze. To znaczy kręci mi się w głowie i trochę mi słabo, ale jest okej - wymamrotał. Zawsze zgrywa twardziela. - Długo spałem?

- Już parę godzin, ale to dobrze. Musisz teraz wypoczywać - powiedziałem.

- A ty czemu nie śpisz? - mruknął marszcząc lekko brwi.

- Uhm, wolałem kontrolować twoje parametry, na wypadek, gdyby się pogorszyło - wyjaśniłem, na co szatyn pokiwał głową i westchnął.

- Masz zapuchnięte oczy... płakałeś?

Dlaczego pyta mnie o to w taki sposób, jakby to było co najmniej dziwne? Czy naprawdę nie był świadomy tego, co się wydarzyło? Nie poczuł , że jedną nogą był po drugiej stronie?

- Ja... - zagryzłem wargę niepewnie i spojrzałem na niego, nie wiedząc co powiedzieć. No bo jak mam mówić o jego śmierci, podczas gdy mężczyzna jest tu obecny fizycznie i mentalnie, zresztą chyba niczego nieświadomy. Pokiwałem lekko głową w odpowiedzi na jego pytanie. - Trochę napędziłeś nam stracha, wiesz? - uśmiechnąłem się słabo. - Myśleliśmy, że... że -

Znów poczułem tę nieprzyjemną gulę w gardle, a moje oczy znów wypełniły się łzami na samą myśl, że Louisa mogłoby tutaj nie być. Próbowałem się uspokoić, ale nim się obejrzałem, łzy już spływały po moich policzkach.

- Hej... chodź tu do mnie - odezwał się łagodnie rozkładając ramiona, więc wtuliłem się delikatnie w ciało mężczyzny. Louis przytulił mnie do siebie i  głaskał uspokajająco moje plecy. - Nigdzie się nie wybieram, jasne? - szepnął. - Jestem tu, z tobą. Nie płacz.

- Wiem, a-ale... to było straszne, Lou. Ten widok. Leżałeś bez ruchu, byłeś taki siny... zimny - załkałem, wciskając bardziej twarz w tors szatyna. W końcu pękłem i dałem upust emocjom, nie potrafiąc już powstrzymywać łez. - Zrobiłem wszystko, co mogłem, a ty dalej się nie ruszałeś - łkałem, ponownie mocząc tors Louisa.

- Shhh, już jest dobrze - wyszeptał, obejmując mnie ciaśniej i pocałował mnie w głowę. - Byłeś naprawdę odważny i dzielny, Hazz... Dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnąłeś - wyszeptał, gładząc palcami moje loki. - Wiesz jak dużo to dla mnie znaczy.

Pociągnąłem nosem i podniosłem nieco wyżej głowę, by spojrzeć na chłopaka. W tej chwili obaj popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Cholera, jak dobrze było widzieć te piękne tęczówki koloru nieba. Uśmiechnąłem się lekko, gdy Louis starł kciukiem łzę z mojego policzka.

- Nie mogłem pozwolić, byś tam został - szepnąłem, kręcąc głową. - Poza tym obiecałem ci,  nie? -uśmiechnąłem się lekko. - Dobrze, że jesteś z nami.

The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz