Panowała między nami cisza. Nie była niezręczna, ale wolałem milczeć niż palnąć jakąś głupotę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Harry przechodzi traumę, dlatego nie chciałem go o nic wypytywać. Tak jak nikt nie wypytywał o to mnie. Nie powinien teraz o tym myśleć. Uznałem, że porozmawiamy o tym dopiero, gdy loczek będzie na to gotowy. Jedyne, co mogłem teraz zrobić, to się nim zaopiekować i po prostu przy nim być.
Przez cały czas trzymałem drobną dłoń bruneta i delikatnie ją głaskałem lub składałem na niej małe pocałunki. Widziałem, że chłopak jest wykończony, jednak nie potrafił zasnąć. Nie ruszył nawet herbaty, którą mu przyniosłem. Gdy przyjechał lekarz, chciałem zostać w pokoju, żeby czuł się bezpiecznie w towarzystwie obcego mężczyzny, ale zapewnił mnie, że poradzi sobie sam, dlatego zostawiłem ich samych i wyszedłem na korytarz. Miałem nadzieję, że Harry da się zbadać, w końcu to dla jego dobra. Chodziłem nerwowo po całej długości korytarza, tam i z powrotem, powoli się niecierpliwiąc. Długo to trwało, ale Harry nie krzyczał, więc to chyba dobry znak? Zaczynam popadać w paranoję... Przetarłem twarz dłońmi i wyszedłem na balkon. Potrzebowałem zaczerpnąć świeżego powietrza i odreagować wydarzenia z klubu. Wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Wypaliłem jednego papierosa. Potem drugiego. Trzeciego... W pewnym momencie z zamyślenia wyrwał mnie dobiegający z korytarza głos lekarza, dlatego zgasiłem szybko niedopałek i wróciłem do środka.
- I jak? Czy to coś poważnego, doktorze? Nie trzeba zabrać go do szpitala? - zapytałem zestresowany.
- Na szczęście nie doszło do poważnego urazu. Przepisałem maść... bardziej krem, który pomoże ranom szybciej się zagoić. Poinformowałem Harry'ego, jak ma jej używać. Proszę przyjechać do mnie na wizytę kontrolną za tydzień, a jeśli coś będzie się działo niepokojącego, proszę dzwonić i przyjechać wcześniej - powiedział. - I... naprawdę współczuję temu chłopakowi - westchnął. - Powinien z nim porozmawiać psycholog.
- Tak, wiem. Zajmę się tym - pokiwałem głową i odprowadziłem lekarza do drzwi, po czym pobiegłem z powrotem na górę i wszedłem po cichu do sypialni loczka. Harry leżał dokładnie w takiej pozycji, jak przed przyjazdem doktora - znów patrzył tępo w ścianę. - Hej... jest w porządku? - spytałem kucając obok łóżka i niepewnie chwyciłem dłoń loczka. - Jak się czujesz? - zapytałem głupio.
A jak ma się, kurwa, czuć?
- Lepiej - szepnął bez emocji. Cholera, na pewno skłamał, a ja jestem idiotą, że tak bezmyślnie o to zapytałem. Starałem się go jakoś wesprzeć.
- Jesteś bardzo silny, Harry - szepnąłem, przyglądając mu się z podziwem.
Loczek jedynie wzruszył ramionami.- Chyba nie do końca - odparł cicho.
- Wiesz co mam na myśli - westchnąłem cicho i pokręciłem głową, bo źle zacząłem tą rozmowę.
- Pojadę kupić ten lek, dobrze? - zmieniłem szybko temat. - A ty spróbuj może się zdrzemnąć, hm? To na pewno dobrze ci zrobi - pocałowałem lekko dłoń chłopaka i wstałem.- Przecież piłeś... - zmarszczył lekko brwi i popatrzył na mnie uważnie.
- To nic, Harry - pokręciłem głową. - Nie wypiłem jakoś dużo.
- Pojedziesz rano. Jazda po alkoholu nie jest bezpieczna - pokręcił głową.
- Muszę jechać teraz i kupić tą pieprzoną maść. Nie mogę dłużej patrzeć na to jak cierpisz -wykrztusiłem, znów czując tą gulę w przełyku, a moje oczy mimowolnie zaszły łzami.
- Nie. Nie chcę, żebyś dla mnie ryzykował. Wytrzymam do rana. Proszę, zostań ze mną...
Już miałem mu zaprzeczyć, ale kłótnia o to była bez sensu. Harry i tak miał rację, jazda po alkoholu jest niebezpieczna, ale byłem gotowy zrobić wszystko, byleby choć trochę ukoić jego ból. Jednak jeśli brunet sam prosi mnie, abym został, to zrobię to.
CZYTASZ
The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONE
FanfictionCzy ucieczka z więzienia oznacza koniec kłopotów, czy dopiero ich początek? [Kontynuacja The Prisoner] !BOTTOM HARRY! UWAGA: *Postaci w tym opowiadaniu są problematyczne, więc jeśli liczysz, że będzie cały czas wesoło, kolorowo, to lepiej tego nie c...