Piątek to dzień, na który chłopcy zawsze czekają z niecierpliwością. A to dlatego, że w piątkowe wieczory odbywają się wyścigi, co prawda nielegalne, jednak im to nie przeszkadzało... w sumie dla mnie też już nie. Zdążyłem się przyzwyczaić do tego rodzaju spotkań, hazardu oraz częstego zapachu marihuany. Nie dziwił mnie również widok dealerów handlujących podczas wyścigów. Kto by pomyślał, że moje życie tak bardzo się zmieni?Kiedy zegar wskazywał za piętnaście szóstą, dojechaliśmy na miejsce, w którym organizowane były wyścigi. Chłopcy przywitali się z paroma znajomymi a potem widziałem jak Niall podchodzi do grupki mężczyzn i przyjmuje od nich zakłady, natomiast Zayn również gdzieś się oddalił, zapewne w celu dobicia narkotykowych interesów. Szczerze wolałem nie wiedzieć z kim, jak, gdzie. Nagle poczułem jak ktoś łapie moją dłoń, dlatego odwróciłem głowę, a mój wzrok spotkał niebieskie tęczówki Louisa.
- Chciałbym, żebyś ze mną wystartował - oznajmił obdarzając mnie delikatnym uśmiechem.
- Ja z tobą? - uniosłem lekko brwi i odruchowo spojrzałem na Liama, stojącego kawałek dalej. Był oparty o swój czarny samochód i bacznie nas obserwował paląc papierosa. Przypomniała mi się pierwsza jazda z brunetem, a potem kolejne. Byłem już przyzwyczajony do jego stylu jazdy, za to nie miałem pojęcia, jakim kierowcą rajdowym jest Louis.
- Zawsze możesz jechać ze mną, jeśli chcesz - odezwał się Liam wypuszczając dym z ust.
- Hazz? - Louis cicho się odezwał, dalej czekając na odpowiedź. Popatrzyłem na niego w zamyśleniu. Przecież nie może być źle. Louis chyba wie, co robi.
- Uhm... możemy pojechać razem - odpowiedziałem posyłając przepraszający uśmiech w stronę bruneta.
Liam jedynie kiwnął głową niewzruszony i zaciągnął się po raz ostatni swoim papierosem, a następnie rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go. Schował dłonie do kieszeni kurtki, po czym poszedł do Zayna. Jak się później okazało, zdecydowali się razem wystartować w wyścigu. To było dziwne uczucie widząc ich razem, bo w moich myślach krążyły ciągle wspomnienia, kiedy to ja siedziałem na miejscu pilota obok Liama. Przyniosłeś mi szczęście - głos Liama odbijał się echem w mojej głowie.
Z zamyśleń wyrwał mnie Louis, który chyba mnie o coś spytał, ale nie byłem do końca pewny o co. Kiedy odwróciłem głowę, widziałem tylko jego duże niebieskie oczy, które patrzyły na mnie wyczekująco.
- Hm? - mruknąłem cicho.
- Pytałem czy wszystko w porządku, Hazz. Jesteś jakiś nieobecny - westchnął. - To przez Liama?
- Trochę tak, ale to nieważne... trochę się stresuję, bo... jeszcze z tobą nie jechałem - przyznałem zagryzając wargę niepewnie.
- Hej, spójrz na mnie - poprosił, układając ciepłą dłoń na moim policzku i delikatnie go pogładził. - Może gdybym jechał sam, to byłoby mi wszystko jedno czy coś mi się stanie, czy nie, ale obiecuję, że zrobiłbym wszystko, żeby ciebie chronić, więc nawet gdyby zrobiło się niezaciekawie, to miałbym w dupie ten cały wyścig i wygraną, bo twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze, rozumiesz? - powiedział spokojnie, jednak w jego tonie głosu mogłem usłyszeć powagę, a w oczach dostrzegłem wymalowaną troskę. To było szczere.
- Rozumiem - pokiwałem głową.
- Dobrze, a teraz wskakuj do środka i zapnij pasy - szatyn uśmiechnął się do mnie, cmokając lekko czubek mojego nosa, na co mimowolnie zachichotałem.
Posłusznie wsiadłem do samochodu zajmując miejsce pasażera i zapiąłem pasy. Zaczekałem na Louisa wyglądając przez szybę i widziałem jak na szybko wypala papierosa. Wzrok miał utkwiony gdzieś przed siebie, ściągnął brwi i w skupieniu coś, bądź kogoś obserwował. Powiodłem spojrzeniem w tamtym kierunku i zobaczyłem... Liama obejmującego Zayna? I to nie było wcale przyjacielskie objęcie, o nie. Jego dłoń spoczywała bardzo nisko, niemalże na pośladku Mulata. Co?
CZYTASZ
The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONE
FanfictionCzy ucieczka z więzienia oznacza koniec kłopotów, czy dopiero ich początek? [Kontynuacja The Prisoner] !BOTTOM HARRY! UWAGA: *Postaci w tym opowiadaniu są problematyczne, więc jeśli liczysz, że będzie cały czas wesoło, kolorowo, to lepiej tego nie c...