34

489 39 15
                                    

UWAGA: Rozdział zawiera sceny 18+
__________________________________

Szatyn rozsiadł się wygodnie na kanapie i poklepał swoje uda zachęcająco, abym na nim usiadł, co też uczyniłem. Pocałowałem gładki i jeszcze pachnący płynem po goleniu policzek Louisa i przytuliłem się do niego, wędrując wzrokiem na telewizor, bo Niall przełączył na jakiś film akcji. Fabuła naprawdę mnie wciągnęła, więc trudno było mi oderwać wzrok od ekranu, jednak od czasu do czasu zerkałem na szatyna, który wydawał się być jakiś zamyślony, jego wzrok utkwiony był gdzieś w przestrzeni.

- Hej, o czym tak myślisz? - szepnąłem mu na ucho.

- Hmm? Oh, to nic takiego... - odpowiedział posyłając mi delikatny uśmiech. Wyglądał na speszonego.

- No powieeedz - nalegałem jeszcze bardziej, zaciekawiony tajemniczością chłopaka.

- Dobra - odetchnął cicho. - Tak sobie myślę... czy piknik jako randka to tandetny pomysł? - zapytał niepewnie, przenosząc na mnie wzrok.

- Nie, według mnie to bardzo fajny pomysł - przyznałem. - A co, planujesz coś?

- Może - po twarzy szatyna przemknął malutki uśmieszek.

- Ale skarbie, mamy prawie grudzień... na dworze jest chlapa, pada deszcz i jest zimno - pokręciłem głową z uśmiechem.

- No wiem - Louis wzruszył ramionami.

- I masz zamiar robić piknik w taką pogodę? - uniosłem brwi patrząc na niego zdziwiony.

- Tak - odpowiedział z tym swoim stoickim spokojem w głosie. - Jeśli się zgodzisz... to właśnie zapraszam cię na randkę, Harry - dodał wesoło.

- Uhm, okej... - pokiwałem głową niezbyt przekonany. Co on znowu kombinuje?

- To świetnie, no to jesteśmy umówieni na lunch - mruknął zadowolony i przytulił mnie do swojego boku, po czym cmoknął czubek mojej głowy.

Byłem niezwykle zaintrygowany. Czy on nie żartuje i naprawdę będziemy siedzieć i marznąć na dworze pod parasolką? Przecież to brzmi trochę śmiesznie i niedorzecznie. Z drugiej strony jednak wiem, że Louis to mężczyzna, który nie boi się zaryzykować i robi wiele szalonych rzeczy, więc po nim można spodziewać się naprawdę wszystkiego.

Kiedy zbliżała się już pora obiadowa, szatyn kazał zostać mi w salonie i nie podglądać ani o nic nie wypytywać, podczas gdy on będzie przygotowywać niespodziankę. Prawdę mówiąc zżerała mnie ciekawość i nie mogłem się już doczekać tego, co on właściwie wymyślił. Siedziałem na kanapie pod kocem, a obok mnie leżeli grzecznie Bruce i Clifford. Czekałem cierpliwie na jakiś znak od Louisa i po około 40 minutach się doczekałem.

- Harreh! - usłyszałem wysoki głos chłopaka, a po chwili również odgłos zbiegania po schodach. Odwróciłem głowę i zobaczyłem jak szatyn wchodzi do pokoju. - Wszystko już jest gotowe, więc zapraszam pana, proszę za mną - powiedział wesoło, łapiąc moją dłoń i pociągnął mnie w stronę schodów prowadzących na piętro. Byłem zdziwiony, że obraliśmy właśnie taki kierunek. Czy nie mieliśmy się ciepło ubrać i wyjść na dwór?

- Uhm, Lou? Dlaczego idziemy na górę? A co z piknikiem? - dopytywałem trochę zdezorientowany.

- Wszystko w swoim czasie, mały - mruknął uśmiechając się pod nosem.

Weszliśmy na piętro i zaczęliśmy kierować się przed siebie, ciągnącym się korytarzem. Co ma znaczyć to "wszystko w swoim czasie"? Czy Louisowi jednak nigdzie się nie spieszy? I dlaczego ciągnie mnie na górę? Skoro nie idziemy na dwór... to może do sypialni na szybkie bara-bara?

The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz