{3}

2.3K 104 30
                                    

Zjadłam pyszne ciasto od WooJi, gapiąc się na ozdobę. Nie wiedziałam, co mam z nią zrobić, przez co po prostu wylądowała na stole.

~

Ranek następnego dnia. Dzownił telefon, to on mnie obudził.
– Halo? – nawet nie otworzyłam oczu.
– Yirin? Jesteś w domu? – dzwoniła mama.
– W łóżku konkretnie, a co? – zapytałam spokojnie i z pewną dozą otępienia.
– Podobno jakiś facet kręci ci się teraz pod domem. Mam nasłać policję? Twoja sąsiadka dzwoniła i mi powiedziała – wyjaśniła szybko.

Zabiję go chyba.
– W porządku, zejdę do niego. Policja nie będzie potrzebna.

Na razie.

Rzuciłam telefon na łóżko i zbiegłam po schodach. Otworzyłam z rozpędem drzwi i spojrzałam nerwowo na Jungkooka. Przyglądał się trawnikowi na klęczkach, ale słysząc mnie, wstał i podszedł szybkim krokiem.
– Wychodziłaś z domu? Znalazłaś coś? – zaczął mnie wypytywać.
– Odsuń się. Chyba wiem czego szukasz – podjęłam próbę uspokojenia go.

Zawróciłam do środka, zwinęłam brelok ze stołu i stanęłam przed Jeonem.
– Nie wiem co robił w kartonie z ciastem... – położyłam ozdobę na progu, żeby przypadkiem nie musiał mnie dotknąć, odbierając ją ode mnie.

Podniósł breloczek z wielką ulgą na twarzy.
– Dziękuję... – dodatkowo odetchnął. – Boże, dziękuję...
– To może zabrzmieć źle, ale lepiej, żeby nogi Cię tutaj nie prowadziły – powiedziałam cicho.
– Masz zazdrosnego chłopaka?

To pytanie wydało mi się bardzo nie na miejscu. Wręcz trochę chamskie.
– Mam bzika na punkcie dotykania. Jestem w stanie krzyczeć i płakać mimowolnie – powiedziałam z powagą. – Zdarzyło mi się nawet zemdleć. Unikam więc mężczyzn nie bez powodu.

Wyczułam już poprzedniego dnia, że te jego nogi celowo się tutaj znajdują. Polubił mój próg, schody i podjazd?
– Bez sensu – dokończyłam myśl na głos. – W każdym razie... masz, czego chciałeś. Dwa domy dalej mieszka dziewczyna, która chętnie z Tobą porozmawia. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko rozmowie, ale prędzej czy później...

Poddałam się w połowie tłumaczeń.
– ...będę próbował Cię dotknąć? – zapytał spokojnie, po chwili gapienia się na mnie.

Otrząsnęłam się.
– Ona nazywa się Min EunAh – pokazałam ręką na lewo – dwa domy dalej.

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Teraz już nic nie wiązało go z tym miejscem. Odzyskał swoją własność, więc nie musiał wracać. Nie był natrętny, o dziwo. Po prostu... siedział. Tylko raz użył dzwonka, oprócz tego mnie nie "nachodził". Sam szukał i samotnie siedział na dworze.

Od czego mogło być lepsze siedzenie w zimnie? Już dobrze. Nic nie pójdzie nie tak.

~

Godzina osiemnasta. Stałam przy oknie na górze i opierając się na parapecie patrzyłam, jak Jeon "odpoczywa" na schodkach. Jednak znowu go tu przywiało, ale nie konkretnie do mnie. W to miejsce. Gdyby chciał się ze mną spotkać, zadzwoniłby do drzwi. A może nie? Dyskretnie kazałam mu już nie przychodzić.

Nie chciałam mieć żadnych znajomych facetów. Przyjaciół przeciwnej płci. Unikałam jakichkolwiek relacji z nimi, żeby ON, ten jeden konkretny, który jednak mnie polubi, nie musiał patrzeć jak płaczę po tym, jak mnie dotknął. I ten mój tekst "Nie dotykaj mnie", który mówię odruchowo, kiedy już coś takiego się wydarzy. Koszmar.

Odetchnęłam głęboko, czując, że nie mam wyboru.

Zabrałam dwa koce i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi, podeszłam i usiadłam dwa schodki wyżej. Zarzuciłam koc na jego ramiona, drugim otulając siebie.
– O co tak naprawdę chodzi?
– Jak masz na imię? – odwrócił się w moją stronę.
– Powiem Ci, pod warunkiem, że i tak będziesz mówił do mnie po nazwisku.
– Jak wolisz – obrócił się jeszcze trochę.
– Kang Yirin.

Nic nie powiedział. Ja chciałam stworzyć między nami granicę, a on to zignorował.
– Co tu robisz? Mów prosto z mostu, bo zadzwonię na policję.

Zmierzył mnie wzrokiem, jakby zastanawiał się czy po prostu nie odejść.
– Zażywam spokoju – odpowiedział wyjątkowo krótko.
– Taka odpowiedź mnie nie zadowala. Nie wiem jakim spokojem jest też samotny płacz, jak wczoraj – zaatakowałam z drugiej strony.
– Powinnaś chyba czasem popłakać, jeśli nie wiesz – uśmiechnął się lekko. – Chociaż może to lepiej, że nie masz powodu do wylewania łez.
– Nie masz zamiaru powiedzieć mi dlaczego tutaj tak naprawdę przychodzisz? Jest wiele cichych miejsc – znowu spróbowałam.

Nic nie powiedział, ani słowa. Zupełnie, jakby tego nie usłyszał. Nie wiedziałam, czy go zostawić.
– Nie chcesz wracać do siebie? – zapytałam cicho.
– Moje mieszkanie... wydaje mi się nie być moje – powiedział krótko. – Jest tam zimno, mimo że podnoszę temperaturę. Ciemno, mimo że zapalam światło.
– Dlaczego nie pójdziesz do jakieś kawiar...

Obejrzał się na mnie.

No racja. W końcu to on. Pewnie dlatego... ach, no tak. Spokój, bo mało osób tędy chodzi, a jeszcze mniej nastolatek. No i o tej porze. Matko, ale jestem głupia. W końcu cokolwiek do mnie dotarło.
– Nie musisz do mnie wychodzić, w końcu przestanę się tu zjawiać – powiedział po chwili, znów kierując swój wzrok przed siebie.

Odetchnęłam głęboko, próbując poukładać wszystko w głowie.
– ...zrobić Ci coś ciepłego do picia? – zapytałam po chwili. – Nie wpuszczę Cię do środka, ale jednocześnie nie chcę, żebyś zamarzł.
– Nie kłopocz się, poradzę sobie. Mam odporny organizm. Za to ja na twoim miejscu już bym wrócił – oparł ręce o kolana, a ja niestety nie mogłam zobaczyć wyrazu jego twarzy.

Pomyślałam, że wcale nie musimy rozmawiać. Sama obecność drugiej osoby pomaga, a ja dobrze o tym wiedziałam.
– Zostanę z Tobą – powiedziałam cicho, prawie szeptem.

Zwrócił swój wzrok na mnie, ale już się nie odezwałam. Miałam zamiar trochę pomilczeć i poczekać, aż zrobi mu się lepiej. Nie było jakoś okropnie zimno, mogłam posiedzieć bez problemu.

Jednak on też nic nie powiedział, po prostu wypuścił z siebie powietrze i przymknął oczy.

Oglądałam jego zachowanie, żeby chociaż spróbować cokolwiek zrozumieć. Nadal nie wiedziałam dlaczego ukochał sobie akurat to miejsce. Było wokół kilka innych domów do wyboru. Może miały inne schodki, prawda, ale czy to naprawdę...
– Dziękuję, że oddałaś mi rubin – powiedział nagle, już zrelaksowanym tonem. – Jest dla mnie bardzo ważny.

Rubin... ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, żeby go zatrzymać, mimo że należał do Jeona. Własność, to własność.

Rubin, czyli bardzo drogi kamień szlachetny. Idealne czerwony, prześliczny. Byłam ciekawa dlaczego jest dla niego istotny, ale postanowiłam się jednak nie odzywać i po prostu dać mu mentalne towarzystwo.

 Byłam ciekawa dlaczego jest dla niego istotny, ale postanowiłam się jednak nie odzywać i po prostu dać mu mentalne towarzystwo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie wiem
Jajko
Jezu sory zapomniałam

Rubin |♡| Jeon Jungkook Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz