IV.

922 72 18
                                    

media: Avantasia - Memory


[Hadrian Nox]

– Twój plan dnia jest taki przewidywalny, Hadrian – słyszę za sobą głos Mikeya, mojego młodszego brata.

– Doprawdy? – unoszę brew, nie odwracam się w stronę brata. Nie mam po co, zapewne ma ten swój niewyrażający uczuć wyraz twarzy. A to mi Ray zarzuca brak okazywania uczuć. Ja przynajmniej coś okazuję, nawet jeśli są to negatywne uczucia, a Mikey? Równie dobrze może planować napad na bank pijąc poranną kawę.

– Nie, po prostu nie było cię w mieszkaniu, więc logiczne, że jesteś na grobie Aarona – oznajmia.

– Mogłem być równie dobrze w pracy, wiesz? Niedawno zatrudniłem...

– Wiesz, że mnie to nie interesuje – burczy.

– Widzisz? Dlatego wolę towarzystwo Aarona niż twoje – mówię i spoglądam na brata. Jakim cudem my jesteśmy ze sobą spokrewnieni? Jesteśmy totalnymi przeciwieństwami.

Mikey tylko wzdycha głośno, dla niego Aaron nie istnieje, był kiedyś, ale już go nie ma. Nie czuje potrzeby rozmawiania z nim, nawet jeśli dawno go już nie ma.

– Hadrian przestań – prosi mnie.

– To przestań udawać, że Aaron nigdy nie istniał! – wydzieram się na niego, cieszę się, że ranem nikt nie chodzi odwiedzać grobów swoich bliskich. Nieestetycznie jest tak kłócić się przy ludziach.

– Pogodziłem się z jego śmiercią jak każdy inny, tylko nie ty – cedzi przez zęby.

– Aha, czyli gdybym teraz umarł, to też miałbyś w dupie moje pozagrobowe istnienie? – pytam.

– Źle mnie zrozumiałeś, Hadrian – próbuje się wytłumaczyć.

– Myślę, że zrozumiałem dobrze – oświadczam i zostawiam brata przy grobie Aarona.

^^^^

Spoglądałem na dzieciaka, próbując go rozszyfrowywać. Felix Nova, nie będzie mi smarkacz kitu wciskać, że nie jest synalkiem swojego ojca – burmistrza Novy. To podobieństwo rzuca się aż w oczy. Zawsze wiedziałem, że osoby, które są ukazywane jako kochający ojciec i mąż, to cholerni popierdoleńcy. Pewnie okładał jego i matkę, aż w końcu nie wytrzymał i spierdolił od niego. Mam nadzieję, że gówniarz nie narobi mi problemów, naprawdę.

Aczkolwiek wtedy powinienem winić tylko siebie – ze wszystkich możliwych kandydatów wybrałem jego, bo co? Bo przypomina mi Aarona. Mają identyczne spojrzenie. I na tym się kończą ich podobieństwa.

Żałosne, nie?

Mieć do wyboru z dobry tuzin wykwalifikowanych osób na stanowisko kelnera, a daję je komuś, kto nawet talerza poprawnie nie potrafi trzymać, tylko dlatego, że ma oczy jak ktoś mi bliski...

    Gdyby Mikey tylko się o tym dowiedział, załatwiłby mi przemiłą wizytę w zakładzie dla obłąkanych. Dla niego to wciąż jest obrzydliwe, że... Pokręciłem głową, nie powinienem teraz myśleć o swoim prywatnym życiu, nawet jeśli już dawno powinienem być w domu. Jednak Felix'owi nie śpieszy się tak za bardzo i ociąga się z myciem podłogi. Widać, że w domu to on raczej nie sprzątał. A po co? Pewnie miał od tego gosposię, która każdego dnia w myślach przeklinała go i całą jego rodzinę za robienie takiego syfu.

Zacząłem nucić sobie ulubiony utwór Aarona – Under The Sing of Black Star.

   To nie przypadek, że restauracja nazywa się tak samo. Właściwie to... Całe to miejsce jest hołdem dla niego. Otworzenie własnej restauracji było jego marzeniem nie moim. Ja... chciałem zostać nauczycielem matematyki, ale... Nie chciałem o nim zapomnieć, a w ten sposób... Będzie żyć wiecznie.

   Myślę, że osiągnąłem jego cel, a na pewno gdyby żył, cieszyłby się razem ze mną. Nie była to łatwa droga, musiałem się wiele nauczyć. Szkoła gastronomiczna może i była dobrym wyborem, ale wielu rzeczy musiałem się nauczyć sam. Jednak... Warto było.

Gdziekolwiek teraz jest, pewnie jest dumy ze mnie.

– Ja... Skończyłem już – oznajmia Felix, nie patrzy w moją stronę. Czy traktuję go za surowo? Nie.

Nie mogę być wyrozumiały dla totalnego nowicjusza, bo to będzie niesprawiedliwe traktowanie pozostałych pracowników. Zresztą im szybciej przywyknie do tego, tym mniej będzie błędów popełniać. Zresztą co miałbym robić? Klepać go po główce i mówić mu, że nic takiego się nie stało i każdemu zdarza się potknąć? Jednocześnie opierdalając innego kelnera za zrobienie dosłownie tego samego? No jak dla mnie to coś nie gra.

– Na pewno? – pytam – Jesteś stuprocentowo pewny, że jest czysto? – dopytuję się.

– Ja... Nie wiem – odpowiada łamiącym się głosem.

– Nie wiesz, czy dobrze umyłeś podłogę? – dziwię się. Za to, Aaron dałby mi w pysk, a po nim Mikey. No dobra, może mają rację, że stałem się kawałem skurwiela po śmierci Aarona, ale wcześniej jakoś grzeczny też nie byłem.

– Ja... – zaczyna, ale nie wie, co ma powiedzieć.

– Wynoś mi się stąd – mamroczę, mam dosyć patrzenia na jego przerażenie, bo właściwie to sprawia, że chcę jednak poklepać go po główce i zapewnić go, że nie będę już na niego krzyczeć. Tak samo było z Aaronem, zawsze i za wszelką cenę chciałem go chronić, ale nie jestem wszechmogący. Skąd mogłem wiedzieć, że akurat tego dnia, kiedy będzie przechodził na zielonym świetle – kiedy ja bezczelnie przeszedłem na czerwonym – kierowca samochodu nie zdąży się zatrzymać? To powinienem być ja, w końcu przechodziłem na czerwonym... To mnie...

    Idę do swojego gabinetu, by zabrać CV pozostałych osób. Nie sądzę, że dzieciak da sobie radę. Widać, że to nie dla niego praca, a może to przez moje skurwielstwo... Mniejsza o to, pewnie nie wytrzyma tutaj długo, więc nie będę go zatrzymywać.

    Myślę, że... Nie powinienem go tutaj zatrudniać... To był błąd, zrobiłem to, bo kierowałem się swoimi prywatnymi pobudkami. Jednak gdybym go teraz zwolnił... Musiałbym podać jakiś konkretny powód, a co ja mógłbym podać? Żaden konkretny powód, no może poza tym, że nie spełnia moich oczekiwań, ale... Zobaczę na co  go stać, czy podoła całej sprawie? Da radę, czy może wykruszy się po dwóch tygodniach? Ubrałem swój płaszcz i owinąłem się szalikiem. Zgasiłem światło na sali i poszedłem sprawdzić, czy jestem już sam. Po Felixie nie było śladu, więc zamknąłem restaurację. Nim wsiadłem do auta, zapaliłem.

    Zaciągnąłem się, a po chwili zacząłem kaszleć, splunąłem – jak mi się wydaje – krwią. Wytarłem usta wierzchem dłoni zauważając na niej ślad krwi. Nie przejmuję się tym. Nie mam po co.

Gaszę papierosa i wsiadam do auta, odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu. Jadąc, dostrzegam Felix'a idącego w rozpiętej kurtce. Myśli, że rozchoruje się i weźmie chorobowe? Niedoczekanie jego!

Z drugiej strony chciałem się zatrzymać i zaproponować mu podwózkę, ale nie chcę by sobie wyobrażał Bóg wie co. I nie chcę się przywiązywać; nie chcę nikogo stracić jak Aarona.


A dziś rozdział z perspektywy Hadriana, bo tak?

Jak myślicie kim, dla Hadriana, mógłby być Aaron? 

Under The Sing Of A Black StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz