XXVII.

612 60 18
                                    

media: Elvenking - Black Roses for the Wicked One


 – Cholera zapomniałem zabrać dokumentów z biura – mówi, kiedy wróciłem z łazienki. Hadrian był właściwie gotowy do wyjścia.

– Nie mówisz poważnie, prawda? – pytam go.

– Jestem śmiertelnie poważny. Są ważne.

– Litości... Jesteś jak duże dziecko – mruczę, a Hadrian spogląda na mnie w ten swój sceptyczny sposób – Zasypiasz na stojąco, a ty chcesz jeszcze się bawić w papierkową robotę?

– Takie życie, Felix – odpowiada. Podchodzę do niego i całuję go.

– Nie myśl o tym teraz – szepczę mu do ucha.

– Zamierzasz mnie pouczać? Ty mnie? – mówi, a ja marszczę brwi. To jakieś dziwne? Biorąc pod uwagę, że kiedyś ta praca go wykończy?

– Co ci znowu nie pasuje? – odsuwam się od niego i zakładam dłonie na piersi.

– Wszystko – odpowiada szorstko.

– W takim razie, droga wolna. Możesz iść – wskazuje dłonią na drzwi.

– Felix... – zaczyna.

– Naprawdę, możesz iść. Nie będę przecież cię błagał, żebyś został, skoro praca jest ważniejsza, to proszę bardzo, idź – mówię i odwracam się na pięcie i idę do sypialni.

Czego ja się spodziewałem? Że nagle stanę się najważniejszą osobą w jego życiu? Może i się łudziłem, że... Tak będzie, że... Będę ważniejszy niż Aaron, ale okazuje się, że nawet nie jestem nawet na równi z nim. Ba! Wychodzi na to, że restauracja jest zaraz po Aaronie, a ja być może na samym końcu tej listy, o ile nie ma nikogo ważniejszego przede mną!

Usłyszałem trzask frontowych drzwi, czyli jednak... Restauracja jest ważniejsza niż ja. Czy mu w ogóle zależy? Kim właściwie ja jestem dla niego? I dlaczego to właśnie ja? Dlaczego to na mnie spojrzał, a nie na kogoś innego? Co przyciągnęło jego uwagę?

Jakieś podobieństwo? Do Aarona? Coś przykuło jego uwagę i skojarzyło mu się z bratem? Ciekawe tylko co, bo na pewno nie wygląd... Zresztą, czy to nie odrobinę narcystyczne? Aaron i on byli bliźniakami, zapewne byli identyczni. To prawie jakby powiedzieć, że kocha się siebie.

^^^^

Nie spodziewałem się gości, a na pewno nie z samego rana. W dodatku Hadrian nie odezwał się słowem od wczoraj. Naprawdę? Żadnego przepraszam? Przecież to on zawinił. Cholerny zapatrzony w siebie egoista!

Otworzyłem drzwi na oścież, nie trudząc się, by zobaczyć, kto właściwie przyszedł.

– Hadrian? – pytam. Dobra nie spodziewałem się go. Nie po tym, jak w piękny sposób mnie olał.

– Wciąż jesteś zły? – pyta. A może raczej stwierdza oczywistość?

– Pomyślmy... Tak, Hadrian, jestem zły – rzucam.

– To dobrze – odpowiada, a ja spoglądam na niego jak na jakiegoś wariata.

Po chwili wręcza mi bukiet kwiatów, które trzymał schowane za sobą.

– To dla ciebie – mówi – I chciałem cię przeprosić – dodaje. Wpuszczam go do środka, by dokończyć naszą rozmowę, a raczej jego przeprosiny.

– Źle zrobiłem wychodząc wczoraj zostawiając cię z Bóg wie jakimi myślami – mówi – Przełożyłem dobro restauracji nad ciebie, co w ogóle nie powinno mieć nigdy miejsca – tłumaczy się.

– A jednak to zrobiłeś – perfidnie to robię. Niech się tłumaczy.

– Bo nienawidzę mieć zaległości – mówi.

– Jakoś ci nie przeszkadza, kiedy znikasz na dzień, albo jak wtedy...

– Felix, litości, próbuję cię przeprosić, nie próbuj wyprowadzić mnie z równowagi, bo skończy się to jedną wielką awanturą – ostrzega mnie.

– Wybacz, będę już milczeć jak grób – mówię, a Hadrian marszczy brwi. Dziwne, że jeszcze nie porobiły mu się zmarszczki.

– I zgubiłem teraz wątek... Po prostu przepraszam. Nie powinienem wychodzić, wiedząc, że... Możesz to źle odebrać.

– Skąd możesz wiedzieć, jak to odebrałem? Może w ogóle nie ruszyło mnie to? – pytam, a Hadrian zmniejsza odległość między nami. Kładzie dłonie na mojej twarzy i spogląda prosto w moje oczy.

– Oczy cię zdradzają. Płakałeś – zauważa – I nawet wiem, o czym myślałeś. Że nie jesteś dla mnie wystarczający, skoro restaurację traktuję jako coś ważnego niż wspólnie spędzony czas ze swoim chłopakiem. Mam rację?

– Mniej więcej trafiłeś – mówię. Wiem, że nigdy nie będę tak ważny jak Aaron, ani tym bardziej niż ta głupia restauracja. W końcu to było marzenie Aarona. Wszystko, co robi Hadrian, a co pragnął Aaron, jest ważniejsze niż ja.

Mam dwa wyjścia – zakończyć to wszystko, bądź pogodzić się, że zawsze będę na ostatnim miejscu. Że nigdy nie stanę się ważniejszy, bo zawsze będzie on. A ja nigdy nim nie będę. Jeśli nawet... Coś mnie łączy z Aaronem, to nigdy nim nie będę. Zawsze będzie coś, co będzie nas różnić. I Hadrian to widzi.

Widzi, że nie jestem Aaronem, dlatego traktuje mnie tak, a nie inaczej. Bo nigdy nie będę nim.

– Nie gniewasz się? – pyta mnie.

– Nie – odpowiadam. I chociaż wiem, że pierwsza opcja, zakończenie tego, byłaby najlepszą decyzją... To... Kocham go. Dlaczego mam zrezygnować z miłości?

– Na pewno? – dopytuje się.

– Tak, nie gniewam się – mówię. W ilu rzeczach będę go okłamywać? Czy naprawdę muszę swoje szczęście zbudować na kłamstwie?

– To... Świetnie – mówi i całuje mnie delikatnie.

– Chodź... Zabiorę cię na jakieś dobre śniadanie – mówi i łapie moją dłoń.

– Muszę się jeszcze ubrać – oświadczam, a Hadrian ilustruje mnie wzrokiem.

– Jak dla mnie jest okej – uśmiecha się łobuzersko.

^^^^

Obudziłem się w ramionach Hadriana, który jest pogrążony w głębokim śnie. Odgarnąłem mu włosy z czoła, a ten tylko mruknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok.

Aaron – nawet przez sen wymawia jego imię.

– Aaron – powtarza jego imię – Aaron! Nie! – krzyczy, a po chwili podnosi się do siadu, oddychając głośno. Unosi swoją drżącą dłoń i przykłada ją do serca.

– Koszmar? – pytam i obejmuję go od tyłu. Staram się nie myśleć, że aż trzy razy wymówił imię swojego brata.

– Poniekąd... Śnił mi się moment... Wypadek, w którym zginął Aaron – tłumaczy.

– Widziałeś to? – pytam.

– Yhym... Wszystko. To jak przechodził na zielonym i trafiło go auto... Pełno krwi... Mieliśmy tylko po piętnaście lat... On miał całe życie przed sobą, to powinienem być ja – mówi. Zrobiło mi się go żal... Czy przez ten czas... Obwinia się o śmierć brata?

– Nie mów tak... Nie mogłeś nic zrobić przecież.

– Oczywiście, że mogłem... Mogłem poczekać z nim na to cholerne zielone, gdybym poczekał... Żyłby... Na pewno, żyłby. A rodzina nie musiałaby mnie o nic obwiniać – mówi, a ja zaczynam głaskać go po plecach. Hadrian kładzie głowę na moim ramieniu i pozwala się głaskać. Nie wiedziałem... To musiało być straszne... A rodzina pewnie jeszcze w tym mu nie pomagała. Chciałbym wiedzieć jak mu pomóc.


Silverthorn jeszcze żyje! Ten rozdział... W sumie też jest fajny :3 

Jak myślicie, czy Felixowi i Hadrianow starczy na tyle odwagi, by powiedzieć drugiemu w twarz o swoich kłamstwach? 

Under The Sing Of A Black StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz