XVI.

719 64 27
                                    

media: Becky G - Mayores (ft. Bad Bunny)


[Hadrian Nox]

– Cześć Aaron – mówię do nagrobka. Wcale nie czuję się z tym dziwnie, że rozmawiam bardziej sam ze sobą. Aaron raczej mi nie odpowie.

Siadam na ławce i tępo wpatruje się w nagrobek. Gdyby Aaron żył... Wiedziałby co mi doradzić... Albo i nie... Raczej wtedy sytuacja mogłaby być inna.

Właściwie to... Ostatnio zacząłem się, zastanawiać jak reagowałbym, widząc mojego brata w szczęśliwym związku? Czy naprawdę potrafiłbym to zaakceptować?

Czy może nie potrafiłbym znieść tego, że nie będziemy już tak blisko? Aż w końcu ta moja zazdrość zniszczyła wszystko? I Aaron nie odezwałby się do mnie słowem?

– Jesteś jak Hachikō – odzywa się Mikey, za co gromię go wzrokiem – Ale nikt ci pomnika nie postawi, wiesz?

– Nie musisz – odpowiadam gorzko – A co z tobą, braciszku? Nie wydaje mi się, że postanowiłeś znowu zawracać mi dupę – zauważam, a Mikey siada obok mnie.

– Aaron też był moim bratem – przypomina mi. Wiem, że ma do mnie żal, że to przeze mnie rodzice zakazali mówić o Aaronie. Kazali udawać, że nikt taki nie istniał. Ja... Ja mogłem być pogrążony w żałobie, ale Mikey z rodzicami? Nie dałem im takiej możliwości.

– Wolałeś go ode mnie, a ja byłem starszy.

– Bo byłeś bucem, wciąż nim jesteś.

– Aha – wzruszam ramionami.

– Taka prawda. Gdyby nie Aaron, który cię pilnował, to pewnie skończyłbyś w poprawczaku... Aż dziwne, że tak się nie stało, kiedy go zabrakło.

– Aaron nie pilnował mnie – bronię się.

– No oczywiście, że nie, wcale.

– To ja go pilnowałem – poprawiam brata.

– Przed czym? Jakoś nie pamiętam, by Aaron kończył każdy dzień szkoły podbitym okiem, albo wizytą u dyrektora.

– Czepiali się Aarona, musiałem przecież... I nie patrz się na mnie tak, za ciebie też nadstawiałem karku.

– Nikt cię nie prosił – wzrusza ramionami i spogląda na nagrobek.

– Żebyś skończył jako kozioł ofiarny, jeśli tego chciałeś, mogłeś powiedzieć – mówię. Chociaż moje relacje z Mikeyem uległy zmianie i po śmierci Aarona nie dogadywaliśmy się dobrze, to wciąż jest moim bratem. Zresztą, nawet kiedy Aaron żył, nie potrafiliśmy się dogadać. Chociaż dzieli nas tylko trzy lata, to... Czasami miałem wrażenie, że dzieli nas znacznie więcej.

– A ty słuchałeś się kiedykolwiek kogoś poza Aaronem? – pyta mnie, a ja uśmiecham się słabo.

– Nie – przyznaję.

– Właśnie. Kiedy ja cię o coś prosiłem, to miałeś to zasadniczo gdzieś, ale kiedy Aaron poprosił cię o coś to... Nie było już problemu – zarzuca mi – I się później dziwiłeś, dlaczego już o nic cię nie prosiłem. Wolałem iść do Aarona, który namówiłby cię szybciej niż ktokolwiek inny.

– O proszę, zagadka dzieciństwa została rozwiązana – kpię z niego. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że Mikey w końcu zrozumiał, że proszenie mnie nic nie da i lepiej zwrócić się do Aarona.

– Sam byś na to nigdy nie wpadł – żartuje sobie ze mnie.

– No oczywiście, że nie... – kręcę głową. Spoglądam na zegarek, widząc, że już dawno jestem spóźniony.

– Praca? – pyta.

– Chyba dam sobie spokój – mówię. Jakoś nie miałem ochoty na robienie czegokolwiek. W dodatku będzie tam Felix. Ja... Po prostu nie chcę go na razie widzieć. Dopóki nie uspokoi się wszystko. Trochę zawaliłem, kiedy wyszedłem z restauracji zaraz po telefonie do Felixa. Sam nie wiem, co ja sobie myślałem?

To był jakiś odruch, wiedziałem, że Felix ściemniał z tym złym samopoczuciem, mogłem go zbesztać i kazać zjawić się w pracy. Mogłem tylko go zbesztać i udawać, że wierzę w jego bajeczkę i darować sobie wszystko, a ja... Po prostu chciałem wiedzieć, co u niego... Co się stało, że mnie okłamał. I gdzie to moje trzymanie go na dystans i sprawienie, że sam się zwolni? No gdzie? Przecież ja... Umieram... Nie powinienem angażować się w żaden związek. Po co?

Nie dowie się, że jestem chory. Nie powiem mu, a jeśli dowiedziałby się... Wtedy pewnie już byłoby za późno... Nawet teraz jest już za późno... Tylko odwlekałbym nieuniknione. Dlaczego miałbym to robić?

^^^^

– Uważaj, promyczku – łapię Felixa, który omal nie upadł – Mówiłem ci, żebyś wyciskał tego mopa – karcę go, miodowe spojrzenie spogląda wprost, w moje oczy, jakby widziało, coś nad wyraz pięknego.

Chrząkam znacząco, a Felix rumieni się uroczo.

Dodałem dwa do dwóch i wiem, że chłopaka ewidentnie pociągam. Co nawet mogłoby mnie zaskoczyć, bądź obrzydzić, bo mógłbym być jego ojcem. Właściwie to... Powinienem coś zrobić, by przestał patrzeć na mnie jak na potencjalnego partnera.

Dlaczego nie mogłem mu zrobić w pracy istnego piekła, które spowodowałoby tym, że się zwolni? Albo znaleźć jakiś pretekst do zwolnienia go... Właściwie to... Może gdyby nie stracił przytomności, nie poczułbym się za niego odpowiedzialny? Wtedy zrozumiałem, że przesadziłem... Prawie doprowadziłem go do śmierci... Raczej to nie byłoby dobre... Ani dla mnie, ani dla reputacji restauracji. Powiedziałem sobie wtedy, że troszkę mu odpuszczę, a... Skończyło się to tak, że poza drobnymi uszczypliwościami nie robię nic.

Nie ma co się dziwić, że powstają gorące plotki o moim rzekomym romansie z Felixem.

– Ummm... Mógłbyś już mnie puścić? – prosi mnie, a ja znowu chrząkam i odsuwam się od niego.

– Wybacz – mówię speszony, nie wiedząc co mam teraz zrobić – Idź już do domu – dodaję – Schowam to za ciebie i... Tak muszę coś jeszcze zrobić.

– Tylko nie przemęczaj się – mówi, a ja tylko kiwam głową. Biorę wiadro i mop i idę na zaplecze. Wodę z wiadra wylewam do ubikacji, a później odnoszę je wraz z mopem do schowka. Idę do swojego biura i spoglądam na stos papierów. Dostrzegam wśród nich CV potencjalnych kandydatów na miejsce Felixa. Miałem się z nimi skontaktować... Biorę kartki do ręki, po czym gniotę je i wrzucam do śmietnika. Nie będzie już to konieczne.

Zerkam na zegarek, nie jest późno, więc równie dobrze mogę się tym zająć teraz. Nie powinno mi to zająć dużo czasu. To tylko rachunki i zamówienia. I tak nikt na mnie nie czeka, poza Asem, ale myślę, że wybaczy mi jeśli wrócę godzinkę później.

    Ze snu wybudziło szarpnięcie.

– Szefie? – usłyszałem głos Felixa, który stał nade mną. Zapomniał czegoś? Jednak w gabinecie było zbyt jasno, więc szybko zdałem sobie sprawę, że spędziłem tutaj całą noc.

– Kurwa mać – zakląłem, wstając z krzesła. Felix spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.

– Jest Ray? – pytam go, ale ten zaprzeczył ruchem głowy.

– Zostań tutaj... Ja muszę wrócić do domu...


Doberek Flohe! Jest tak gorąco, że chęci życiowe spadają do zera. Nic się nie chce robić i to dosłownie. Najchętniej znalazłoby się jakieś przytulne i chłode miejsce i nie opuszczało się go do końca lata. I pomysleć, że kiedyś Silverthorn była na tyle odporna, by chodzić w taka pogodę ubrana na czarno i w glanach.

Under The Sing Of A Black StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz