media: Bon Jovi - Who says you can't go home
– Co ty taki bez życia? – pyta mnie Ray, kiedy oboje korzystamy z chwili przerwy.
– Nie wyspałem się – mówię. Chyba nie muszę dodawać przez kogo się nie wyspałem? Oczywiście, że przez jebanego, Nox'a. I jeszcze rozumiem jakby nie mógł spać, bo fantazjował o nim, to bym jeszcze zrozumiał. Ale nie... Cholerny Nox i jego pedantyzm! Nagle uznał, że stoliki są brudne i... Logiczne było, że tylko ja mogłem je umyć, bo... Nikogo innego nie było? Bo oczywiście zawsze musi każdego wypierdzielić, przez co zostaję sam, a jakoś nikt nie raczy mu się stawić. To znaczy Ray próbował, ale... Po którejś z kolei kłótni dał sobie spokój, bo przecież i tak z nim nie wygra.
– Daj mu trochę czasu, to w końcu z ciebie zejdzie – pociesza mnie. Nie wiem, czy wiadomość o tym, że pewnego dnia da ma mi święty spokój ma polepszyć mój humor, czy wręcz przeciwnie – bardziej mnie zdołować.
Zresztą to może być bez znaczenia, mogę znaleźć nową pracę nim ten... zacznie mnie traktować jak pozostałych pracowników.
– Nie daj mu się – mówi. Zabawne, bo ja mam wrażenie, że z każdym dniem, Nox jest coraz bliższy tego, bym rzucił tę robotę w cholerę i nawet nie przejmował się konsekwencjami. Może i jestem młody, a to moja pierwsza praca, ale... Rodzice się mnie wyrzekli, praktycznie nie mam nic. Właściwie to... Gdyby nie oszczędności... Chyba bym sobie nie poradził.
Zresztą nie była to jakaś kolosalna suma, ale przy dobrym rozporządzaniu powinno mi starczyć do pierwszej wypłaty... Jeśli rzucę tę robotę teraz, to dostanę marne grosze... Nie ma szans, żebym przetrwał, bo raczej znalezienie nowej pracy nie będzie taki proste. Właściwie to... Był łut szczęścia, że dostałem tutaj pracę. Aczkolwiek... Wciąż nie mam pojęcia, czemu ja. Przecież na pewno miał lepszych kandydatów, a wybrał mnie... Czemu?
Jednak pewnie na to pytanie nie będzie mi dane poznać odpowiedzi.
^^^^
– Przepraszamy, ale już zamykamy – mówię, kiedy do restauracji wchodzi jakiś gość. Ten tylko zmarszczył brwi, ale nie zrobił tego, czego oczekiwałem – nie poszedł sobie. A wręcz przeciwnie, zajął miejsce przy stoliku, który był jeszcze nieuprzątnięty.
Liczyłem na to, że Nox przegoni natręta, ale ten spojrzał na mnie swoim zwyczajowym wzrokiem i westchnął głośno. Podszedł do typa i przyjął jego zamówienie... Czy go do reszty pogięło?! Za pięć minut oficjalnie powinniśmy zamknąć restaurację... Zresztą w kuchni nie ma nikogo...
– Felix – odezwał się i skinął głową na wejście do kuchni. Przełknąłem gule i poszedłem za nim.
– Czy to... w porządku? Zaraz zamykamy i... – rozglądam się po pustej kuchni.
– Tak bardzo ci przeszkadza to? Przecież i tak będziemy tutaj siedzieć co najmniej z dwie godziny, więc również mogę obsłużyć tego faceta – powiedział obojętnie. Zdziwiło mnie to, że tak wypowiedział się o gościu... Zawsze z jego ust padało... Odpowiednie dobrane słownictwo.
– Bądź tak miły i idź do chłodni po jajka – mówi, a ja na niego się gapię jak na jakiegoś kosmitę – No, na co czekasz? Jeśli mi pomożesz to może szybciej się wyrobimy – kręci głową – Denerwujesz mnie, wiesz?
– Zdaję sobie z tego sprawę, że nie jestem pracownikiem marzeń – odpowiadam. Nox tylko marszczy brwi, ale nie odzywa się. Zgasiłem go i tyle. Traktuje mnie jako ostatnie ścierwo, więc nie trudno było dojść do takich wniosków. Zresztą na każdym kroku lubi mi przypominać, że to tylko jego dobra wola, że mnie przyjął... Czasami aż po prostu myślę, że mój ojczulek musiał zajść mu za skórę, że po prostu się mści na mnie. Aczkolwiek nie powiedziałem mu, że moim ojcem jest burmistrz miasta... A skoro restauracja jest dobrze prosperuje to... Ojczulek mógł tutaj przyjść coś zjeść.
– Ruchy, Felix, ruchy – pogania mnie – Lewa szuflada, nie prawa – tłumaczy mi, gdzie co się znajduje.
– Właściwie to... Co przygotowujesz? – pytam, odrobinę jestem ciekawy.
– Omlet – odpowiada bez krzty emocji.
– Omlet? – dziwię się. W ogóle mamy w menu omlet?
– Co się dziwisz? Raczej nie zrobię mu steku... Proszę cię, Felix, chyba nie sądziłeś, że przyjmując jego zamówienie zrobię wszystko, co on chcę?
– No myślałem – przyznaję się.
– Nie byłoby najmniejszych szans na przygotowanie mu czegoś lepszego, więc... – urywa, zdając sobie chyba sprawę, że odrobinę się rozgadał.
Stałem tam jak ten kołek i czekałem na dalsze polecenia Nox'a.
– To wcale nie przypomina omletu – mówię
– Wiem – i chyba po raz pierwszy widzę, że Nox się uśmiecha – Na tym polega cała sztuczka, bo on nie wie, co dostanie, a zapłaci jakby zjadł coś naprawdę luksusowego.
– Czy to nie jest oszustwo? – pytam.
– Skądże, powiedziałem mu, że zobaczę co mogę mu przygotować. Nie zamówił niczego konkretnego, więc o jakim oszustwie mówimy? – pyta mnie, a ja wzruszam ramionami. Nox podaje mi talerz, a ja zanoszę go z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Życzę temu gościowi smacznego, a w myślach dodaję, żeby się udławił. Wracam do sprzątania sali, a Nox jak zawsze bacznie mnie obserwuje. Teraz przynajmniej nie będzie rzucać kąśliwych uwag.
^^^^
Nienawidzę życia, dosłownie go nienawidzę. Wróciłem do domu przed trzecią, bo oczywiście ktoś musiał posprzątać cały ten burdel w kuchni, a Nox raczej nie zamierzał brudzić sobie rączek. Oby mu kiedyś serce z przepracowania nie stanęło! Cholerny pracuś się znalazł!
Dopijam kawę i zerkam na zegarek. Zaraz trzeba wychodzić. Dosłownie gdzie jest moja chwila dla mnie? Czy mogę chociaż raz, szykować się do pracy nie musząc zerkać co rusz na zegarek? Wolę być w pracy przed czasem niż żeby przyjść na styk, bo wiem, że to różnie się kończy. Na przykład cholerne światło nie będzie chciało się zmienić?
Kiedy tylko dotarłem do pracy powitał mnie groźny wzrok szefa.
– Omal cię nie potrąciłem – warczy na mnie. A więc to on? No dobra śpieszyłem się i... Uznałem, że mogę przejść na czerwonym, a wtedy no...
– Nie chciałem się spóźnić – mówię, mając nadzieję, że zejdzie ze mnie. Ten natomiast spogląda na zegarek na swojej ręce.
– Masz jeszcze dziesięć minut – mówi – Mogłeś spokojnie poczekać – warczy z irytacją. No proszę, proszę. Nagle interesuje go, czy dojdę żywy do pracy?
– Nie zamierzam iść siedzieć, bo jakiś gówniarz nie odróżnia kolorów sygnalizacji – mówi zły.
– Uważaj na siebie – dodaje i zostawia mnie.
Okej, teraz jestem w szoku. Chociaż... Nie to Nox a Nox jest dziwny. I tyle w temacie powiem.
Rozdział trochę później, ale to tylko dlatego, że, szefowej przypomniało się, że w sumie jutro święto, więc wiadomo gorączka i będzie ruch, który raczej jakiś mega duży nie był. Nie będę obiecywać, ale może jutro, w ramach tego jednego dnia wolnego od pracy, Silverthor doda dwa rozdziały?
CZYTASZ
Under The Sing Of A Black Star
Short StoryW życiu Felixa zawsze było prosto, do czasu, kiedy wyznał rodzicom, że jest gejem. Pozbawiony dachu nad głową zwraca się o pomoc do najbliższej mu osoby, ale nawet tam nie dostał upragnionej pomocy. Kiedy los uśmiechnął się do chłopaka, Felix uznał...