Jedenaście

772 70 32
                                    

Matka chyba właśnie wróciła od fryzjera. Zresztą, makijaż permanentny zapewniał jej świetny wygląd przez cały czas. Plecy trzymała prosto, uśmiechała się powściągliwie i sztucznie, ale do tego Sasuke był już przyzwyczajony.

Ojciec miał surową minę, sprawdzał coś co chwila w telefonie i głównie milczał. Obok ich stolika co chwila ktoś przechodził, zaczepiał ojca i matkę, mówił im „dzień dobry", pytał jak biznes, jak samopoczucie, co słychać.

Itachi rozglądał się po restauracji, puszczając oczka do kelnerek, które chichotały na jego widok. Wyglądał dziwacznie w koszuli i spodniach od garnituru, ze spiętymi schludnie włosami. Sasuke przyzwyczajony był do jego wizerunku studenta, który ma na wszystko wyjebane, w koszulce jakiegoś rokowego zespołu i wytartych dresach. Taki ogarnięty brat wglądał jak nie on.

To mama wymyśliła ten wspólny obiad. Twierdziła, że ich rodzina oddala się od siebie, choć dla Sasuke ona już praktycznie nie istniała. Cały czas się mijali i nie interesowali sobą. Sasuke był dorosły, Itachi był dorosły, rodzice mieli swoje sprawy. Co prawda mieszkali w jednym domu, ale żadne z nich nie siedziało w nim długo. Sasuke żył między szkołą a swoimi znajomymi, teraz spędzał czas głównie z Naruto. Itachi to Itachi, on żył nie tyle poza domem, co w ogóle w innym, własnym wymiarze. A mama i tata mieli za dużo pracy, za wiele interesów, spotkań towarzyskich i tym podobnych. Dom był dla nich jak hotel, nie mieszkali w nim, a zatrzymywali się na jakiś czas.

- I jak, zdecydowaliście co do świąt? – zapytała mama, a potem otarła usta chusteczką.

- Mamo, wiesz, że ja święta spędzam z przyjaciółmi – powiedział Sasuke. Każdego roku bawił się na imprezach, organizowanych przez kumpli ze szkoły, głównie przez Suigetsu. Chodziło głównie o to, by się uchlać, ale i tak było fajnie.

- A ty, Itachi? – Matka zwróciła się do starszego syna.

- Święta to magiczny czas, zdarzają się cuda, więc muszę być w mieście – odpowiedział brat. Matka przyzwyczajona była do jego zwariowanych pomysłów i dziwacznego usposobienia, więc tylko skinęła głową, ściągając usta.

- Jeśli chcecie. Jeszcze jest czas aby dokupić bilety.

- Wolę choinkę zamiast palmy i śnieg zamiast piasku – powiedział Itachi.

- Jak chcecie. Moglibyście posurfować, opalić się trochę, wyjechać na jakiś czas...

- Mamy swoje plany, mamo – wtrącił Sasuke.

- Ale...

- Jeśli nie chcą, to nie chcą, Mikoto – przerwał matce zniecierpliwiony ojciec. – Zamawiacie deser?

- Ja dziękuję – odmówiła natychmiast mama. Ojciec spojrzał na niego i na Itachiego, a oni obaj pokręcili głowami.

- W takim razie proponuję zakończyć obiad, mam jeszcze coś do załatwienia. Mikoto, zechcesz mi towarzyszyć? Muszę odwiedzić Orochimaru w jego biurze.

- Z chęcią – powiedziała mama, a ojciec uniósł rękę i skinął na kelnerkę.

Fugaku zapłacił rachunek, Sasuke i Itachi podnieśli się z miejsc i pożegnali z rodzicami, a małżeństwo opuściło restaurację. Bracia opadli na krzesła i spojrzeli po sobie.

- Magiczny czas? – spytał Sasuke, unosząc brew. Sięgnął po menu, by wybrać deser. Przy matce nie chciał go zamawiać, wiedząc, że potem wyrzekała by mu łakomstwo. Gdyby wiedziała, że pali, straszyłaby go cały czas rakiem oraz innymi chorobami. Mówiła o zdrowym trybie życia, ekologii i wszystkich tych innych, modnych hasłach, których nie znosił, bo matka oczywiście w to wszystko nie wierzyła.

Mój najlepszy przyjaciel | NaruSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz