Osiem

794 72 35
                                    

Naruto rozejrzał się z szerokim uśmiechem na twarzy, a potem zerknął na Sasuke, który akurat sprawdzał coś w komórce.

- Czadersko, nie? – zagadnął, a Uchiha schował telefon do kieszeni i spojrzał na niego. Potem obrzucił krótkim, taksującym spojrzeniem wielki parking przed halą sportową, na której miał dobyć się mecz. Wokół kłębiły się tłumy.

- No... znośnie... - odparł Sasuke, na co Naruto wywrócił oczami. Sam był podekscytowany już od początku dnia. Rodzice się z niego śmiali, ale tak się cieszył, że zobaczy Konoha Kings, że nie mógł ustać wózkiem w miejscu.

Sasuke złapał za rączki wózka i popchnął go w stronę hali.

- Musimy znaleźć wejście dla niepełnosprawnych – przypomniał mu Naruto.

- Tak, wiem – odrzekł Sasuke. – Ma być oznaczone 1-C i ponoć są tablice... o, widzę jedną – powiedział nagle i skręcił wózkiem. Naruto czuł się trochę dziwnie, pozwalając mu kierować. Przeważnie jeździł sam, czasem tylko tata albo Naruko mu pomagali. Pomijając kumpli ze szkoły, jeszcze nigdy nie spędzał z kimś czasu... ot tak. To znaczy, jeszcze nigdy od wypadku, bo odkąd trafił na wózek, przebywał głównie w towarzystwie rodziny i chłopaków z nowej szkoły, z drużyny, którzy też jeździli na wózkach. Stare znajomości go drażniły, miał pretensję do losu, że jako jedyny z autobusu musiał tak skończyć. Cała jego stara drużyna wciąż grała i to na nogach, tylko jego spotkało coś takiego, bo siedział w pechowym miejscu.

Siedział wtedy z przodu małego autokaru, którym jechali na mecz. Samochód dostawczy, w którym kierowca stracił panowanie nad kierownicą, uderzył akurat w przód ich pojazdu i to ze strony, od której siedział Naruto. Dotkliwie ucierpiały trzy osoby – kierowca autobusu, trener ich drużyny i on. Reszta miała powierzchowne obrażenia, nikt nie miał tak poważnych obrażeń, nikt inny nie trafił na kółka, tylko on.

Naruto nie czuł do nich nienawiści, nie mógłby, ale... po wypadku wszyscy się nad nim użalali, litowali się. I głupio było później widzieć swoją drużynę, raz po raz sięgającą po kolejne zwycięstwa, ale już bez niego. Bo on wylądował na wózku... ze sparaliżowanymi nogami.

Otrząsnął się z tych wspomnień i obejrzał przez ramię, na Sasuke, który z irytacją wymalowaną na twarzy szukał drogowskazów, które miały ich doprowadzić do wejścia 1-C.

- Chyba jedziemy w złą stronę – mruknął.

- Masz mnie za idiotę?! – warknął Uchiha.

- Czy muszę odpowiadać na to pytanie?

- Jedziemy w dobrą stronę!

Ominęli kolejkę ludzi przy wejściu 2-B i pojechali dalej wzdłuż ściany ogromnej hali. Kręcący się wokół ludzie nie ułatwiali orientacji, większość nie zauważała, że jest tu osoba niepełnosprawna i kilku bujających w obłokach kretynów prawie na Naruto wpadło. Sasuke warczał na nich niczym rotwailer, co Naruto strasznie śmieszyło. W końcu, po kilku minutach błądzenia między samochodami, kwietnikami zdobiącymi parking, ludźmi i innymi przeszkodami Naruto dostrzegł kobietę na wózku, będącą z jakimś facetem, który pchał jej pojazd.

- Hej, może ona wie, gdzie jest to wejście – powiedział, wskazując tamtą parę.

- Nie będziemy pytać o drogę – warknął Sasuke.

- Niby czemu? – obruszył się Naruto.

- Ponieważ ja tak mówię.

- Mecz się zacznie, a my nie znajdziemy tego wejścia. Jedziemy zapytać – zarządził.

Mój najlepszy przyjaciel | NaruSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz