VIII.

789 69 28
                                    

media: Evanescence - My Immortal


[Hadrian Nox]

– Wszystkiego najlepszego dla nas braciszku – mówię i kładę na nagrobku Aarona bukiet czerwonych róż. Piętnaście lat minęło od tamtego wypadku, a ja wciąż nie mogę się pozbierać... Może dlatego, że byliśmy bliźniakami? Chociaż to akurat była kwestią sporną, bo wiele osób mówiło nam, że nie wyglądamy na bliźniaków. To prawda, nie byliśmy identyczni jak dwie krople wody, bo on był tym lepszym bliźniakiem, a ja tym gorszym. Jednak jeśli chodziło o Aarona... Oddałbym wszystko, żeby to on żył. Bo... Kocham go... Jednak nie jak brata.

^^^^

Do jutra Ray! – pożegnaliśmy się z przyjacielem. Ray z Aaronem są w jednej klasie – gastronomicznej. Ja natomiast wybrałem klasę matematyczną. Jednak przyjaźnimy się we trójkę, a raczej Ray musiał zacząć się ze mną przyjaźnić, bo przecież nigdy nie odstępuje swojego bliźniaka na krok. Serio, gdybym miał tyle pasji do gotowania, co on... Skończyłbym razem z nim w jednej klasie.

Idziemy jeszcze przez kawałek nim zatrzymujemy się przed sygnalizacją świetlną, oczywiście Aaron jako ten bardziej wychowany, naciska guzik i czeka aż światło się zmieni. Ja korzystając z faktu, że nikt nie jechał przebiegłem na drugą stronę i próbowałem przekonać brata do zrobienia tego samego.

No dawaj Aaron! – opieram się o słupek i naciskam przycisk kilka razy, żeby światło zmieniło się z czerwonego na zielone.

Kiedy w końcu światło się zmieniło, Aaron wszedł na jezdnię.

To wszystko działo się bardzo szybko, widziałem jak auto skręca i próbuje wyhamować, ale jechał za szybko. Było za późno...

Aaron! – krzyknąłem i podbiegłem do brata. Obok jego głowy zrobiła się plama krwi. Liczyłem, że brat zaraz otworzy oczy i spojrzy na mnie i nazwie mnie głupkiem, bo znowu się o niego boję. Jednak nie otwierał oczu. Nie wiedziałem co robić...

Aaron!

     Nie pamiętam nawet jak znalazłem się w szpitalu, myślę, że kiedy przyjechało pogotowie zabrałem się z nimi. Nie mogłem go tam tak zostawić. Kobieta z recepcji poprosiła mnie o numer do rodziców, ale przez nerwy nie potrafiłem sobie przypomnieć, jaki on był, a kiedy wyciągnąłem telefon omal mi z ręki nie wypad.

    Pierwsza przyjechała mama, a później tato z Mikeyem. Aaron w tym czasie był operowany. Oczywiście nikt nie informował mnie o stanie mojego bliźniaka, a rodzice nie mówili nic, by mnie niepokoić mnie i Mikeya.

   Kiedy z sali operacyjnej wyszedł lekarz, po jego minie, potrafiłem stwierdzić, że nie ma najlepszych wieści. Zresztą nie musiałem nawet przysłuchiwać się tej rozmowie, lekarz mówił głośno.

Przykro mi, ale... Nie żyje – ta informacja wstrząsnęła mną.

Mój mały braciszek nie żyje.

Czy to kara za to, że... Nie traktowałem go jak brata? Że czułem do niego inny rodzaj miłości? Przecież ja... Nawet nie chciałem mu nic mówić, nie chciałem... Niczego psuć. Chciałem, by zawsze widział we mnie brata, moje uczucia nie były ważne.

^^^^

– To powinienem być ja – mówię, gapiąc się na nagrobek – To ja powinienem ponieść karę, nie ty – dodaję. Dobrze wiem, że taki rodzaj miłości nigdy nie byłby akceptowany, cholera jasna... To mój rodzony brat! To nigdy nie przeszłoby przez echa.

– A ty znowu tutaj – odzywa się Mikey, a ja marszczę brwi. Myślałem, że jasno się wyraziłem, kiedy napisałem mu, że nie chcę się z nikim widzieć.

– Dziś są nasze urodziny – mówię.

– Twoje, Hadrian, dziś są twoje urodziny – poprawia mnie. Rodzina, kiedy poznała mój największy sekret, uznała to, za rodzaj jakiegoś szoku spowodowanego stratą bliźniaczego brata. Jednak z czasem... Zaczęli udawać, że Aaron nigdy nie istniał. Zaraz po tym jak przepisałem się ze swojego profilu na byłą klasę Aarona, znikły jego rzeczy z naszego wspólnego pokoju. Zdjęcia gdzie byliśmy razem, też znikły. O Aaronie mówiono się coraz rzadziej. Właściwie to rodzina cały czas potępiała moją decyzję o zmianie profilu i o tym, że chciałem spełnić marzenie brata.

Poza rodziną nikt nie wie, o moim zboczeniu... Nawet Ray, ale ten natomiast nadrabia wiedzą w innych tematach, którymi nie dzielę się z rodziną... Właściwie to z rodziny tylko utrzymuje kontakt z Mikeyem, ale ten też jest bardziej zdystansowany. Chyba wciąż... Uważa mnie za obrzydliwego.

Ale już niedługo... Otrzymam swoją zasłużoną karę.

– Przestań, Mikey, po prostu przestań – proszę brata.

– Rozumiem, kochać faceta, ale swojego własnego brata?

– Przestań – mój głos zaczął się łamać. Nienawidzę tego, że za każdym razem muszą mi przypominać o tym... Wiem przecież, że to złe.

Ale już niedługo...

Zakasłałem, wypluwając krew na chusteczkę. Zrobiłem to raczej dyskretnie, więc Mikey pewnie nic nie zauważył...

– Byłeś z tym kaszlem u lekarza? – pyta mnie, jakby naprawdę obchodził go mój stan zdrowia. Pewnie nawet jeszcze się ucieszy.

– Taaa... – mówię i wyciągam z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapalam jednego.

– Rzuciłbyś to świństwo – prosi mnie, właściwie to raczej brzmi jak rozkaz niż prośba.

– Nigdy w życiu – oznajmiam.

– Będziesz mieć raka – mówi.

– Doprawdy? – unoszę brew. Spotkania z Mikeyem właśnie takie są. Niby wciąż traktuje mnie jak ścierwo, ale coś nakazuje mu być dla mnie odrobinę miłym i troskliwym.

– Dlaczego nie przyjedziesz na obiad do mamy? – pyta mnie.

– Nie mam ochoty, a zresztą umówiłem się na dziś z Rayem...

– Teraz jest w pracy, więc do wieczora masz czas – informuje mnie.

– I po co mam tam iść? – pytam go – Żeby znowu wysłuchiwać, że to przeze mnie ojciec odszedł? Bo nie potrafił pogodzić się z faktem, że ma tak popierdolonego syna?!

– Hadrian – zaczyna, ale mu przerywam.

– Co, Hadrian, co?! Dlaczego właściwie ty zawracasz mi ciągle dupę? Przecież ciebie też to obrzydza!

– Jesteś moim bratem i... Dobra masz rację, wciąż jest to dla mnie obrzydliwe, ale... Jesteś moim bratem, tak samo jak Aaron, ale są jakieś granice Hadrian.

– Jakie granice? Odwiedzam tylko grób zmarłego brata, wiesz? Nie robię nic nieprzyzwoitego? I na litość boską, naprawdę ktokolwiek uważał, że zebrałbym się na odwagę i wyznał coś Aaronowi? Prędzej sobie łeb bym rozwalił niż pozwolił, by poznał prawdę... Zresztą wy też mieliście jej nie poznać, a wyszło...

– Jak wyszło – kończy za mnie.

– Właśnie tak. Nie planowałem tego.

Gdybym mógł cofnąć się w czasie i zachować swoje wspomnienia. Nie przeszedłbym wtedy na czerwonym, może to wtedy... Na mnie by trafiło. A może nie pozwoliłbym mu wejść wtedy na jezdnię? Zrobiłbym cokolwiek, byleby on mógł żyć dalej. Zasługiwałby na to, by żyć dalej.


Silverthorn planowała na dłużej zachować tajemnicę, kim był dla Hadriana Aaron, ale uwierzcie jej na słowo, że nie dało się pisać rozdziałów z perspektywy Hadriana omijając ten szczegół, pewnie jakoś by się dało, ale to taki wyższy level. 

Zresztą i tak większość z was stawiała poprawnie, więc to i tak było bez sensu, ale jednak myślę, że tego jednego istotnego szczegółu nie przewidzieliście.

Macie już jakiś swoje przemyślenia, co do dalszej fabuły?   

Under The Sing Of A Black StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz