przyjemnej lektury, moje magnolie — wika
⊱✿⊰
Przez dziewiętnaście lat swojego życia Jeongan nigdy nie doświadczył większej zniewagi niż ta, którą zaserwował mu Księżycowy Świt. Alkohol ściekał mu po twarzy, zamoczył również włosy, które natychmiast nasiąkły ostrym zapachem. Policzki nie były już dłużej czerwone z powodu wychylonych czarek, lecz przeogromnego zażenowania.
Niewiele pamiętał z tego wieczoru, taki był zszokowany. Inne kisaeng zaczęły go przepraszać za skandaliczne zachowanie swojego kolegi po fachu, Księżycowy Świt natomiast zadarł brodę i wyszedł z werandy, nie pisnąwszy ani słowa. Eongun z kolei wydawał się poddenerwowany i czym prędzej chciał ulotnić się z domu uciech.
— Na niebiosa... Tak bardzo cię przepraszam, nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło — mamrotał, ciągnąc Jeongana w stronę bramy. — Nigdy nie widziałem, żeby... Tylko nie mów dziadkowi, dobrze? Błagam, Jeongan, tylko nie mów nic o tym swojemu dziadkowi. Nie powinienem był cię tutaj zabierać.
Jeongan wymamrotał coś pod nosem, ale sam chyba nie wiedział co. Po wyjściu na ulicę on i Eongun przeszli jeszcze kilkadziesiąt kroków, zanim w końcu na chwilę przystanęli, by młodszy mógł otrzeć mokrą twarz i choć w niewielkim stopniu odjąć wilgoć z włosów, które następnie ukrył pod kapeluszem gat. Zamiast przeklinać karygodne zachowanie kisaeng w myślach lub werbalnie, przywoływał w pamięci jego ostre rysy twarzy.
Tak, zdecydowanie miał ciekawą urodę. Było w niej coś japońskiego, ale i charakterystycznego dla barbarzyńców z zachodu. Miał długi, szczupły nos o wysokim grzbiecie, aż chciałoby się go zbadać opuszkami palców. Kości policzkowe sterczały wysoko, a pod nimi tworzyły się lekkie, podłużne zapadnięcia. Do tego wyraźnie zarysowana szczęka i długa szyja, wyeksponowana przez nienachodzące na siebie części białego kołnierzyka.
Jeongan nie potrafił zapomnieć o tej wyjątkowej twarzy i o tym chłodnym, wręcz mrożącym krew w żyłach spojrzeniu, które pochwycił swoimi ciekawskimi oczyma.
Gdy wrócił tej nocy do domu, natychmiast udał się do kąpieli uszykowanej przez służących. Wymywając alkohol z włosów, wciąż myślał o spotkaniu z Księżycowym Świtem. A im dłużej o nim myślał, tym dobitniej uświadamiał sobie, że wcale a wcale się na niego nie zezłościł. Raczej zastanawiał się, co było powodem niespodziewanego zachowania tego młodego mężczyzny i czym go do siebie zraził. Przecież nie zdążył się nawet do niego odezwać! Nie dotknął go ani nie obrzucił oceniającym spojrzeniem. Może jednak wpatrywał się w niego zbyt natrętnie? Nie, przecież był yangbanem, klientem Yangsu. Miał prawo patrzeć, gdzie chciał i jak chciał. Mógłby nawet zadrwić z każdej kisaeng po kolei, taki był ważny!
Przez myśl przeszło mu, że gdyby powiedział o tym dziadkowi, Księżycowy Świt poniósłby surową karę. Zapewne mógłby nawet zostać wydalony ze swojego domu uciech albo przynajmniej otrzymałby solidne pouczenie z użyciem bata lub kija. Kisaeng powinny znać swoje miejsce, bądź co bądź były państwowymi niewolnicami, które sztuką i urodą miały zabawiać swoich bogatych gości.
Przed snem myślał o tych wąskich, chłodnych oczach, otoczonych wachlarzami długich rzęs. Czuł, że się od nich nie uwolni, że już zawsze, gdy będzie o nich wspominał, po plecach spłyną fale dreszczy jak lejący się po jego twarzy alkohol.
— ❁ —
Nad ranem powrócił do swojej codziennej rutyny i zaraz po śniadaniu uczył się pilnie w towarzystwie nauczyciela. Teraz omawiali uważnie jedno z czterech klasycznych dzieł chińskich, Niezmienny środek. Swego czasu ojciec Jeongana kazał przepisywać mu po sto razy każdą stronę, by wykuł tekst na pamięć, a dopiero później miał nauczyć się, co dokładnie znaczy.
CZYTASZ
KISAENG ORAEBI
RomanceHyowol, znany jako Księżycowy Świt, to jedyny męski kisaeng, w dodatku cieszący się sympatią wśród arystokratycznych bywalców domu uciech. Znany z czarującej urody, bystrego dowcipu i niezwykłego intelektu, przyciąga mężczyzn z każdego zakątka Joseo...