7 ❁ Męka oddychania bez ciebie

320 75 41
                                    

przyjemnej lektury, moje magnolie — wika


⊱✿⊰


Hong Heongju był wojownikiem o zasługach podobnego kalibru, co założyciel dynastii Joseon. Przez większą część życia służył w armii, osiągając coraz to większe sukcesy, aż w wieku sześćdziesięciu lat przeszedł na zasłużoną emeryturę. Krzepy mu jednak nie brakowało i teraz, gdy bliżej mu było nawet do siedemdziesiątki, swą kondycją mógł zawstydzić niejednego młodziana.

Jeongana zawstydził prawie że od razu.

Gdy pojawił się w rezydencji Ahn Soana, skromnie ubrany i w dodatku poruszając się o lasce, yangban pomyślał, że dziadek sobie z niego zadrwił. Jak taki stary człowiek miał uczyć go fechtunku? Może i był kiedyś Najwyższym Dowódcą, ale teraz można było pomylić go z chłopem.

Jakież zaskoczenie ogarnęło go, gdy okazało się, że w ciele emeryta drzemie prawdziwy zwierz. Nie brakowało mu siły, wciąż potrafił być szybki i odznaczał się ponadprzeciętną wytrzymałością. Na chwilę dał Jeonganowi miecz, po czym niemalże od razu mu go zabrał, mówiąc:

— Na razie nic z tego nie będzie. Wiatr by cię złamał, taki żeś chudy. Nie masz czym tego miecza utrzymać.

— Spróbuję — nalegał zawstydzony do granic możliwości Jeongan.

— No dobrze. Chwyć go oburącz i unieś nad głową.

Wykonał polecenie staruszka, po czym na niego zerknął, czekając na kolejną komendę. Ta jednak nie nadeszła. Mężczyzna kazał mu trwać w tej pozie tak długo, jak będzie w stanie.

Jeongan zacisnął palce na rękojeści długiego hwando. Właściwie to był chyba pierwszy raz, kiedy dane mu było trzymać miecz. Ojciec nigdy nie zachęcał go ani do fechtunku, ani do łucznictwa, ani do jazdy konnej. O ile jeszcze konia od czasu do czasu dosiadał, o tyle z bronią nie miał nic wspólnego i dotąd zupełnie się nią nie interesował.

Dość szybko zaczęły boleć go ręce. Drżały coraz widoczniej, a on spinał mięśnie na tyle, ile mógł, wciskając zęby w dolną wargę. Nie minęło wiele czasu, a już był bliski poddania się, co uczynił zresztą kilka chwil później, ciężko dysząc.

Wiedział, że czeka go ciężka praca.

I długa, szalenie długa.

Hyowol dawno temu przestał pragnąć zemsty.

Kiedy był młodszy i w bezsenne noce krztusił się słonymi łzami, wtedy wyobrażał sobie, jak zatapia ostrze miecza w szyi Ahn Soana. To przez niego jego rodzice stracili wszystko — ojciec został skazany na śmierć, a matka z arystokratki z dnia na dzień stała się kisaeng. Hyowol pamiętał tamte wydarzenia jak przez mgłę, ale nie potrafił zapomnieć widoku ojca, którego zgładzono na oczach tłumu. Nikt nie chciał pomóc w pochówku zmasakrowanego ciała i kilkuletni Hyowol, dotąd żyjący w pięknej, zadbanej rezydencji, płakał nad rozkładającym się trupem, razem z matką wykopując dół zardzewiałymi łopatkami.

Kiedy teraz powracał wspomnieniami do tamtych wydarzeń, wydawało mu się, że znów czuje smród gnijącego nieboszczyka, że wokół znów unosi się stado much. Zamiast zapamiętać ojca jako przystojnego, uśmiechniętego yangbana, ostatnim i najtrwalszym wspomnieniem był sino-żółty trup z rozrąbaną szyją, cały obryzgany w krwi i zarobaczony.

Ahn Soan był już wtedy Pierwszym Ministrem i posiadał ogromne wpływy w polityce. To on przedłożył obciążające ojca Hyowola dowody, przez które mężczyzna został uznany za zdrajcę. Podobno ojciec Hyowola należał do jakiegoś tajnego ugrupowania, którym kierował brat Jego Wysokości, planujący zamach stanu. Jego imię znalazło się na samym szczycie listy, podpisane krwią. Na nieszczęście większość listy była nieczytelna, a górny, lewy skrawek został oderwany i nie wiadomo było nawet, czy znajdowała się tam jakakolwiek informacja.

KISAENG ORAEBIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz