3 ❁ Niezbadane wnętrze twego serca

444 90 56
                                    

przyjemnej lektury, moje magnolie — wika


⊱✿⊰



— Chciałbym cię przeprosić.

Na twarzy kisaeng, zazwyczaj wręcz zlodowaciałej, odmalowało się zaskoczenie tak wielkie, jakby przez przypadek nadepnął bosymi stopami na rozżarzone węgielki. Ze wszystkich słów, które spodziewał się usłyszeć od młodego yangbana, tych trzech nawet nie brał pod uwagę. Z tego powodu wydawało mu się, że się przesłyszał.

— Ty... chciałbyś przeprosić mnie? — spytał powoli, wciąż tkwiąc w ogromnym zdumieniu. Nie przestawał wybałuszać oczu, teraz niemal okrągłych jak perły wyławiane z wybrzeży.

— Tak — odparł Jeongan, kiwając pojedynczo głową. — Domyślam się, że cię czymś zezłościłem, dlatego chciałbym cię przeprosić.

Żebyś tylko wiedział! — krzyknął w myślach Hyowol.

— Być może... Być może mógłbym naprawić to pierwsze złe wrażenie — kontynuował Jeongan, gdy kisaeng wciąż częstował go ciszą. — Poświęcisz mi dzisiejszy wieczór?

Wszystkie mięśnie na twarzy Hyowola ponownie zastygły w bezruchu, wyrażając surową powagę. Spoglądał na Jeongana z lekko zadartym podbródkiem, mrużąc przydymione ciemnobrązowym cieniem powieki. Wewnątrz cały wrzał, ogarnięty nagłym gniewem.

— Nie — odpowiedział krótko, po czym uniósł rękę, w której trzymał wachlarz, i rozłożył go, zasłaniając swoje blade lico. Zza wachlarza wyzierały tylko jego oczy. — Nie zaczepiaj mnie więcej i nie marnuj mojego czasu. Goście na mnie czekają.

— Dlaczego?

Hyowol nie chciał już dłużej z nim rozmawiać. Obrócił się na pięcie i ruszył żwawym krokiem, a jego rozkloszowana szata w kolorach różu i żółci sunęła po ziemi niczym morskie fale leniwie rozbijające się o brzeg. Opuściwszy Dziedziniec Początku Rozkoszy minął Pawilon Obfitości, w którym organizowano największe, najbardziej wystawne bankiety, a następnie skierował się do Pałacyku Porannej Rosy. Był już nieco spóźniony, więc gdy wszedł do środka, jeden ze zniecierpliwionych yangbanów natychmiast to skomentował.

— Już myślałem, że się nie doczekam! I ze prędzej wzejdzie słońce niż odwiedzi nas Księżycowy Świt!

— Proszę mi wybaczyć, Wasza Ekscelencjo — odezwał się łagodnym tonem Hyowol i ugiął tułów w głębokim pokłonie.

Tej nocy zabawiał Ministra Spraw Publicznych, jednego z jego stałych klientów. Był to mężczyzna w sędziwym wieku, w dodatku niedowidzący, ale na zabój zakochany w sposobie, w jaki Księżycowy Świt potrafił grać na czarnej cytrze, geomungo. Choć głównym talentem Hyowola niezaprzeczalnie pozostawał jego taniec z mieczami, nieobce było mu także tworzenie sztuki za pomocą najrozmaitszych instrumentów. Muzyka go uwielbiała.

Siedział na drewnianym podeście tuż za plecami Ministra Spraw Publicznych, więc goście, którzy przybyli tutaj razem z oficjelem, mogli zerkać na niego w trakcie rozmów. Potem, gdy skończył grać, rozsiadł się wygodnie tuż obok staruszka i zaczął powoli nabijać długą fajkę tytoniem. W Joseon mówiono na to dambago, a Japończycy, którzy przywieźli te intrygujące liście do ich kraju, używali nazwy dabako. Dym wydobywający się z podpalonej fajki był nieco gryzący i przyduszający, ale w jego smaku dało się odnaleźć coś kojącego.

Hyowol podał fajkę ministrowi i zaczął przysłuchiwać się rozmowom. Przez wzgląd na jego bezemocjonalny wyraz twarzy odnosiło się jednak wrażenie, że jest zupełnie niezainteresowany tym, co chcąc nie chcąc wlatuje do jego uszu. Tę sztukę miał opanowaną do perfekcji.

KISAENG ORAEBIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz