26 ❁ I tylko zimny wiatr uspokaja moje serce

212 49 76
                                    

przyjemnej lektury, moje magnolie <3 — wika

⊱✿⊰

Ahn Soan stał spokojnie z opuszczonym łukiem i przyglądał się upolowanej przez władcę zwierzynie, zupełnie nieświadom celującego do niego wnuka. Twarz miał rozpromienioną jak nigdy, w towarzystwie swojego pana perfekcyjnie odgrywał rolę łaskawego i potrafiącego cieszyć się z cudzych sukcesów.

Gdyby grot strzały wbił się gładko w jego szyję, przeciął najpierw cienką, pozbawioną elastyczności skórę i wszedł głębiej, mężczyzna z pewnością przestałby być taki radosny. Wnet zacząłby dławić się krwią, próbowałby desperacko zaczerpnąć ostatnie wdechy i może nawet tak łatwo nie wyzionąłby ducha. Może zginąłby w straszliwych męczarniach, a Jeongan mógłby patrzeć na to z oddali, czując znikające z jego nadgarstków kajdany.

Wystarczyło tylko, by młodzian wypuścił strzałę i nie chybił. Miał tylko jedną szansę.

Napiął się cały, gdy do jego uszu dotarł ostrożny głos księcia.

— Jeonganie, nie rób tego.

Był już bardzo blisko, a kroczył w stronę yangbana prawie że bezszelestnie. Gałęzie nie łamały się pod jego ciężarem, nie skrzypiał śnieg. Niewiele brakowało mu, by znalazł się tuż obok Jeongana.

— Ani kroku, Wasza Książęca Mość — poprosił, a może nawet rozkazał młodszy. Tępy ból w okolicach szczęki uświadomił mu, że od dłuższej chwili zaciskał zęby i że robił to coraz mocniej. — Zabiję go, to moja szansa.

— Jeonganie... Proszę cię, abyś nie podejmował pochopnej decyzji.

— Nic nie rozumiesz — wysyczał. Zauważył, że zaczęły drżeć mu dłonie.

— Jeśli chybisz, spotkają cię surowe konsekwencje, a ja nie będę w stanie cię wybronić — przestrzegł go książę. — Co więcej, jeśli trafisz, za zabicie dziadka spotka cię taka sama kara.

— Ty nic nie rozumiesz — powtórzył głośniej Jeongan. Tak bardzo szczypały go oczy, że było już tylko kwestią czasu, aż łzy przetną jego poczerwieniały od mrozu policzki. — Nie masz pojęcia, jak to jest budzić się każdego dnia z myślą, że twoje życie jest w rękach kogoś, kogo nienawidzisz każdą cząsteczką siebie.

— To prawda — zgodził się książę. Niepostrzeżenie wykonał kilka małych kroków w stronę Jeongana i ostrożnie wyciągnął rękę ku jego dłoni, która trzymała strzałę. — Nie wiem, jak to jest być tobą, ale jestem w stanie wyobrazić sobie ból, z jakim mierzysz się każdego dnia.

Stał tak blisko yangbana, że prawie go obejmował. Drugą ręką chwycił za łuk.

— On chce ożenić mnie z twoją siostrą — wyznał Jeongan. Łzy ciekły mu po policzkach i skapywały gdzieś na futrzany płaszcz. Nikły pomiędzy włoskami gęstej, ciemnobrunatnej sierści. — Najpierw ściągnął mnie do stolicy, choć nigdy nie chciałem opuszczać rodzinnych stron, zmuszał mnie, bym dniami i nocami uczył się do urzędniczych egzaminów. Nie miałem innego wyjścia, niż zadowolić go, zdając Mały i Duży Konkurs, plasując się na pierwszym miejscu w rankingu. Ja... Ja nawet nie chcę myśleć, co zrobiłby mi, gdybym nie był najlepszy — wydukał i zamknął oczy, ale to nic mu nie dało. Łzy i tak wyciekały spod zaciśniętych powiek. — Do ciebie też... Do ciebie też zbliżyłem się, bo tak rozkazał mój dziadek.

Następcy tronu udało się odebrać Jeonganowi zarówno łuk, jak i strzałę, które trafiły prosto w śnieg. Yangban zaniósł się płaczem, a książę przyciągnął go w swoje objęcia i zamknął w szczelnym uścisku.

KISAENG ORAEBIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz