6 ❁ Noc w objęciach Księżycowego Świtu

727 83 107
                                    

przyjemnej lektury, moje magnolie — wika


⊱✿⊰


Jedwabna paczuszka leżała na jednej z półek zdobionych laką, w otoczeniu błyszczących szkatułek. Hyowol położył ją tam wczorajszego wieczora, gdy tylko wrócił do komnaty. Potem zaczął czym prędzej pozbywać się przemoczonych ubrań i tylko w spodniej szacie przeszedł do komnaty łaziebnej, by przygotować sobie rozgrzewającą kąpiel.

Zły był na siebie, że w ogóle przyjął prezent Jeongana, więc gdy już leżał w napełnionej balii, postanowił, że go wyrzuci. Tak, nawet nie zajrzy do środka. Po co mu prezent od kogoś, kogo absolutnie nie chciał wpuścić do swojego życia?

Powróciwszy do komnaty, jednakże zapomniał o podarunku zawiniętym w jedwabną chustę. Zajął się rozczesywaniem włosów, w które z dbałością wtarł mieszankę olejków, rozpalił wokół świece i kadzidełka, upewnił się, że piecyk doprowadzający ciepło pod podłogę jest odpowiednio napełniony. Nie myślał już dłużej o Jeonganie, zaprzątając sobie głowę generałem, który się nie zjawił.

Hyowol był rozczarowany i... smutny. Był też zły — przede wszystkim na siebie — za to, że był na tyle głupi, aby tak długo czekać. Sam nie wiedział, dlaczego. Poczuł już pierwsze krople deszczu, jedna z nich skapnęła mu na długi nos, a on nie ruszał się z miejsca, powtarzając sobie w duchu, że Lee Lyang za moment się zjawi. Przecież byli umówieni. Lee Lyang był dżentelmenem, mężczyzną, który dotrzymuje swego słowa. Miał lada moment stanąć przed Hyowolem i osłonić go przed deszczem, obejmując go swoim silnym ramieniem.

Zamiast niego pojawił się jednak Jeongan. Ten uparty, wyrośnięty chłopczyk, noszący nazwisko, na dźwięk którego wszystkie włoski na ciele Hyowola stawały na sztorc. Wnuk mężczyzny, którego Hyowol nienawidził z całego serca. Pojawił się znikąd i osłonił go przed deszczem swoim jedwabnym kaftanem. Potem, mimo sprzeciwów Hyowola, odprowadził go aż pod bramę Yangsu. Wysłuchał wszystkich okrutnych słów, które Hyowol wypowiedział w jego stronę, a na koniec... na koniec i tak stwierdził, że chciałby go poznać.

Wzdychając ciężko, mężczyzna podniósł się z posłania i powoli podszedł do wąskiego regału. Z najwyższej półki zdjął malutki pakuneczek, z którym powrócił na swoje wcześniejsze miejsce. Rozsiadł się wygodnie i rozwiązał niewielką kokardkę.

W środku znajdowało się niewielkie, drewniane pudełeczko, a w nim cztery kolorowe ciastka ryżowe w kształcie kwiatów lotosu. Było coś jeszcze, coś błyszczącego, co chwilę później znalazło się w palcach Hyowola. Rubin oszlifowany na kształt magnolii, nie większy niż opuszka. Idealny, by zrobić z niego łańcuszek, kolczyk albo ozdobę do włosów, może nawet broszkę do rozłożystego rękawa szaty albo element norigae.

Głupi... — pomyślał, parskając.

Niedługo później schował wszystko do jednej z szufladek dużej szkatułki, która zdobiła z kolei jeden z trzech niskich, czarnych regałów. Nagle zakręciło mu się w nosie i kichnął głośno, nawet nie zasłaniając się dłonią.

Tego dnia Jeongan nie pojawił się w Yangsu, choć wczoraj zapowiadał, że przyjdzie. Lee Lyang też nie przyszedł — nie zjawił się nazajutrz, ani dwa dni później, a Hyowol udawał — chyba przede wszystkim przed samym sobą — że wcale na niego nie czeka.

W końcu przyszedł, późnym wieczorem, gdy Hyowol zabawiał Ministra Spraw Publicznych i jego kompanów. Jaśminowy Potok weszła dyskretnie do pomieszczenia i przysiadła obok kolegi, by przekazać mu tę informację na ucho.

KISAENG ORAEBIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz