15 ❁ Gdzie jest niebo, które mnie przygarnie?

252 61 86
                                    

cudownie jest móc znów życzyć wam przyjemnej lektury, moje magnolie <3 — wika

⊱✿⊰

Życiem Jeongana nigdy nie rządził przypadek — ta rola przypadała wyłącznie jego dziadkowi, z czego młodzian od dawna zdawał sobie sprawę. W po brzegi upakowanym planie na przyszłość nie było miejsca dla niczego poza ambicjami Pierwszego Ministra, a te były przecież dojmująco ogromne, zdawały się wręcz nie mieć granic.

W życiu zaplanowanym przez Pierwszego Ministra nie było przede wszystkim miejsca dla męskiego kisaeng.

Tego dnia, gdy Jeongan wybiegł za Księżycowym Świtem, a potem powstrzymany groźbą dał mu odejść, nie miał pojęcia, że nie ujrzy go przez długi czas, że być może nigdy się już nie zobaczą. Że ślub Lee Lyanga był jedynie zaczątkiem lawiny dalekosiężnych zdarzeń, które go przygniotą. Że wszystko się zmieni.

Ruszył się z miejsca, dopiero gdy Księżycowy Świt zniknął poza zasięgiem jego wzroku. Zmieszany i przygnębiony powłóczył nogami w stronę rezydencji dziadka, nieświadomie obierając dwa razy dłuższą drogę. W zasadzie nigdy nie śpieszyło mu się do domu. Gdyby powiedział, że wraca do więzienia, niewiele by się pomylił.

Dotarł, gdy zmierzchało i gdy przemarzł już tak bardzo, że cały drżał. Jak zwykle, gdy tylko zzuł buty i wszedł do środka, wpierw skierował się w stronę pokoi dziadka. Musiał witać go za każdym razem, kiedy wracał do domu, oraz informować go o każdym jego opuszczeniu.

— Witam cię, dziadku — wyrecytował z wyuczoną grzecznością i pokłonił się Pierwszemu Ministrowi.

Pragnął usłyszeć czym prędzej przyzwolenie na oddalenie się do swojej komnaty, ale do uszu docierał jedynie odgłos rzężącego, ciężkiego oddechu.

— Podejdź bliżej, Jeonganie — rozkazał starszy mężczyzna. — Już.

Ponaglony ostrym tonem dziadka, Jeongan powłóczył nogami naprzód. Nie miał ochoty na rozmowę, nie lubił być przepytywany i pouczany. Gdyby to od niego zależało, Jeongan nie miałby z nim nic wspólnego, ale przecież „wybór" był w jego życiu tylko pustym słowem.

Stanął naprzeciw stołu i Ahn Soana, posłusznie czekając na komendę, że może usiąść. Zamiast tego jednak starszy mężczyzna podniósł się powoli, a następnie obszedł niski stół. Ledwo doszedł do wnuka, a już zamachiwał się, by wymierzyć mu siarczysty policzek.

Głowa zaskoczonego Jeongana aż odskoczyła, rozdziawił usta w osłupieniu. Skóra z lewej strony twarzy zapiekła boleśnie.

— Stój prosto — wychrypiał Pierwszy Minister, gdy tylko Jeongan poruszył ręką, chcąc się dotknąć. — Stój prosto i spójrz mi w oczy. Jeśli tylko odwrócisz wzrok, uderzę cię po raz kolejny. Zleję cię tak bardzo, że przez miesiąc nie opuścisz domu, możesz być tego pewien.

Gula powstała w gardle Jeongana zaczęła wymuszać na nim kaszel, jakby ktoś dusił go oburącz. Wyprostował się aż za bardzo, ściągając łopatki. Mimo iż znacznie przewyższał dziadka, patrząc na niego z góry, czuł się mały i słaby.

Strach wiercił dziurę w jego brzuchu, wyganiał kwas z żołądka do przełyku, kiedy tak stał i wpatrywał się w milczącego dziadka, nie mając pojęcia, co się zaraz stanie. Ta niepewność tylko potęgowała niepokój, więc serce szalało tak bardzo, że aż go kłuło.

— Doszły mnie słuchy, że uganiasz się za Księżycowym Świtem i że ten cały Księżycowy Świt już kilka razy cię odrzucił. Czy to prawda?

Nawet jeśli chciałby teraz skłamać, gdyby wymamrotał, że to plotka niemająca nic wspólnego z rzeczywistością, nic by to nie zmieniło. Pierwszy Minister wiedział i był pewien swojej racji, a teraz pragnął tylko, by Jeongan przyznał się do swojego niechlubnego zauroczenia, patrząc mu prosto w oczy.

KISAENG ORAEBIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz