Mówiłam, że rozdział we wtorek, ale jak wczoraj przysiadam, tak nie od chodziłam, dopóki nie skończyłam.
Przygotujcie sobie chusteczki, bo przy tym rozdziale niejednokrotnie się popłakałam.
W każdym razie, jest tu dużo akcji, dlatego życzę wam miłej lektury.Szłam niepewnie korytarzem, cały ten czas trzymając przy klatce piersiowej kilka książek. Dosłownie zostałam zmuszona do tego, żeby się tutaj znaleźć. Czułam to, jak wszyscy mi się przyglądali, dlatego cały czas miałam opuszczony wzrok. Muszę mieć wykształcenie chociażby średnie, żeby w ogóle dostać lepszą pracę, niż za ladą w sklepie. Podrobienie dokumentów, to niby nic takiego dla mnie jako wiedźmy, ale chyba wolę jednak przez to przejść i mieć wszystko z głowy. Weszłam do pomieszczenia, na którego drzwiach znajdował się napis „Sekretariat". Od razu jakaś miła pani się mną zajęła, po czym zaprowadziła do klasy, gdzie zostałam rzucona autentycznie na głęboką wodę, ponieważ musiałam nieco o sobie opowiedzieć przed wszystkimi i się przedstawić. Po pierwszej lekcji, niemal od razu ruszyłam do innej klasy, by się przed wszystkimi ukryć, jednak nie było mi to dane.
— Czyli co, nowa? — Usłyszałam z boku, dlatego spojrzałam w tamtym kierunku.
O ławkę opierała się dziewczyna, której włosy były w śnieżnobiałym odcieniu, natomiast jej oczy szare, a nawet metaliczne. Przytaknęłam głową na jej słowa, a ona wyciągnęła do mnie rękę.
— Rochelle West. — Przedstawiła się, a ja niepewnie złapałam za jej dłoń.
— Isabelle Lockwood, ale wolę jak mówi się do mnie Bella. — Uśmiechnęła się szeroko, po czym usiadła na krześle obok i sama z siebie zaczęła mówić o wszystkim, co jej ślina na język przyniosła.
Przyglądałam się jej przerażona jej słowami, a także śmiechem, jaki w ogóle wychodził z jej gardła. To nie jest ta sama Rochelle, którą znam. Coś jest z nią nie tak. Ona przecież nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Przecież to nie jest możliwe, abym przez ten cały czas jej nie wyczuła. Że nie byłam w stanie poczuć jej aury, która teraz jest jedynie żywym niepokojem i złem, które rozprzestrzenia się w powietrzu. Chwila...
~ Zanim to drugie „ja" się obudzi. ~
„Drugie ja"? Ale to by znaczyło, że Rochelle miałaby rozdwojenie jaźni. Ponownie usłyszałam to, jak się zaśmiała, dlatego spojrzałam na nią zaskoczona.
— Nawet nie wiesz tego, jak wielką ulgę teraz czuję. Nie muszę już być milusińska. — Zaczęła obracać różdżką między palcami.
— Masz rozdwojenie jaźni, prawda? — Zapytałam prosto z mostu, co ją oczywiście rozbawiło.
— „Rozdwojenie jaźni"? Myślisz, że jestem jakąś wariatką? — Spojrzała na mnie z lekko zmarszczonym nosem i uniesioną lewą brwią. — To nie było za miłe, Bell. — Kucnęła przede mną. — Gdybym była bipolarna, to miałabym chyba jakieś dwie osobowości, a tak się składa, że mam tylko jedną i to jest ta, która się teraz przed tobą znajduję. Tamta poprzednia, to było najzwyklejsze udawanie. Nie wierzę, że wcześniej tego nie odkryłaś. — Po raz kolejny się zaśmiała. — Że przez te cztery lata naszej znajomości tego nie zauważyłaś. — Pokręciła głową, jednocześnie przejeżdżając językiem po powierzchni zębów. — Albo byłaś ślepa i tego nie zauważałaś, albo jesteś głupia. Gdybyś była zwykłym człowiekiem, nie musiałabym tego robić, ale przeznaczenie chciało, że jesteś córką pierwszej i zarazem najpotężniejszej wiedźmy, jaka w ogóle chodzi po ziemi. Większego farta mieć nie mogłam! — Podniosła się, a ja próbowałam również wstać.

CZYTASZ
The Real Magic
FantasíaCzęść I Dziewięć lat temu moja rodzina została zaatakowana przez łowców czarownic. Jako jedynej udało mi się tamtego dnia uciec, a to wszystko dzięki mojej matce, która wysłała mnie do świata ludzi, którego kompletnie nie znałam. Nie wychowałam się...