Ból był paraliżujący. Wypełniał całe jego ciało, atakował każdą kończynę i nerw, nie pozwalając mu na jakikolwiek ruch. Gorące łzy spływały mu po policzkach, a wszystkie mięśnie drżały z wysiłku — miał ochotę krzyczeć z bólu, ale nie był w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Dźwięk jego własnych łamiących się kości przez cały czas odbijał się echem w jego głowie, sprawiając, że miał ochotę zwymiotować. Jedyne, czego pragnął w tamtym momencie to była śmierć.
Nie miał pojęcia, co się wokół niego działo. Nie słyszał żadnej muzyki, żadnych rozmów, szeptów — wydawało mu się, że był całkowicie sam. Czuł się, jakby wszystko dookoła było nieprawdziwe, a na ziemię sprowadził go mocny uścisk na jego dłoni. Nie otworzył oczu, ponieważ był to zbyt duży wysiłek.
— Spokojnie, będzie dobrze — usłyszał głos Louisa tuż przy swoim uchu. Nie dotarł do niego jednak sens tych słów, ponieważ z każdą kolejną minutą zaczynał kojarzyć coraz mniej faktów. — Zaraz będzie mama i David, pomogą ci. Nie bój się.
Chciał się poruszyć, dać mu jakich znak, że go słyszał, ale nie zrobił nic. Nie miał na to siły.
— Wyrzuciliście go z domu i zgłosiliście radnym?
— Tak, stanie przed sądem — odpowiedział Zayn. — Payno nie będzie miał większych problemów z uwagi na to, że to nasz teren.
— To dobrze. Obrzydliwe psy — mruknął Louis, głaskając Harry'ego po włosach. Cały czas ściskał jego dłoń. — Bardzo go boli.
— Może się położysz? Wiesz, że to dla ciebie nie jest dobre.
— Nie, chcę przy nim zostać. Możesz poczekać na zewnątrz na mamę i Davida, powinni zaraz być.
Harry usłyszał, jak Zayn opuścił pomieszczenie. Nic nie rozumiał z ich słów, ale był zbyt słaby, żeby się nad tym zastanawiać. Pragnął jedynie, by ten okropny ból w końcu się skończył.
— Będzie dobrze, kochanie. Kilka godzin i mama z Davidem cię poskładają.
Poskładają?! — pomyślał spanikowany Harry. Chciał otworzyć oczy i zobaczyć, co się z nim stało, ale jakaś dziwna siła mu na to nie pozwalała. Mimo że miał przy sobie Louisa, bardzo się bał. W tamtym momencie był kompletnie bezbronny.
Poczuł delikatny pocałunek na swoim czole. Okej, w tamtym momencie bał się trochę mniej. Drobne pocałunki na całej jego twarzy odrobinę podniosły go na duchu.
— Wiem, że mnie słyszysz, Hazz. Za kilka godzin nie będziesz już tego pamiętał — mruknął mu do ucha szatyn. — Mam nadzieję, że kiedy poznasz prawdę, to mi wybaczysz. Bardzo cię kocham.
Tym razem pocałował go mocno w usta.
— A teraz dobranoc, kochanie. Jak się obudzisz, poczujesz się lepiej.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, ale po tych słowach stracił świadomość.
***
Harry wziął głęboki wdech, kiedy odzyskał przytomność. Czuł ogromny chłód, jego serce biło niewyobrażalnie szybko i okropnie bolała go głowa. Odczekał kilka sekund, a następnie powoli otworzył oczy.
— Lou? — zapytał cicho, widząc szatyna siedzącego przy nim. — Co się dzieje? Zimno mi.
Louis niemal od razu podniósł się ze swojego miejsca i ściągnął bluzę. Pomógł Harry'emu się podnieść i ją włożyć, po czym bez słowa ułożył go ponownie na poduszkach.
CZYTASZ
daXrk | larry stylinson
FanfictionHarry wiedział, że na świecie istnieją nadnaturalne stworzenia, ale nikt mu nie wierzył - wszyscy uważali, że to po prostu jego bujna wyobraźnia. A co jeśli okaże się, że część z nich istnieje naprawdę i nowy kolega z klasy wcale nie jest tym, za ko...