rozdział 20

1.1K 96 55
                                    


Ten miesiąc był dla niego bardzo ciężki, ale jednocześnie naprawdę miły.

Od czasu, w którym Louis przyszedł do niego w nocy po pierwszym koszmarze, zdecydował się z nim dzielić sypialnię. Mogło to być odrobinę naiwne z jego strony, ale wampir szanował jego granice i nie robił nic bez jego zgody. Harry pozwalał mu się przytulać i obejmować, jednak na pocałunki i siedzenie na kolanach było dla niego za wcześnie.

Rozmawiali ze sobą praktycznie cały czas. Brunet doszedł do wniosku, że brakowało mu odrobinę tego Louisa, którego poznał we wrześniu. W ich konwersacji już nie było tej nutki ironii i sarkazmu, przypominało to rozmowę między dorosłymi. Harry czuł się odrobinę sztywno, ale z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej.

Był dwudziesty trzeci grudnia, kiedy ich relacja ponownie ruszyła do przodu. Harry miał małe załamanie, ponieważ bardzo tęsknił za mamą i wtedy Louis przyszedł do niego, by go mocno przytulić. Kiedy chciał go pocałować w czoło, Harry niespodziewanie odwrócił głowę i ich usta złączyły się w łagodnym pocałunku.

Louis położył chłodną dłoń na ciepłym i mokrym policzku chłopaka i potarł go delikatnie, powodując, że przez ciało bruneta przeszły przyjemne dreszcze.

— Przepraszam, że jestem powodem twoich smutków, Hazz — powiedział, zakładając kosmyk włosów za jego ucho. Wpatrywali się w swoje oczy bez ruchu.

— Nie jesteś, Lou, To tęsknota — odparł, po czym cmoknął go w szyję, do której miał najlepszy dostęp. Było to delikatne zetknięcie ust z jego skórą, ale sprawiło, że poczuł się jak wcześniej. Bezpieczny w ramionach kogoś, komu na tobie zależy. — Kiedy wszystko wróci do normalności między nami? Tęsknię za tym, co było między nami na początku. Teraz jest... Cóż, trochę poważnie głównie przez moje samopoczucie, ale chciałbym, żebyś przestał się obwiniać na każdym kroku. Nie jestem o nic zły i nie mam żalu, więc teraz czas, żebyś wybaczył sobie. I tak długo żyjesz z wyrzutami sumienia.

Szatyn westchnął głośno i wplótł palce w jego włosy, by przyciągnąć go do swojej klatki piersiowej. Harry położył nogę na jego udzie dla wygody i ułożył się, rozkoszując bliskością, której tak bardzo mu brakowało.

— Przez tyle lat, ile miałem szansę żyć, doszedłem do wniosku, że najciężej jest wybaczyć sobie samemu — westchnął, głaskając go po głowie. — Ale jesteś w tym dla mnie naprawdę dużym wsparciem. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że mnie nie zostawiłeś. Jeśli to mają być moje ostatnie dni życia, to dobrze jest je spędzić z tobą.

Harry wręcz poczuł, jak serce mu się ścisnęło. Odkąd poznał Louisa w tej symulacji, nie widział go aż tak poważnego i przede wszystkim nie słyszał tak delikatnego i niepewnego tonu głosu. Nie wiedział, jak miał się czuć z tą myślą.

— Boisz się śmierci? — zapytał cicho. Zacisnął mocniej palce wokół nadgarstka Louisa, na którym trzymał dłoń. — Albo inaczej. Chciałbyś umrzeć?

Louis przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Oddychał, spokojnie głaszcząc loki bruneta i napawając się tym, jak przyjemnie ciepła była jego skóra.

— Mam takie myśli, żeby ze sobą skończyć. I tak żyję już za długo — powiedział po chwili namysłu. — Ale za każdym razem, kiedy chcę to zrobić, przypominam sobie o tym, co mi powiedziałeś, gdy chciałem się zabić.

Styles zacisnął usta w wąską linię, spinając się w jego ramionach.

— Co ci powiedziałem?

— To był wieczór.

Louis westchnął cicho po wejściu do pokoju Harry'ego. Umówili się na obejrzenie filmu i przytulanie, ale w całym pomieszczeniu panowała ciemność, co równało się z tym, że chłopak zasnął. To była ich ostatnia wspólna noc przed rozpoczęciem symulacji, przez co Louisowi zachciało się płakać, że nie spędzi tego czasu na rozmowie.

daXrk | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz