Harry nie rozumiał co się działo, czuł się zagubiony. Wszystkie wspomnienia zaczęły mu się mieszać, rzeczywistość z symulacją połączyły się w jedno. Jego mięśnie drżały, każda komórka w ciele zdawała się palić. Nie był w stanie nawet otworzyć oczu, a co dopiero poruszyć najmniejszym palcem u stopy. Każdy oddech powodował u niego ból, a gorące łzy spływały po jego policzkach.
Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował, ale mimo to z jakiegoś powodu wiedział, że był bezpieczny i nie miał się czego bać. Wyczuwalna obecność Louisa dodawała mu siły, chociaż ból przejął już cały jego umysł.
— Hazz, już w porządku, obudź się — usłyszał po kilku minutach, które zdawały się być godzinami. — Już po wszystkim.
— Lou? — zapytał cicho zachrypniętym głosem. Wciąż nie miał siły, by choć minimalnie uchylić powieki i dodatkowo poczuł ogromną suchość w gardle.
— Tak, jestem tutaj. Ten pożar to był tylko koniec symulacji, żeby cię nastraszyć. Nie bój się już — szepnął mu prosto do ucha szatyn. — Za kilka godzin odbędzie się rozprawa.
— Wszystko mnie boli, co się stało? — Ton jego głosu był niemal płaczliwy z powodu uczucia palenia. — Proszę, zabierz ode mnie ten ból.
— Wiem, skarbie, symulacja jeszcze na ciebie działa. Tak jakby się jeszcze palisz w moim domu.
To brzmiało cholernie dziwnie, ale się tym nawet nie przejął. W końcu całe jego życie okazało się być jednym wielkim absurdem, więc to nie robiło na nim najmniejszego znaczenia. Po prostu myślał o tym, by przestało go boleć.
— Nie możemy już zacząć tej rozprawy? Nie chcę, żebyście umierali, więc co to za różnica czy teraz czy za kilka godzin?
— Jakiś radny ma przyjechać prosto z Londynu, więc musimy zaczekać. Zaraz przestanie boleć — obiecywał, a Harry mu wierzył. Wiedział, że Tomlinson nigdy nie chciał dla niego źle. — Byłeś bardzo dzielny, wytrzymałeś całą symulację.
Harry wciąż nie był w stanie otworzyć oczu, więc po prostu leżał, nawet nie przekręcając głowy w jego stronę. Poczuł, że Louis złapał go za rękę, co dodało mu odrobinę siły.
— Czemu skończyło się to pożarem? Nie mogłem, nie wiem, pójść spać i się obudzić?
— Wilkołaki lubią bawić się ogniem, jeśli chodzi o wampiry. Tylko to jest w stanie nas zabić, więc myślę, że zrobili to dla rozrywki — westchnął Louis, po czym przejechał palcami po jego włosach. — Ale wszyscy jesteśmy bezpieczni, nikt nie umarł. To się działo tylko w twojej głowie.
Nie odpowiedział, tylko przysunął się bliżej jego dotyku. Z każdą kolejną sekundą faktycznie coraz mniej go bolało, a chłodna dłoń Louisa dawała mu ulgę. Po kilku minutach ciszy nawet udało mu się na chwilę uchylić powieki, jednak było dla niego zbyt jasno, więc ponownie je zamknął.
— Już jest dobrze — odparł cicho. — Gdzie jesteśmy?
— U mnie w sypialni — odpowiedział weselej. — Pozostali są na dole razem z twoją niespodzianką.
— Niespodzianką? — zapytał zaskoczony.
— Tak. Takie małe podziękowanie od reszty za twoją decyzję.
Harry poruszył się niespokojnie, próbując się podnieść, ale nie miał na tyle siły, by to zrobić. Poczuł, jak Louis wsunął rękę pod jego plecy i delikatnie go uniósł, po czym oparł wygodnie o poduszki. Brunet westchnął cicho i w końcu zaczął otwierać zmęczone powieki.
Tomlinson wyglądał pięknie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, wyglądał na wyspanego i wręcz tryskającego energią. Harry również się uśmiechnął, a następnie leniwie uniósł dłoń, by dotknąć jego policzka.
CZYTASZ
daXrk | larry stylinson
FanfictionHarry wiedział, że na świecie istnieją nadnaturalne stworzenia, ale nikt mu nie wierzył - wszyscy uważali, że to po prostu jego bujna wyobraźnia. A co jeśli okaże się, że część z nich istnieje naprawdę i nowy kolega z klasy wcale nie jest tym, za ko...