Sto dwadzieścia cztery lata później
— Ogarnij się w tym momencie, Lou, bo będziesz miał celibat przez następny miesiąc!
Louis przewrócił oczami na jego słowa, ale przestał maltretować biedną myszkę i pozwolił jej uciec. Spojrzał na bruneta zirytowany, po czym wyciągnął z wiaderka różową ścierkę.
— Już sprzątam, nie gorączkuj się tak. Tu nawet nie jest tak brudno — westchnął, za co został zdzielony szmatą w tył głowy.
— Proszę o szacunek dla mojej rodziny, bo następnym razem będziesz zlizywał bród z nagrobka, a ja wszystko nagram i będę cię tym szantażował — ostrzegł go i wrócił do dokładnego wyrywania niechcianych chwastów wokół grobu. Zmarszczył nos, widząc ogromną ilość robaków, których się brzydził. — Dzięki temu, że o niego dbamy, utrzymuje się w idealnym stanie od ponad stu czterdziestu lat. Zależy mi na tym, żeby mieli ładne miejsce spoczynku.
Louis uśmiechnął się smutno i podszedł do swojego męża, by pocałować go w czoło. Odrobinę mokre ręce położył na jego talii i przyciągnął go do siebie.
— Wiem, kochanie. Przepraszam, już nie będę narzekał — obiecał cicho, na co Harry cmoknął go w policzek. — Posprzątamy i wrócimy do domu, dobrze?
— A nie mieliśmy dzisiaj wyjść z chłopakami na miasto? — zapytał, a Louis pokręcił przecząco głową.
— Dziś jest środa, umówiliśmy się na czwartek. Resztę dnia mamy tylko dla siebie — odparł z chytrym uśmieszkiem. — Możemy porobić dużo rzeczy.
— Tak, dokładnie posprzątać na strychu przed naszym wyjazdem — powiedział i odsunął się od niego. — Sprzątaj, bo chciałbym się napić ciepłej herbaty.
Minęło wiele lat, od kiedy Tomlinsonowie wrócili do Doncaster. Na pewien okres czasu musieli się przeprowadzić, ponieważ się nie starzeją i nie chcieli wzbudzać podejrzeń. Mieszkali w wielu pięknych miejscach — na Teneryfie, we Francji, w Meksyku, w Stanach Zjednoczonych, w Szkocji, w wielu pięknych wioskach i dużych miastach. Louis i Harry nie zawsze przeprowadzali się ze swoją rodziną, ponieważ czasami potrzebowali jako małżeństwo samotności. Pół wieku temu wyjechali razem do Japonii, by spędzić tam kilka pięknych lat. Czuli się ze sobą szczęśliwi i mimo upływającego czasu, nie mieli siebie dość.
Ich miłość była dziwna. Kochali się najmocniej na świecie, ale często sobie dogryzali i czasami dochodziło do naprawdę ostrych kłótni. Zawsze jednak znajdowali sposób na to, by się pogodzić — przeważnie to Louis musiał udobruchać Harry'ego, ponieważ brunet był niesamowicie uparty. Wampir w pewien sposób był jego pantoflem i często mu ulegał, ale jedynie w sprawach codziennych. W łóżku mieli ustalone role, których zawsze się trzymali. Mimo stu dwudziestu czterech lat ich libido wciąż było naprawdę duże. Dosłownie uprawiali seks co drugi dzień i nigdy im się to nie nudziło.
— Hazz, skończyłem — mruknął po kilku minutach czyszczenia.
Brunet spojrzał w jego stronę i uśmiechnął się delikatnie.
— Dziękuję, Lou. Pięknie posprzątałeś.
Louis niemal podskoczył na wesoły ton głosu swojego męża. Uwielbiał go uszczęśliwiać, uwielbiał widzieć uśmiech na jego twarzy.
— Widzisz, jak chcę, to potrafię — zaśmiał się i podszedł do Harry'ego, by go przytulić od tyłu. — Pójdziemy na lody, okej? Jest gorąco.
— Jest ci gorąco, bo stoisz obok mnie — powiedział poważnie, na co Louis się zaśmiał.
— Masz rację, kochanie. To ty tak na mnie działasz.
***
Londyn, 23.04.2231 r
— Lou, trochę się boję — szepnął Harry, przyciskając się do ciała męża. — Myślisz, że to koniec świata?
— Nie wiem, skarbie, ale nie bój się. Jestem tu z tobą, nic nam nie grozi — powiedział cicho, głaskając go po talii.
— Wiesz, że nie boję się o siebie, tylko o ciebie.
Na świecie panowała okropna wojna, w której brały udział roboty, chcące wyeliminować gatunek ludzki. Cóż, maszyny trochę wymsknęły się spod kontroli rządzących i teraz wszystkim groziło niebezpieczeństwo.
— Kocham cię bardzo mocno, Hazz. Obiecuję, że cię nie zostawię.
Louis pochylił się, by pocałować go delikatnie w skroń. Uśmiechnął się do ukochanego, który wcisnął twarz w jego szyję. Obydwoje pragnęli jedynie poczuć się razem bezpiecznie i być szczęśliwym.
— Jest okej, jest okej — szeptał do siebie brunet, usilnie starając się uwierzyć w te słowa.
***
Doncaster, 26.09.2309 r.
— Wiedziałem, że ten grób nie utrzyma się tyle lat. No ale pomarzyć zawsze można – westchnął Harry, kiedy po kolejnej wojnie razem z Louisem przyszedł odwiedzić swoją rodzinę. Cały cmentarz był zniszczony i przez prace panujące nad wyczyszczeniem tego tereny, mogli obserwować go z odległości kilku metrów. Harry opierał głowę o ramię Louisa, chcąc poczuć jego bliskość.
— I tak długo wytrzymało, skarbie. Zrobimy im mały ołtarzyk w domu i zapalimy znicz, dobrze? — zapytał cicho, starając się go pocieszyć. — Będą przy tobie cały czas.
— No dobrze — mruknął, chociaż nie brzmiał na szczęśliwego. — Ale chciałbym pójść na pizzę. Myślisz, że chłopaki też będą mieli ochotę?
— Myślę, że tak, zwłaszcza, jeśli zostanie polana krwią.
Istnienie świata nadprzyrodzonego wyszło na jaw i o ile na początku było wiele bitew, tak w tamtym momencie panował pokój. Wampiry dostawały w restauracjach specjalny dodatek krwi do potraw od ludzi, w zamian za wspieranie ludzkich akcji charytatywnych. To był dość sprawiedliwy układ.
— To chodźmy, tylko najpierw zróbmy ten ołtarzyk — mruknął Harry, po czym splótł swoje palce z palcami Louisa i razem z nim ruszył w kierunku ich domu.
***
Francja, 17.06.2451 r.
Harry uśmiechnął się szeroko, siadając okrakiem na biodrach Louisa. Pochylił się, by mocno pocałować swojego leżącego męża i cicho westchnął w jego usta ze szczęścia.
— Mój ulubiony rodzaj randek — powiedział, a następnie sięgnął do koszyczka z truskawkami, by włożyć jedną między wargi. Pochylił się ponownie, dzięki czemu Louis mógł odgryźć kawałek. — Już się robi ciepło, więc możemy częściej robić sobie pikniki.
— Wszystko dla mojej ślicznej księżniczki — zaśmiał się i położył dłonie na jego talii. — Kocham cię, Hazz. Jesteś dla mnie wszystkim.
— Ja ciebie też kocham, Lou. To dziwne, że po tylu latach mi się jeszcze nie znudziłeś — parsknął śmiechem i ponownie pocałował męża.
— To chyba ja powinienem powiedzieć to o tobie. Jesteś nieznośny — mruknął, na co dostał głośne prychnięcie. — Zachowujesz się gorzej niż moja mama, gdy byłem jeszcze młodym wampirem.
— Teraz jesteś stary, ale mnie to nie przeszkadza, kochanie.
Louis uśmiechnął się szeroko i zmienił ich pozycję, by nad nim górować.
— Dla mnie jesteś jeszcze bobasem, Hazz. Ale i tak cię kocham.
— Czyli co? Na zawsze razem?
— Na zawsze razem.
Harry kochał Louisa i Louis kochał Harry'ego. Czuli się przy sobie najlepiej i nawet wieczność nie była dla nich straszna, póki byli razem.
czesc misiaczki, to niestety koniec): bardzo dziękuję wam za przeczytanie tej historii, za kazdy komentarz i oddany głos. mam nadzieję, że wam się podobało, kocham was, liv xxx
CZYTASZ
daXrk | larry stylinson
FanfictionHarry wiedział, że na świecie istnieją nadnaturalne stworzenia, ale nikt mu nie wierzył - wszyscy uważali, że to po prostu jego bujna wyobraźnia. A co jeśli okaże się, że część z nich istnieje naprawdę i nowy kolega z klasy wcale nie jest tym, za ko...